MODA, SHOPPING ONLINE, STYL ŻYCIA
Wariacja na temat przeszłości w kolekcji Balenciaga jesień-zima 2017
06.03.2017 Michalina Murawska
Gvasalia zdążył już przyzwyczaić nas do swojego bezkompromisowego i niezwykle odważnego podejścia do mody. Projektant nieustannie bawi się pojęciem (tak zwanego) luksusu, pragmatyzmu, mody użytkowej i streetwearu, co sezon dostarczając publiczności mnóstwa zaskakujących propozycji, które ta łyka (i kupuje) niczym zahipnotyzowana. Od roku dotyczy to jednak nie tylko założonego przez niego kolektywu Vetements, ale także (jeśli nie przede wszystkim) domu mody Balenciaga. I jak sam mówi, jego celem w liczącej niemal 100 lat marce jest chęć uchwycenia idei „nowoczesnego wyrafinowania”, które przejawia się chociażby w pewnego rodzaju nonszalancji i określonemu nastawieniu w noszeniu ubrań.
Mimo że Gvasalia pracuje w Balenciadze od nieco ponad roku, zdążył już wypracować sobie charakterystyczne elementy, które bardziej wnikliwi analitycy jego twórczości z pewnością spodziewali się zobaczyć także w kolekcji jesień-zima 2017. I mieli rację – Gruzin także i tym razem nie miał zamiaru rezygnować ze swoich ulubionych motywów (przeskalowanych okryć wierzchnich, dopasowanych kozaków ze spandeksu czy florystycznych deseni). Zaproponował je jednak w nietypowej formie, a zaskoczyć postanowił na innych polach.
Projektant niby wziął pod lupę klasykę, a nawet elementy dress code-u biurowego (podobnie jak miało to miejsce w kolekcji męskiej), ale nadał im bardzo specyficznego, a miejscami wręcz futurystycznego wydźwięku. Uwagę przykuwały nie tylko przeciwsłoneczne okulary niczym żywcem wyjęte z „Matrixa”, ołówkowe spódnice wykonane z, uwaga, wycieraczek samochodowych (tylko on mógł na to wpaść), garniturowe spodnie, które uzupełniono o sportowe lampasy, czy prążkowane golfy z gorsetowymi liniami pod biustem i sportowymi zamkami pod szyją. Największą konsternację wzbudziły chyba jednak asymetrycznie zapięte płaszcze i marynarki, do których inspirację Gvasalia znalazł w archiwach francuskiego domu mody, a konkretnie na niepublikowanych wcześniej fotografiach, na których uwieczniono modelki z tak właśnie udrapowanymi okryciami wierzchnimi.
Nie sposób pisać o kolekcji Gvasalii dla Balenciagi bez wspomnienia o dodatkach, które tym razem absolutnie trzymały wypracowany w poprzednich sezonach poziom. Projektant po raz kolejny zaprezentował oversize’owe, „bazarowe” shoppery i kozaki z lycry, które tym razem wykonano w ciemnej zieleni i kanarkowej żółci. Nie zabrakło abstrakcyjnych kolczyków (które miała na sobie chociażby jedyna Polka na wybiegu – Maria Zakrzewska), mini torebek z wężowej skóry i czółenek, w których po raz kolejny pojawiło się logo marki stylizowane na to promowane przez sztab Berniego Sandersa podczas wyborów prezydenckich w USA.
Nikt chyba jednak nie spodziewał się, że to co, zobaczył do tej pory było jedynie przedsmakiem do istnej modowej uczty, jaką Demna Gvasalia postanowił zaserwować wszystkim zgromadzonym. Kontynuując nawiązania do archiwów Cristobala Balenciagi, gruziński projektant postanowił pójść kilka kroków dalej i pokazał dziewięć spektakularnych kreacji couture – w sam raz na przypadającą w tym roku setną rocznicę założenia marki. Zapierające dech w piersiach suknie, w tym model bez ramiączek i z gigantyczną kokardą, oraz zabudowany i wykonany z piór, początkowo miały być jedynie reinterpretacją historycznych projektów Balenciagi. „Uznałem, że to jednak za dużo”, powiedział Gvasalia na backstage’u. „Chciałem więc zachować je w czystej postaci.”. Jedynym dodatkiem zdradzającym projektanta były kieszenie i ogromne, „bazarowe” shoppery, dopasowane oczywiście do kreacji.
My jesteśmy zachwyceni i ewidentnie nie jesteśmy osamotnieni w swojej opinii. Bo jeśli znana ze swoich sceptycznych recenzji Sarah Mower z „Vogue’a” pisze, że „(Gvasalia) zmiażdżył system”, reszta komentarzy jest chyba zbędna.
Przeczytaj także:
9 rzeczy, które powinniście wiedzieć o Cristobalu Balenciadze