Waginy jako wielkie poduszki, atłasowe i aksamitne, w postaci lizaka lub stroika z woalką – to prace rzeźbiarki Iwony
Demko, artystki wyjątkowej, która za cel postawiła sobie opowiadanie o kobiecości i jej afirmację. I robi to w wyjątkowo odważny i bezkompromisowy sposób.
O Boże, co ty znowu wymyśliłaś! – to była reakcja mojej mamy, kiedy zobaczyła pierwszą waginę, pracę pod tytułem „Waginatyzm” w 2009 roku. Ja wtedy odpowiedziałam: „Zobacz, mamo, jaka jest śliczna”. I ona się nią zachwyciła – wspomina rzeźbiarka Iwona Demko. I rzeczywiście, tworzone przez nią waginy są przyjazne, piękne, połyskujące, na granicy kiczu niemalże. Artystka świadomie odeszła od realistycznego, biologicznego wizerunku waginy prezentowanego przez wiele tworzących sztukę kobiet wcześniej. „Zdawałam sobie sprawę, że ta dosłowność odstręcza, a temat jest wystarczająco kontrowersyjny. Chciałam, żeby do moich prac ludzie podchodzili z zainteresowaniem, sympatią, żeby ta przyjazna forma oswajała ich na wejściu. Dzięki temu łatwiej mogli zaakceptować to, co widzą. To łamanie tabu w przyjazny sposób, bo założyłam sobie, że moje prace powinny podobać się nawet »pani w berecie« – mogłyby znaleźć się na kramie pod Sukiennicami. Miały zachęcać do tego, żeby się w nie nawet wtulić nosem. I dopiero później zorientować się, że wsadziło się nos w waginę. I że to wcale nie było takie straszne” – opowiada rzeźbiarka. Przyznaje, że było dla niej jasne, że ta campowa, kiczowata forma spotka się z brakiem akceptacji środowiska artystycznego, ale zgodziła się na to świadomie. „Ważniejsze było dotarcie do szerokiego grona odbiorców i odbiorczyń. To była społeczna misja w stronę afirmacji waginy” – deklaruje Iwona Demko. Wszystko zaczęło się od książki „Wagina. Sekretna historia kobiecej siły” Catherine Blackledge. „To było objawienie. W 2009 roku kupiłam używany egzemplarz przez internet, bo nakład był wyczerpany. 300 stron na temat waginy, dużo informacji stricte biologicznych, wiele o kulcie, jakim otaczano waginę. Ta lektura mnie zadziwiała, momentami czerwieniłam się, czytając… Wahałam się, czy czytać tę książkę w miejscach publicznych” – przyznaje artystka.
„Przełomem była dla mnie informacja o tym, że wagina była kiedyś traktowana jako miejsce magiczne, symbol szczęścia, zdrowia i pomyślności. Ten sposób myślenia był całkowicie odmienny od tego, w jakim wzrastamy w kulturze chrześcijańskiej” – mówi rzeźbiarka. Tłumaczy, że to postrzeganie waginy podyktowane było przekonaniem, że kobieta jest jedyną kreatorką życia. „Patrzenie na poczęcie w ten sposób warunkowało
pozycję społeczną i polityczną kobiet, choć nie można mówić o dokładnej odwrotności patriarchatu. Wszystko zmieniło się, kiedy stało się jasne, że do stworzenia nowego życia potrzebny jest mężczyzna. Wtedy zaczęto temperować wolną wcześniej seksualność kobiet”. Rzeźbiarka postanowiła przekazywać opowieść o pierwotnym postrzeganiu kobiecości dalej – i tak zaczął się dziesięcioletni okres pracy wokół waginy”. To bardzo feministyczna w wyrazie sztuka, choć Iwona
Demko nie zakładała na początku, że będzie artystką feministką. „Robiłam prace związane z moim życiem. Nie chciałam swojej
twórczości przypisywać z góry do jakiejś kategorii. Inni jednak szybko zrobili to za mnie, określając moje prace jako feministyczne. A to jest określenie, które budzi pewne obawy, bo mamy zakodowane, że oznacza coś gorszego. Wiele kobiet artystek, kiedy słyszy, że ich prace są feministyczne, zaczyna się zastanawiać, co
powinny zmienić”. Nie ona! Dla artystki ważne jest, jak jej prace odbiera publiczność.
„Kobiety często reagowały negatywnie. Udawały, że nie widzą. Zdarzały się też reakcje zaskakujące. Kiedyś dwie starsze panie
powiedziały, że są zachwycone. Oświadczyły, że nigdy nie uważały, że waginy są brzydkie i cieszy je taki pozytywny przekaz. Mężczyźni reagowali radością, podszytą przekonaniem, że właśnie trafili na nimfomankę w mojej osobie. Kiedy dowiadywali się o kulcie, uśmiech schodził im z twarzy…” – relacjonuje Iwona Demko. Praca doktorska rzeźbiarki miała postać „Kaplicy Waginy”. „Doktorat musi być upubliczniony, dlatego galerię rzeźby na krakowskim wydziale ASP zamieniłam na pewien czas w »Kaplicę Waginy«, wykorzystując plany architektoniczne tego miejsca. To była sensacja, ponieważ natychmiast rozniosło się, że jest coś, co
trzeba zobaczyć. Pojawiła się nie tylko kadra i studenci, ale też pracownicy administracji. Podczas demontażu zjawił się pan portier, który był zawiedziony, bo na następny dzień zaprosił na zwiedzanie znajomych” – dodaje Iwona Demko. „Niektórzy byli zachwyceni, uznając, że wreszcie pojawia się coś ciekawego, inni wysyłali listy z zażaleniami do dziekana” – podsumowuje. Artystka widzi, że świat, w którym i dla którego tworzy, ewoluuje. „Coraz wyraźniej widać działalność aktywistek niosących pozytywny przekaz na temat kobiecej seksualności i ciała. Z seksualnością kobiecą wiąże się także moja praca habilitacyjna dotycząca postrzegania prostytucji – kiedyś sakralnej, obecnie traktowanej jako coś deprecjonującego i funkcjonującej na zupełnie innych zasadach. W projekcie będącym moją pracą habilitacyjną wzięły udział – zachowując anonimowość – kobiety mające doświadczenie w pracy seksualnej”. W tym numerze pragnęliśmy dać wam możliwość zobaczenia pięknych poduszkowych, radosnych wagin. Temat dotyczący seksworkingu musi jeszcze poczekać.