Nie, bo go nie stać po tym, jak został zwolniony za mobbing.
Tym diabłem, oczywiście jest Miranda, tytułowa bohaterka filmu Davida Franka nakręconego na podstawie powieści Lauren Weisberger. Fabuła? Aspirująca do kariery dziennikarskiej dziewczyna (Andrea grana przez Anne Hathaway) zatrudnia się w redakcji modowego pisma „Runway” jako asystentka wrednej naczelnej (wspomnianej Mirandy; w tej roli Meryl Streep), która rzuca jej kłody pod nogi i futra na biurko. Z czasem nowicjuszka poznaje wielki świat, by się przekonać, że nie jest on dla niej. Występują także: przełożona Andrei, Emily (Emily Blunt), dyrektor artystyczny Nigel (Stanley Tucci) oraz chłopak Andrei Nate i jej adorator Christian.
Umówmy się, nic bardzo tu odległego od baśni o złej królowej i poczciwym kopciuszku. A jednak – a może właśnie dlatego – ten film chwycił. Zwłaszcza że pierwowzorem Mirandy, jak wieść niesie, miała być naczelna „Vogue’a” Anna Wintour (która ma się świetnie i nikt jej nie zwolnił). Do dziś, 17 lat po premierze, film jest uważany za pozycję obowiązkową dla każdego fana mody i włączany do repertuaru kolejnych platform streamingowych. Jak ogląda się go po latach? Co zmieniło się na świecie, w modzie, w nas samych? Sprawdźmy najbardziej znamienne sceny, dialogi i sytuacje pokazane w filmie.
KAWA NA WYNOS W PAPIEROWYCH KUBKACH I Z PLASTIKOWYMI POKRYWKAMI.
Niegdyś symbol wielkomiejskości, sukcesu i ogólnie bycia człowiekiem mody, stąd z takimi kubkami chodzą bodaj wszyscy bohaterowie obrazu. Dziś wstyd, bo nosi się własne wielorazowe. Jednak gdy w Warszawie otwierano pierwszy Starbucks, papierowe kubki były dzierżone w dłoniach niczym trofea. Z racji ceny kawy co niektórzy dzierżyli je długimi tygodniami. Codziennie! Co uczyniło je de facto wielorazowymi. Z korzyścią dla planety.
ŁAPANIE TAKSÓWEK NA MIEŚCIE.
Kolejny atrybut metropolitalnego stylu życia. Dziś to często niemożliwe. Założony w 2009 roku Uber i tym podobne wynalazki podcięły tradycyjną branżę taksówkarską i obecnie dyktują warunki. W czasie ulewy lub wichury – w cenach prywatnego helikoptera. To w USA, w Polsce stara branża jeszcze się broni, ale z cenami jest niewiele lepiej.
WYDRUKI KILKU ARTYKUŁÓW, z którymi Andrea odbywa tournée po redakcjach z nadzieją, że ktoś ją zatrudni. Dziś byłoby to kilkaset tekstów online z rodzaju „Jaką pizzą jesteś?” albo „Poleciałam z Krakowa do Poznania Ryanairem”. W finale Andreę zatrudnia jeden z dzienników przekonanych jej tekstem o stowarzyszeniu dozorców. W 2023 roku – raczej wątpliwe.
PANIKA NA WIEŚĆ O PRZYBYCIU SZEFOWEJ do redakcji. Nie te czasy. Owszem, legenda głosi, że bywały w Polsce
naczelne, które o północy wracały do redakcji z afterparty po pokazie mody i oczekiwały obecności całego zespołu, ale w drukowanych mediach już nie pracują. Podobnie jak te, którym dziennikarze rozsypywali płatki róż wzdłuż drogi z windy do gabinetu, co opisał branżowy magazyn „Press”. W USA dla odmiany pracownicy potrafili opublikować protest przeciw zatrudnieniu naczelnej. W ten sposób w 2021 roku Alexi McCammond, nowa szefowa „Teen Vogue”, została zmuszona do przeprosin za swoje rasistowskie i homofobiczne komentarze sprzed dziesięciu lat.
