Niezależnie od tego, czy są to siły wyższe, czy zwykła biologia, prawda jest taka, że różni ludzie są obdarzeni różną ilością talentów. Niektórzy całe życie trzymają się jednego fachu, inni odczuwają nieustanny głód nowego i odkrywają w sobie kolejne zdolności. Historia zna wiele przypadków doskonale prosperujących gwiazd, które prosto z ekranów skierowały swe kroki na nowe eksperymentalne lądy. Jedni trafili do kuchni, inni do polityki. Znani i lubiani mają swoje firmy kosmetyczne, są specami od ekologii, spraw społecznych, czy guru fitnessu. Nic w tym dziwnego, że swoją pulę gwiazdorskich talentów otrzymała też moda. Projektanci z celebryckim i gwiazdorskim rodowodem mnożą się jak muszki owocówki na starym bananie. Oczywiście, jak zawsze w takich przypadkach, z różnymi sukcesami. Zapraszamy do szalenie subiektywnego przeglądu gwiazd i „gwiazd”, które postanowiły umoczyć paluszki w świecie z okładek kolorowych magazynów.
Ok, zacznijmy od czegoś naprawdę zaskakującego. Wiedzieliście, że Antonio Banderas chce zostać projektantem? Nie? A to najszczersza prawda! 54-letni aktor przeprowadził się niedawno do Londynu, gdzie zamierza podjąć naukę na prestiżowej uczelni Central Saint Martins. W rozmowie z ITV stwierdził, że „projektowanie siedzi w jego głowie już od dawna”. Na efekty tego kreatywnego zrywu musimy jednak trochę poczekać, w końcu edukacja zajmuje sporo czasu, ale trzeba przyznać, że marka modowa Banderasa może wywołać spore zamieszenia. W sumie już wzbudza zainteresowanie, choćby nasze. Miejmy nadzieję, że profesjonalne podejście nie okaże się zgubne, bo kto wie – za kilka lat nikogo mogą już nie obchodzić projektujące sławy. Chociaż koniec końców, to może być tylko sprytny wybieg, mający na celu zapoznanie się z kilkoma uroczymi studentkami. Przypominam, że aktor wiosną zeszłego roku rozwiódł się z Melanie Griffith po 18 latach małżeństwa. Co przywodzi na myśl jeszcze jedno skojarzenie – słynny męski kryzys wieku średniego. Ale od kiedy ciuchy stanowią na niego remedium? Może czeka nas nowy trend wśród pięćdziesięcioletnich rozwodników? 1. Jessica Simpson
Jakkolwiek kontrowersyjnie to nie zabrzmi, inspiracją dla tego artykułu stała się Jessica Simpson. A raczej wiadomość, że jej marka w ubiegłym roku zarobiła, uwaga, okrąglutki miliard dolarów. Jak donosi serwis buzzfeed.com, to więcej niż dochód American Apparel, czy Sotheby’s, a niewiele mniejszy niż zyski Crocs. No właśnie, ta ostatnia ramka nie może kłamać, jest to spore osiągnięcie, a ci co widzieli nagrania z dyskontowych walk o te specyficzne buty, mają już plastyczne porównanie: miliard dolarów = sukces. Na czym dorobiła się gwiazda pop? No cóż, nie ukrywajmy, oferta jest raczej przeciętna, ale i efektywna, bo działa tu połączenie znanego nazwiska i przystępnych cen. Nie wspominając o licznych przecenach, które sprawiają, że ubrania są dostępne właściwie dla każdego. Na stronie Macy’s jakąś-tam-bluzeczkę można nabyć za 15 dolarów, chociaż nikogo nie namawiam do zakupów. Marka planuje ekspansję na nowe rynki, ale nie sądzę, żebyśmy mogli spodziewać się najazdu. Jessica Simpson nie wydaje się górować w polskich słupkach popularności. Z komentarzy w Internecie można się za to dowiedzieć, że szczególną popularnością cieszą się wysokie obcasy z metką Jessici Simpson. Polki, które nie chcą zostać w tyle za tym specyficznym światowym trendem zakupowym mogą zajrzeć na Allegro, na którym można znaleźć trochę butów i bielizny podobno (!) od marki celebrytki. Ceny raczej atrakcyjne. Wzornictwo? Niech każdy oceni sam. 2. Victoria Beckham
Na takiej liście nie mogło zabraknąć najbardziej „Posh” ze wszystkich "Spices". Jedna z prawdziwych ikon lat 90., które rządziły nastoletnimi mózgami mojego pokolenia. Obozy były różne, jedni inwestowali w plakaty The Kelly Family, inni szaleli na punkcie Michaela Jacksona, ale przypadków wyznawczyń Spice Girls również nie brakowało. Zespół, którego styl można określić jako jeden z głównych nurtów mody lat 90., czyli karykaturalnego niemal kiczu i tandety, rozpadł się praktycznie na przedsionku nowego millenium, a każda z wokalistek poszła swoją drogą. Historia zniosła dwa powroty tego składu, ale powiedzmy sobie szczerze, żaden z nich nie był udany. Victoria Beckham miała najwięcej szczęścia i rozumu. I trzeba przyznać, że uporu, bo wiadomość, że chce zajmować się modą, przysporzyła jej nie tylko sceptyków, ale autentycznych wrogów. Od 2000 roku co jakiś czas pojawiała się na wybiegach, jako