20 lat to szmat czasu – setki sesji zdjęciowych, wywiadów, inspirujących rozmów i relacji ze świata mody. To też niezliczone godziny przeznaczone na pracę nad każdym kolejnym numerem, kolegia, kreowanie nowych akcji, obserwowanie trendów i wyciąganie z nich tych najlepszych, a także nieprzerwany kontakt z czytelnikiem.
Ten rok jest dla nas szczególny – bo w 2020 roku obchodzimy 20-lecie istnienia Fashion Magazine. Wspominamy więc najlepsze momenty z pracy nad pierwszym, w całości, polskim tytułem modowym na rynku. W naszym cyklu "The Best of Fashion" znajdziecie legendarne sesje zdjęciowe, okładki, wywiady czy artykuły z historycznych numerów Fashion Magazine, które specjalnie dla was odnaleźliśmy w naszym archiwum.
The Best of Fashion: Kayah
Kayah Rooijens (z domu Szczot) pojawiła się w sesji do Fashion Magazine w 2009 roku, na rok przed wydaniem albumu "Kayah & Royal Quartet" w stylu muzyki klasycznej, nagranego wspólnie ze stowarzyszeniem Royal String Quartet. Eskperymenty z różnymi gatunkami muzycznymi to nie nowość dla ciemnowłosej piosenkarki. Chwilę wcześniej laureatka Fryderyka eksperymentowała z soulem i jazzem na albumie "Skała". Do sesji zdjęciowej do Fashion Magazine zaprosiliśmy ją dokładnie 10 lat po premierze przebojowej płyty "Kayah i Bregović", utrzymanej w bałkańskich rytmach. Dziś, 11 lat po tej wspomnianej sesji, Kayah jest właścicielką jednej z najważniejszych polskich wytwórni płytowych (Kayax) zrzeszających artystów takich jak: Monika Brodka, Daria Zawiałow, HEY, Justyna Święś, Karaś/Rogucki, Krzysztof Zalewski, Natalia Przybysz, Nosowska, Smolik, The Dumplings czy Zakopower.
Kayah od zawsze wspierała młodych twórców, ale także środowisko LGBT. Dziś, wyrazem wsparcia dla mniejszości seksualnych piosenkarka wraz z innymi artystami przymierza się do wydania albumu "4 Queers 4 Queens". Na płycie znajdą się piosenki takich artystów jak: Ralph Kamiński, Reni Jusis czy Brodka.
Wywiad z Fashion Magazine, 2009 rok.
Kayah dla dorosłych
Z dumą nosi stygmaty kobiecości. Ale kiedy chce zakłada spodnie i reguluje rachunki. Nie musi stwarzać dystansu, by budzić respekt. Czuła jak anioł i twarda jak "Skała", na kanapie Fashion.
Rozmawiała: Agnieszka Puchalska
Gdybym była Kayah jeden dzień, zdziwiłabym się, że…
… dotyczy mnie wiele zwykłych, codziennych problemów. Byłabyś zaskoczona jak ciężko jest być takim samym człowiekiem, jak inni, a nieść ciężar ocen i plotek.
I dowiedziałabym się jak smakuje sukces.
Sukces bywa źródłem satysfakcji, szczególnie kiedy dotyczy sfery będącej życiową pasją. Potrafi też smakować gorzko, kiedy okazuje się, że ludzie postrzegają cię jedynie przez jego pryzmat.
A słowa to słodziutka nagroda?
Pewnie dla niektórych to nie tylko nagroda, ale i główny bodziec działania. W samej sławie nie ma nic złego. Natomiast w braku szacunku dla czyjejś prywatności odnajduję zwykle pogwałcenie praw jednostki. Ciągle podkreślam, że sprzedaję płyty, nie siebie. Nawet jeśli w swoich piosenkach jestem otwarta i opowiadam w nich osobiste treści. Dziś sława równa się byciu własnością masy, która często jest niesprawiedliwa i złośliwa. To nowe zjawisko w polskiej mentalności.
Sukces bywa źródłem satysfakcji. (…) Smakuje też gorzko, okazuje się, że ludzie postrzegają cię tylko przez jego pryzmat.
A mogłabyś na powrót stać się anonimowa, niewidzialna? Obudzić się jako pani X bez adoracji, szeptów, ciekawskich spojrzeń?
Ależ ja uwielbiam niewidzialność. Nie jestem pewna, czy zniosłabym na stałe, ale czasem funduję sobie czapkę niewidkę. Ludzie często zapominają, że poza pracą na scenie i w tv mam normalne życie, w którym wcale nie muszę paradować w pawich piórkach i używać makijażu.