„Musi doprowadzić wszystkich do MDŁOŚCI, ATAKÓW PANIKI, MYŚLI SAMOBÓJCZYCH” – narzekają na Mirandę podwładni. Przecież to definicja mobbingu. Meryl Streep zrobiła wiele, by nadać swojej bohaterce ludzką twarz. Ale to nadal twarz brzydka. Z takimi dialogami w 2023 roku „Diabeł ubiera się u Prady” nie byłby komedią, lecz dramatem. Twórcy filmu widzieli jednak sprawę inaczej. Oglądając, jak rozpaczliwie Andrea próbuje spełnić najbardziej absurdalne wymagania i zachcianki Mirandy, widz słyszy przecież wesoły jazz. Jako że zadaniem podkładu muzycznego jest narzucenie odpowiedniego nastroju i odbioru, otrzymujemy sugestię, że mobbingowanie Andrei jest komiczne, nie może być traktowane serio i oceniane negatywnie. Co więcej, cechy Mirandy są powszechnie znane na zewnątrz („Mnie możesz się przyznać, to osławiona sadystka” – mówi do Andrei jej – chwilowy – adorator, dziennikarz Christian). Mimo to nadal pozostają przedmiotem żartów.
„Czyżbyś wyrżnęła główką o chodnik?” – pyta Andreę Miranda w typowym dla siebie stylu, gdy ta zamierza wybrać się do księgarni, by córkom naczelnej KUPIĆ NOWEGO „HARRY’EGO POTTERA”. Miranda oczekuje bowiem nieopublikowanego jeszcze maszynopisu bestsellera. „Dziewczynki chcą poznać ciąg dalszy” – tłumaczy osłupiałej asystentce, która istotnie w ciągu kilku godzin zdobywa maszynopis. Możliwe, że dziś córki Mirandy raczej wzywałyby na kanałach społecznościowych do bojkotu pisarki za jej transfobiczne wypowiedzi. Rowling od kilku
lat nie ma, oględnie mówiąc, dobrego PR-u. Nie zaproszono jej nawet do produkowanego przez HBO programu zrealizowanego niedawno z okazji 20. rocznicy premiery pierwszego filmu o Harrym Potterze. „Ciekawe, czy zrzuciła tłuszcz” – to uwaga naczelnej o Gwyneth, zapewne Paltrow. Miranda nazywa Andreę „brudną i grubiastą”, mówi, że myślała, że przyjęła do pracy „inteligentną grubaskę”, Nigel zaś chce się zakładać z nią o „tyłek w rozmiarze 38”.
I tak dalej. Dziś w Stanach gwarantowałoby to pozew i odszkodowanie, w Polsce raczej też nie do pomyślenia. Czy raczej nie do wypowiedzenia, bo OBSESJA CHUDOŚCI W ŚWIECIE MODY trwa w najlepsze. Wszelkie kariery modelek plus size, mocno zresztą efemeryczne, bo na wybiegach są praktycznie nieobecne, to takie alibi. Podobnie jak artykuły o ciałopozytywności. Hipokryzja, bo fatshaming ma się świetnie.
Andrea, jej chłopak i para równie młodych przyjaciół piją toast za „PRACE, KTÓRE POZWALAJĄ OPŁACIĆ CZYNSZ”. Nie w obecnej rzeczywistości. Ani w Nowym Jorku, ani w Warszawie, jeśli nie mieszka się w kilkoro. Średni czynsz w Nowym Jorku to 5200 dolarów miesięcznie, średnie miesięczne wynagrodzenie wynosi około 4200 dolarów. W stolicy Polski skromne dwa pokoje kosztują średnio 3500 zł, przeciętna (czyli dobra, bo mowa o zatrudnionych w przedsiębiorstwach) pensja netto 6000 zł. Co ciekawe w maju tego roku na sprzedaż wystawiono
neorenesansowy dom, w którym mieszkała fikcyjna Miranda. Cena? 27,5 miliona dolarów za dziesięć łazienek, dwie kuchnie, sześć kominków, siłownię, taras, loggię oraz niemal niezmieniony od czasów nagrania filmu wystrój.
Pracownice „Runwaya” na widok stroju Andrei wykrzykują: „W CO ONA SIĘ UBRAŁA? W SPÓDNICĘ PO BABCI?”.
Dziś to komplement. Nie tylko eksszef Gucciego Alessandro Michele uczynił z garderoby seniorki swojego rodu punkt odniesienia dla estetyki marki (za jego kadencji uważanej za jedną z najbardziej pożądanych i wpływowych marek świata), o babci Jacquemusa w roli modelki jego kampanii nie wspominając… Styl vintage i w ogóle ubrania vintage to jeden z najsilniejszych trendów obecnej mody. W Polsce babcie też rządzą w modzie młodych, choćby u duetu Rad i Agi Wolnicy, absolwentki SAPU, dla której babcine kuchenne fartuchy były punktem wyjścia do
stworzenia (bardzo udanej) kolekcji dyplomowej.
