MODA, SHOPPING ONLINE, STYL ŻYCIA

Nowe oblicze Burberry na sezon wiosna-lato 2017

21.02.2017 Michalina Murawska

Nowe oblicze Burberry na sezon wiosna-lato 2017

O idei see-now-buy-now można powiedzieć wiele – zarówno dobrego (jest bowiem modelem stricte nastawionym na konsumenta) i złego – wprowadza chaos, szczególnie wśród odbiorców, a brak jednoznacznego stanowiska projektantów i coraz popularniejsze łączenie kolekcji damskich i męskich wprowadza podziały do i tak już mocno podzielonej branży. Dlatego tym razem, z niekłamaną przyjemnością, skupimy się wyłącznie na kolekcji, przypominając jedynie, że marka Burberry jako jedna z pierwszych, które opowiedziały się za see-now-buy-now, już drugi sezon z rzędu wyłamała się z oficjalnego kalendarza świata mody.

Prawda jest taka, że w przypadku nowych projektów dyrektora kreatywnego i CEO Burberry – Christophera Baileya, naprawdę nie ma znaczenia czy są to propozycje na wiosnę-lato czy jesień-zimę. Faktycznie, może zdradza to dobór tkanin w postaci zwiewnej bawełny i lnu (chociaż i tak lwią częścią kolekcji są także mięsiste wełny i bawełna dresowa), lecz najistotniejsza jest w niej konstrukcja zainspirowana twórczością brytyjskiego rzeźbiarza, Henry’ego Moore’a. Urodzony w hrabstwie Yorkshire artysta znany jest szczególnie z abstrakcyjnych rzeźb często będących wariacją na temat ludzkiego ciała. I właśnie tę abstrakcyjną dysproporcję, wraz z niekiedy zdekonstruowanymi, a nawet nieco obłymi kształtami, Bailey wziął na warsztat w swojej nowej kolekcji – zaproponował rozmaite wariacje na temat klasycznego trencza, oversize’owe żakiety wyposażył w mocno bufiaste rękawy, postawił na asymetryczne dekolty czy warstwowość dającą wrażenie trójwymiarowości. Sztuka Moore’a była obecna także na dodatkach, a konkretnie botkach z cholewką-skarpetą i abstrakcyjnym obcasem (wyczuwamy sprzedażowy hit!).

Dyrektor kreatywny Burberry nie poprzestał jednak wyłącznie na inspiracji twóczością Moore’a, ale przeanalizował i włączył do swojej kolekcji także element jego codziennej (a nawet „roboczej”) garderoby – koszule w paski, wyblakłe niebieskie spodnie i kombinezony, które zestawił z typowo dziewczęcymi i mocno zdobionymi fasonami. Zabudowane i zapinane na guziki kombinezony miały tkane naramienniki, a na koszule narzucono transparentne i wyszywane koronkowymi aplikacjami sukienki. Sporo miejsca poświęcił także wełnie, a jeszcze więcej… bawełnianej bluzie. Ta ostatnia według Baileya nie tłamsi kobiecego ciała, a raczej podkreśla je tam, gdzie należy (ciekawe co na to Demna Gvasalia i Kanye West?). Ma przedłużony fason, więc narzucona na sukienkę może stać się jej częścią, często posiada asymetryczną linię ramion, wycięcia w talii lub falbanę biegnącą na ukos – od wysokości pasa aż po dolny szew.

Oczywiście Bailey nie byłby sobą, gdyby w jego kolekcji nie pojawiły się elementy nawiązujące nie tylko do tradycji samej marki, ale Wielkiej Brytanii w ogóle. Tym razem, oczywiście oprócz trenczu i warkoczowych splotów na dzianinach, na wybiegu pojawiły się peleryny, z których Burberry było znane na początku swojego istnienia, zanim na dobre zaczęło być utożsamiane z trenczem. We współczesnej wersji towarzyszyły im mocne zdobienia, począwszy od koronki i piór, a na luksusowych kryształkach kończąc.

System see now buy now, jak bardzo byśmy go nie krytykowali, w przypadku Burberry chyba zdaje egzamin. Bailey nie ma zamiaru gonić czy dostosowywać się do prognozowanych trendów, a zamiast tego, bierze na warsztat kultowe (oraz często nieco zapomniane) elementy dziedzictwa zarówno Wielkiej Brytanii, jak i samej marki podając je nie tylko w unowocześnionej, ale czasami nawet nieco futurystycznej formie. Łączy modę ze sztuką, abstrakcję z utylitaryzmem, a marzenie o przyszłości z nostalgią za historią. Czy tak właśnie wygląda ucieleśnienie geniuszu? Modowego na pewno.