Tak jak innych dotyczą mnie choroby, gorszy humor, grawitacja, mijający czas, samotność i złość z bezsilności wobec wielu spraw. To sfera osobista i nie powinna być punktem odniesienia dla ogółu. W końcu nie żyję po to, by spełniać oczekiwania innych. To, że klęski osób publicznych bardziej cieszą ludzi, jest smutnym potwierdzeniem myślenia przeciętnego Polaka, który sądzi, że gdy jego sąsiad złamie nogę, to on sam będzie lepiej chodzić.
Muzyka ma płeć?
Ponoć istnieje tzw. sztuka waginalna, ale uważam to za obraźliwe i seksistowskie stwierdzenie. Wierzę jednak w jakiś kobiecy pierwiastek w twórczości. Zdarza się, że poezja kobieca bardziej do mnie przemawia, kino kobiece, fotografia. To polega na trochę innej w rażliwości i innym spojrzeniu na świat.
Podoba mi się czułość, z jakq śpiewasz o kobietach. To, jak się za nami ujmujesz. Mam wrażenie, że pokazujesz to, co staramy się ukryć, a co stanowi o naszej najgłębszej istocie.
Utożsamiam się z kobietami, bronię ich i czuję się dumna, że jestem jedną z nich. Są odważne i silne, uczuciowa i mądre. Żywię do kobiet bardzo siostrzane uczucia.
Co jest naszą słabością?
To, że kobiety takie uczucia do siebie nawzajem czują rzadko. Wiecznie ze sobą rywalizują i tym samym umacniają potęgę męskiej solidarności.
Nie tylko postrzegamy siebie nawzajem jako rywalki, ale też jesteśmy dla siebie najsurowszymi sędziami. Wymagamy niemożliwego. Nie potrzebujemy nikogo, by się skutecznie zdołować, prawda?
Rzeczywiście jestem dla siebie bardzo surowa. Zawsze wydawało mi się, że nie mogę wymagać niczego od innych, jeśli sama nie spełniam konkretnych kryteriów. To nie jest zbyt zdrowe, zdaję sobie z tego sprawę. Ale największą porażką byłoby dla mnie zawieść ludzi, z którymi pracuję. Kiedy jestem zmęczona czy chora, mam do siebie żal, że brakuje mi tej gwiazdorskiej asertywności. Przez ostatnich 15 lat nie odwołałam ani jednego koncertu. Nawet z nogą w gipsie stanęłam na planie zdjęć robionych na okładkę płyty „The Best and the Rest". Może nic byłam w najlepszej formie, ale byłam. Myślę jednak, że to moje poczucie obowiązkowości niedługo zweryfikuje wiek. (śmiech)
Walczysz z kompleksami?
Ludziom często wydaje się, że osoby publiczne ich nie mają. Ale podlegając ciągłej krytyce, mimo woli pielęgnujemy je jeszcze bardziej. Okropnie boli, gdy często przez przypadek ktoś z krytykantów trafi w nasz słaby punkt. Ważne, by umieć przyznać się przed sobą szczerze, co jest niedobre (nie myląc z postrzeganym niedobrze) i wymaga pracy, poprawy, korekcji, a docenić w sobie to, co pozytywne. Nie ma nic nieskromnego w znajomości
swoich dobrych stron. Sama musiałam do tego dojść, bo wychowywana byłam w nieco innym duchu. Mój syn rośnie w silnym poczuciu własnej wartości, autonomii i niezależności. Chwalę go, kiedy tylko mogę. To bardzo ważne.
Spróbujmy zdekonstruować mit Supermenki tj. kobiety z błyskotliwą karierą, udanym zwiqzkiem i gromadkq szczęśliwych dzieci. Czy to jest w ogóle możliwe? A może to frustrujqce i niebezpieczne kłamstwo?
No pewnie że możliwe. Wszystko zależy od naszego nastawienia do świata, przytomności umysłu. Szczęście trzeba umieć wypracować. Jak przekonywał nas ks. Twardowski: „gdy bóg zamyka drzwi, otwiera okno, a z nieba spadają nieszczęścia potrzebne do szczęścia” – bo niby jak byśmy wiedzieli, czym jest szczęście lub jaki cud jest naszym udziałem, gdyby nie można było tego porównać z czymś przeciwnym. Poza tym, co to byłaby za nuda, taka stagnacja?
Ale ja mówię o tym, że każda z tych rzeczy wymaga tak niewyobrażalnego nakładu pracy i energii. Może szczęście na wszystkich poziomach jest po prostu niemożliwe.
Może trzeba wybrać?
Nie chcę wybierać, chcę mieć wszystko albo nic.