Węże w sesji zdjęciowej w Central Parku. Ryzykowne. WYKORZYSTYWANIE ŻYWYCH ZWIERZĄT zazwyczaj grozi
oskarżeniem o maltretowanie. Martwych zresztą też, dzisiejsza Miranda nie nosiłaby futer, bo to źle widziane. Miałaby też problemy z ich kupnem, bo zrezygnowało z nich wiele wiodących marek.
„Bo w tym WIELOMILIARDOWYM BIZNESIE CHODZI O PIĘKNO DUCHOWE” – ironizuje Nigel. Nic się nie
zmieniło. Moda to nadal przede wszystkim (a zazwyczaj wyłącznie) biznes. Tyle że już nie miliardowy, lecz bilionowy. Rynek odzieży warty jest już trzy biliony dolarów. Nie wspominając o tym drugiego obiegu.
„Nie mogę uwierzyć, że CAŁYMI DNIAMI GADAM O TYM BADZIEWIU: »Współczesna kobieta budzi w sobie
zwierzę i idzie w miasto«” – szydzi z samego siebie Nigel. Nie żeby dzisiejsze podpisy pod zdjęciami zawsze były bardziej inteligentne… WYMÓG CHODZENIA PO REDAKCJI W SZPILKACH? Nonsens. Zmienił się styl życia i rozluźnił dress code. Większość firm i urzędów nie wtrąca się w baleriny ani mokasyny zatrudnionych u nich kobiet – nawet tych na wysokim szczeblu. W modzie korporacyjnej mówi się wręcz o zuckerbergizacji (od Marka Zuckerberga, szefa Facebooka, i jego szarych T-shirtów) kultury biurowej. Narzucanie noszenia szpilek w 2023 roku? Dobre sobie. Podobnie zresztą jak narzucanie czegokolwiek. „Pokaz haute couture to największe wydarzenia świata mody, ZOBACZYSZ GALLIANO” – zachęca Nigel. No niekoniecznie… W 2011 roku po wygłoszeniu w jednym z paryskich barów antysemickiej tyrady nagranej telefonem przez oburzonych turystów projektant stracił pracę w Diorze. I szacunek w branży. Ostracyzm trwał dwa lata. Za sprawą interwencji – kogóż by innego – Anny Wintour Galliano pokierował zespołem projektowym Oscara de la Renty, rok później zaś został mianowany nowym szefem Maison Margiela. Jest nim do dziś, a marka rynkowo trzyma się nieźle. Trudno jednak powiedzieć, by Galliano
powtórzył sukces – zarówno własny sprzed lat, jak i Margieli. SŁYNNY WYWÓD O NIEBIESKIM SWETRZE, który
nim trafił do wyprzedażowych koszy w marketach, by kupili biedni (nie)modowi abnegaci tacy jak Andrea, przeszedł wielomiesięczną drogę rozpoczętą, oczywiście, w redakcji „Runway” która konkretny odcień wybrała na barwę sezonu. Wywód tak obrazowy, że do dziś na jego przykładzie redaktorzy mody tłumaczą, jak powstają trendy, choć to nieprawda. Dziś bowiem równie dobrze mogą one zacząć swój bieg na TikToku, u celebrytki przyłapanej przez paparazzi, u influencerki buszującej w sklepach vintage.
„Od 72 lat Runway TO NIE TYLKO PISMO, TO ŚWIATŁO PRZEWODNIE ELEGANCJI I WDZIĘKU” – oświadcza
na konferencji Nigel. Nawet w uwielbiającej egzaltację branży mody taki bon mot wydaje się dziś zbyt pretensjonalny. I mało aktualny. Dziś tytuły modowe podejmują tematy rasizmu, wykluczenia, praw kobiet, praw mniejszości, związków, depresji, żałoby i – jak ostatnio – wojny. Żaden szanujący się tytuł nie pozwoli sobie obecnie na beztroskę i odwracanie się plecami od rzeczywistości. Także za sprawą czytelników, którzy chcą wiedzieć więcej.
I WRESZCIE SAMA MODA. Paradoksalnie, ona zestarzała się najmniej. Ale kunszt wykonania, piękne projekty i widoczna nawet na małym ekranie jakość zawsze się obronią. Czy mamy czuć się winni, że „Diabeł…” po latach nadal nam się podoba? Ani trochę. To nadal dobra rozrywka. Jest świetnie napisany i jeszcze lepiej zagrany. Budżet na kostiumy uświadomił zaś, że – wbrew intencjom autorów i ogólnemu morałowi płynącego z filmu – szata ewidentnie zdobi człowieka. Oglądajmy go i się śmiejmy – także z jego wartości historycznej. I z tego, że w tylu momentach jest już nieaktualny.