Hana marzyłaby, żeby nosić trampki. Na razie – jak na panią z eurostruktur przystało – nosi czarne szpilki i prążkowane garsonki. I kiedy postanawia rzucić to wszystko, całe stare życie, europracę i amerykańskiego chłopaka, myśli sobie, że kupi teraz adidasy i będzie jeździć na rowerze w samej koszulce bez stanika. Będzie robić, co zechce…
Hana jest jedną z bohaterek powieści Jaroslava Rudiša „Cisza w Pradze”. Jaroslav Rudiš jest wspaniałym czeskim pisarzem, którego bohaterowie – cytując jednego z nich – „próbują zagnieździć się w dorosłości”.
Zachwyciłam się nim dwa lata temu przy okazji książki „Koniec punku w Helsinkach”. Po „Ciszę w Pradze” sięgnęłam z nadzieją i nie zawiodłam się. Rudiš to wnikliwy obserwator współczesności. Tych wszystkich ludzi, którzy mają 20, 30, 40 lat i niezbyt dobrze odnajdują się w codzienności – marzą, by trochę się zbuntować, marzą, żeby być trochę punk, tak jak marzył Rudiš, gdy dorastał w latach 80. „Koniec punku w Helsinkach” to opowieść o tym, jak jego pokolenie zderzyło się z transformacją. W „Ciszy w Pradze” przygląda się młodszym, również tym urodzonym w latach 90. I okazuje się, że zmieniły się czasy, zmieniły atrybuty, a zwłaszcza ich dostępność, ale dostosować się ciągle trudno. Nawet jeśli zamieni się adidasy na szpilki, a potem odwrotnie.
Co jednak uderza, to znaczenie tych atrybutów. Bohaterów „Helsinek” określała muzyka, ci z „Ciszy w Pradze” też jej słuchają i po zespołach można rozpoznać ich wiek, ale oni są bardziej, nazwijmy to, materialni. Jeśli prawnik z Ameryki, to jeździ samochodem z przyciemnianymi szybami. Jeśli facet, który nie zgromadził nic poza kolekcją płyt, to jeździ tramwajem, zresztą jako motorniczy. Jeśli ktoś, kto chce rozwalić system, raczej – prawdę mówiąc – świr, to w upał nosi skarpety i brązowy płaszcz. I dziewczyny. Hana, ta koło trzydziestki, która porzuca eurostruktury, która w wyrzuceniu szpilek upatruje klucza do zmian. I Vanda, niespełna osiemnastoletnia wokalistka w punkowym zespole, którą uspokajają zakupy. W chwili stresu idzie do sklepu, by chociaż poprzymierzać: usiane złotymi ćwiekami czarne skórzane conversy za kostkę, czarny top z różową czaszką i czarny skórzany pasek z metalowymi piramidami, który właśnie przywieźli z Berlina.
„Kiedyś Europę łączyło chrześcijaństwo, potem Mozart albo Fellini. Dziś łączą ją samoloty, urzędnicy, supermarkety, rowery, iPody i marki trampek. Chociaż to ostatnie może nie jest prawdą. Może trampki są ostatnim znakiem oporu przed eurounifikacją. Zauważyła, że każde miasto ma swoją markę. Berlin nosi adidasy. Mediolan pumy. Londyn umbro. Madryt najki. Praga conversy. Przynajmniej w tym roku”, pisze Rudiš portretując Hanę. W ogóle, wierzcie mi, nie wygląda na faceta, który choć śladowo interesuje się modą. A jednak w powieści, która dzieje się dzisiaj, w latach dwa–tysiące–dziesiątych, starannie ubiera swoich bohaterów.
Oczywiście, to nie jest jakaś nowość w literaturze. Co więcej, w dawnych epokach, dużo łatwiej niż dzisiaj można było po strojach zidentyfikować bohatera w społeczeństwie. Tyle, że wtedy żaden arystokrata nie marzył, a przynajmniej nie wyrażał tego ubraniem, żeby wyglądać jak mieszczanin. Jeśli już, to mieszczanin chciał wyglądać jak arystokrata. Dzisiaj mieszają się aspiracje. Rudiš to pięknie opisuje, a komu nie chce się czytać (choć stanowczo zachęcam!), niech rozejrzy się dookoła. Zobaczy zastępy bizneswomen, które – chcąc pokazać, że w gruncie rzeczy mają w sobie luz – do płaszczy z wielbłądziej wełny zakładają sneakersy. I punkówien, które za pieniądze rodziców nadrabiających kasą deficyty opiekuńczości, kupują markowe skóry i fabrycznie powydzierane dżinsy.
Moda zawsze o czymś opowiada. Garsonki, a potem damskie spodnie opowiadały o wyzwoleniu kobiet, mini ilustrowało wyzwolenie seksualne, przeskalowanie lat 80. mówiło o przepychu ówczesnego Zachodu. Dzisiejsze łączenie wszystkiego ze wszystkim na pozór wydaje się chaotyczne. Jednak nie, ono dużo mówi o tym, co – pomijając kwestie polityczne – definiuje nasze czasy: o tym Rudišowym „gnieżdżeniu się w dorosłości”. Paniom na stanowiskach moda na sneakersy pozwala trochę spuścić z tonu, dzięki inspirowanym punkiem drogim ciuchom dziewczyny na starcie mogą poczuć się nieco starsze.
Wnioski pozostawmy badaczom. Na razie czytajmy Rudiša.
Jaroslav Rudiš „Koniec punku w Helsinkach”, „Cisza w Pradze” tłum. Katarzyna Dudzic
Wyd. Książkowe Klimaty