Tak jak Roch moja córka urodziła się w grudniu. Dla mnie narodziny dziecka były szokiem. Zima wydawała się nie mieć końca. To zderzenie miłości z ciężarem odpowiedzialności za drugiego człowieka było obezwładniające.
Rzeczywiście początki były trudne. Przez pierwszy miesiąc byłam uwięziona w czterech ścianach, gdzie jedyną rozrywką były wrony za oknem na ośnieżonym polu. Do tego niestety depresja poporodowa, przed którą nikt mnie wcześniej nie ostrzegał i o której nie nic wiedziałam. Roch przez pierwszy rok nie przespał ani jednej nocy, a ja każdą z nich spędzałam, kołysząc go godzinami w ramionach. A mówią: małe dzieci mały kłopot… (śmiech)
Co w macierzyństwie jest najtrudniejsze?
Myślę, że trudny jest cały proces wychowawczy, odpowiedzialność za tworzenie człowieka. Pomyśl, to od ich decyzji, od wpojonych im wartości będą leżały losy przyszłego świata. Ale lepiej widzieć szklankę do połowy pełną. To w końcu także ogromna radość i duma, nadzieja i wielka nauka pokory.
Czy dojrzałość służy Twojej muzyce?
Podobno człowiek im więcej wie, tym staje się mniej kreatywny. Włącza mu się zbyt wiele blokad i zahamowań. Mam nadzieję, że w moim przypadku jest inaczej. Nadal czuję, że się rozwijam. Moje dwie płyty „Jaka Ja Kayah i „Stereotyp” do dziś uważam za swoje wybitne osiągnięcia, choć nie odbiły się takim echem jak pierwszy „Kamień . Mam wysoko ustawioną poprzeczkę. To nieraz deprymujące. Wewnętrznie czuję, że zbliżam się do momentu, w którym coraz trudniej zbiera się właściwe słowa. Być może mamy ich określoną ilość, a ja powiedziałam już wystarczająco dużo.
Oczekiwania fanów i krytyków na pewno nie ułatwiają sytuacji.
Jeśli zastanawiałabym się, jak inni to odbiorą, być może sparaliżowana nie napisałabym nic. Dzięki bogu swoją sztukę traktuję jak pewną swobodną formę wypowiedzi i wyrażania siebie. To musi wynikać z mojej wewnętrznej potrzeby. Inaczej można zwariować. Kiedy Bachowi brakowało natchnienia, grał na klawikordzie wielkich poprzedników.
Bez czyjej muzyki nie byłoby Kayah?
Nic starczy miejsca. Ale proszę nie myśleć, że to tylko amerykańskie nazwiska. Od dziecka byłam jak gąbka i chłonęłam wielu artystów. Do dziś pamiętam piosenki Ireny Santor czy Jerzego Połomskiego.
A pomysł muzyczny przychodzi skąd?
To wiercipięta w uchu wewnętrznym, kóry aż się prosi o zagranie na fortepianie. Skurcz mięśni układający palce w akord na klawiaturze, a potem następny. Czasami czysty przypadek. Lubię wierzyć, że jestem jedynie kanałem przepływu jakiejś wyższej energii.
Substancją muzyki jest uczucie. Jakieś 90 procent piosenek mówi o miłości. Lepiej komponujesz i piszesz w stanach euforii dajmy na to zakochania, czy depresji rozczarowania?
Z natury jestem pogodna i towarzyska. Uwielbiam żarty i śmiech. Tworzę jednak pod wpływem smutku. To on stymuluje mnie do pracy. Jest ulubionym kolorytem w muzyce.
Odbiór której z Twoich płyt najbardziej Cię zaskoczył?
Tej z Bregovićem. Dziś wiem, że wszystko co ma choć odrobinę zagraniczny rodowód, jest w Polsce zawsze uznawane za szlachetniejsze.
A jaka będzie ta najnowsza „Skała”?
Spóźniona (śmiech). Emocjonalna jak zwykle. Ostatnio Tomek Jacyków prosił mnie o płytę dla dorosłych. Myślę, że to dobre określenie.
Kto w Kayaxie jest Twoim pupilem? Jest ktoś, w kim rozpoznajesz siebie?
Kto szczególnie przypomina Ciebie?
Nikt mnie nie przypomina, bo się ode mnie o wiele bardziej dojrzali, świadomi i silni. Nawi dużo się od nich uczę. Nie ma co się oszukiwać, że ze wszystkimi poznałam się dobrze i jestem blisko. Ale każdy z nich bez wyjątku jest cennym członkiem naszej kayaxowej rodziny.
A „Fabryka” może wyprodukować artystę?
