Nie jest tajemnicą, że wielkie domy mody lubią inspirować się mniejszymi twórcami. Czasami jednak te inspiracje są zbyt widoczne. Niepisanym królem tych „pożyczeń” jest dla wielu Jeremy Scott, a więc dyrektor kreatywny marki Moschino. W Nowym Jorku właśnie otwarto muzeum, w którym postanowiono wyśmiać jego prace.
Za projekt odpowiada artysta-fotograf Adrian Wilson, który nadał mu ironiczny tytuł „Galeria inspiracji Jeremy’ego Scotta (lub kopii, jeśli to jest to samo)”. W środku znajdziemy ubrania, które kiedyś Scott lub Moschino splagiatowali. Nie są to jednak te słynne podróbki omawiane w świecie mody. Zostały one poddane ponownemu plagiatowi przez twórcę galerii. I tak można spotkać tam torby z napisem „STOLEN MOSCHINO ART” czy t-shirty opatrzone hasłem „Nothing is SCOTT free”.
Scott sądzi się właśnie z grafikiem znanym jako Rime, który oskarżył projektanta i Moschino o kradzież własności intelektualnej, a konkretnie jego grafik, które dziwnym trafem są niemal identyczne z tymi wykorzystanymi przez markę w sezonie jesień – zima 2015. Proces jest w toku. Więcej o tym przeczytacie w naszym wcześniejszym artykule.
– Logika Moschino jest po prostu śmieszna. Nie można zawłaszczać sobie prac street artowych twórców tylko z tego powodu, że powstały nie do końca legalnie na murach – tłumaczy twórca galerii, Adrian Wilson, w rozmowie z The Fashion Law. – Szerszym pytaniem jest, co branża mody sądzi o niezależnych artystach. Wschód świata ma tańszą produkcję, więc nam pozostają pomysły i idee. Jeśli te ostatnie są ignorowane i bezczelnie kopiowane, to nie widzę większej przyszłości dla Zachodu – dodaje. I trudno się z nim nie zgodzić.