Wyprodukować może gwiazdę. W końcu taki tytuł miał ten program. Artystę można jedynie wspierać, edukować, pomóc się rozwijać. To starałam się robić jako juror w programie i to robimy na co dzień w Kayaxie. Mnie interesują artyści. Cudownie, kiedy udaje się im zrobić karierę i stają się gwiazdami. Natomiast nie każda gwiazda lansowana przez media jest artystą.
Nie jestem seksistką. Nie dzielę ludzi na mężczyzn i kobiety, lecz mądrych i głupich, fajnych i nie…
Kobiety nie boją się już metryki. Czterdziestka to dla nas cudowny czas. Wszystkie kąty są już namierzone. Wiemy, czy warto, czy raczej nie. No właśnie, czego w życiu nie warto? Przejmować się tym, co inni myślą i mówią o tobie. Czy Kayah i Kasia sprzed 20 lat miałyby dzisiaj sobie coś do powiedzenia?
Chętnie od tamtej wzięłabym młodość, żywioł, siłę fizyczną i zdolność regeneracji, ale za nic nie zrezygnowałabym z dzisiejszej świadomości i doświadczenia. Powiedziałabym jej: idź śmielej, nie bój się popełniania błędów, bo tylko tak czegoś się nauczysz.
Lubisz mężczyzn? Tak po prostu jak stworzenia boże? (śmiech)
Bez nich źle i z nimi niedobrze. Czasem się ich boję, czasem nimi smucę. Lubię mężczyzn mądrych i czarujących, szarmanckich, eleganckich i z klasą.
Do czego oni są nam potrzebni?
Ponoć do otwarcia słoika, (śmiech) Nie jestem seksistką, już od dawna nie dzielę ludzi na mężczyzn i kobiety, lecz na mądrych i głupich, fajnych i nie… Miałam w piosenkach tendencje pisać o niesnaskach między płciami. Ale było to bardziej wynikiem żalu, że tak ciężko się nam porozumieć. O tym była „Supcrmcnka”, „Testosteron”, a i „Córeczka” była trochę buntem przeciw porządkowi świata napędzanemu hormonami. Ciężko mi będzie w świetle tego wytłumaczyć się z ostatniego tekstu jaki napisałam do filmu Olafa Lubaszenki „Złoty środek”. Historia w filmie jest dość groteskowa, ponieważ jedna z najpiękniejszych polskich aktorek – Ania Przybylska gra tam kobietę, która przebiera się za faceta. Nawiązałam więc do treści obrazka dając również upust swojemu rozczarowaniu dzisiejszym mężczyzną. Zasmuca mnie wszechobecne zniewieścienie, lenistwo i konformizm. Mam dość całego tabunu przepięknych i wartościowych samotnych kobiet wokół. Panowie, co się z wami dzieje?
Z Ciebie jest prawdziwa feministka.
Feministki nie zamierzają mnie włączyć w swoje szeregi, bo kiedyś w wywiadzie przyznałam, że choć czuję się wyemancypowana i sympatyzuję z każdą świadomą i wyzwoloną kobietą, nie widzę nic złego w wyprasowaniu koszuli ukochanej osobie. We love you, we serve you – i to dla mnie jest naturalne. Tak więc nie reprezentuję żadnej ze spornych stron, (śmiech)
Częściej kochałaś czy byłaś kochana?
Kochałam prawie non stop, zawsze z nadzieją, że wzajemnie. Nie robię takich bilansów, bo wbrew pozorom, nie jest tragedią nie być kochanym z wzajemnością, lecz nie móc pokochać samemu.
Samotność to luksus czy porażka?
Czasem to wybór, czasem przymus, czasem porażka, którą można przekuć w luksus.
W miarę upływu lat zyskujemy czy tracimy?
Na mojej nowej płycie „Skała”, śpiewam taki refren: w człowieku jest boga ślad nieskończoności jest znak światło na dnie, którego nie pokona mijający czas szlachetny kamień jak diament w sobie ciągle masz.
Piękniej tej rozmowy nie zakończymy. Dziękuję.
Rozmawiała: Agnieszka Puchalska
Zdjęcia Aldona Karczmarczyk / AF PHOTO
Stylizacja: Mariusz Przybylski
Asystent stylisty Marta Lewandowska
Asystent fotografa: Kuba Król
Makijaż: Natalia Grewińska
Fryzury Piotr Domoslawski
Scenografia: Jakub Bukata
Retusz Jacenty Karczmarczyk
Produkcja sesji Maran Łazęcki / FASHION MAGAZINE
Za udostępnienie wnętrz do sesji dziękujemy Klubowi i Teatrowi Capitol. Ul. Marszałkowska 115, 00-102 Warszawa, www.teatrcapitol.pl