projektantka okularów, perfum czy dżinsowych kolekcji, jednak na poważnie związała się z modą w 2008 roku. Początki nie były łatwe, bo mało kto potrafił uwierzyć, że dawna królowa kiczu zaprojektuje coś godnego uwagi. Krytycy małej wiary plują sobie dziś w brody, bo marka Victoria Beckham ma się doskonale. Styl projektantki, bo tak się już zasłużenie o niej mówi, jest charakterystyczny i idealnie wpisuje się w jej własny aktualny wizerunek perfekcjonistki – ostry, kobiecy, szykowny i bardzo daleki od wulgarności. Victoria Beckham zrosła się już z nowojorskim tygodniem mody, stworzyła również drugą, nieco bardziej przystępną cenowo linię – Victoria. Odebrała kilka nagród, była redaktorką Vogue’a, a na jej stronie w Wikipedii, kariera projektancka wskoczyła ponad muzyczną. I słusznie, bo to doskonały dowód, że można zdobyć sukces w modzie, nie odcinając się może od przeszłości, ale również nie opierając się wyłącznie na poprzednich dokonaniach. 3. Beyoncé Knowles, Tina Knowles, Solange Knowles i Jay Z
House of Deréon, biorąc pod uwagę popularność samej JuJu aka Mothe aka Bee aka Sasha Fierce aka Queen B (uff), jest zaskakująco nieznany. Z jakiegoś powodu Beyoncé nigdy nie chciała poważnie promować swojej marki, którą założyła z matką i stylistką – Tiną Knowles w 2004 roku. Hasłem przewodnim było „couture, które kopie duszę”, serio – „Couture.Kicks.Soul”. Estetyka przeniesiona rodem z kostiumów scenicznych zespołu Destiny's Child, coraz mniej pokrywała się z wizerunkiem samej Beyoncé, która z ambicjami wkroczyła w świat wielkiej mody. Kwestia, czy z sukcesami, pozostaje sporna. Przytaczając hasło reklamujące linię przeznaczoną dla młodszych dziewczyn: „w której chodnik spotyka wybieg”, „Where the sidewalk and catwalk meet”, dodam, że zazwyczaj miejsce, w którym chodnik coś spotyka, nazywamy krawężnikiem, a to już rodzi przykre skojarzenia, szczególnie związane z życiem na krawędzi. I to również wpisywało się w filozofię założycielek marki, które w 2008 roku wypuściły kolekcję dla dziewczynek „The Deréon Girls Collection", której kampania zasłynęła z siedmiolatek paradujących na obcasach i w pełnym makijażu. Niektórzy dopatrywali się w tym szokujących obiektów seksualnych, ale z perspektywy czasu widać tu jednak karykaturalny efekt „malutka-starowinka”, raczej nieprzyjemny estetycznie i wysyłający sprzeczne sygnały. Na krawędzi zdaje się też przyszły los marki House od Deréon, który jest aktualnie zamrożony. Facebook marki zatrzymał się w czasie na 2012 roku, strona już nie działa, chociaż w zeszłym roku, z tego co pamiętam, jeszcze można było na niej robić zakupy. Poprawcie mnie, jeśli nie mam racji. 125 tysięcy polubień na Facebooku każe się zastanawiać, czy wokalistka w pewnym sensie nie ukrywała tej marki. Przypomnijmy, że sama Queen B ma 62-milionową armię fanów. No ale cóż, może gwiazda sceny ma inne priorytety. I słusznie bo House of Deréon nigdy nie miał nic ciekawego do zaoferowania, więc może dobrze, że umarł śmiercią naturalną 3. Beyoncé Knowles, Tina Knowles, Solange Knowles i Jay Z
W przyjemnym kontraście do rodziny swojej żony, miejsce w świecie mody z sukcesami zagrzał muzyk i producent muzyczny Jay Z. Scena hip-hopowa niezwykle ciepło i lojalnie przyjęła markę Rocawear, której Shawn Corey Carter jest współwłaścicielem. Firma założona w 1997 roku przynosi spore zyski, a w 2012 roku została wyceniona na prawie 500 milionów euro. Chociaż Jay Z sprzedał prawa do nazwy Iconix Brand Group, która posiada w swoim portfolio między innymi takie marki, jak Badgley Mischka, Lee Cooper, czy dwie marki Madonny - Material Girl i Truth or Dare by Madonna, to zachował pakiet swoich udziałów i nadal kieruje jej poczynaniami. 4. Pharrell Williams i Kanye West
Modni „kolaboranci”. Ich nazwiska są tak hot, że sprzedadzą dosłownie wszystko, ale skupimy się wyłącznie na modnych współpracach. Pharrell sygnował już swoim nazwiskiem sygnety i inne precjoza marki Louis Vuitton, których ceny na przestrzeni wielu kolekcji wahały się od 2 do ponad 620 tysięcy dolarów. Kolejną marką, z którą współpracował wiecznie „Happy” Williams był włosko-francuski specjalista od odzieży zimowej - Moncler. Tę kapsułową kolekcję fashioniści rozchwytywali w 2010 roku, podobnie jak jej kolejną edycję z 2013, tym razem proponującą tytanowe okulary przeciwsłoneczne i puchowe kurtki. Rok później zaprzyjaźnił się z marką Uniqlo, dla której zaprojektował linię koszulek, promujących platformę kulturalną „i am OTHER”. Również w 2014 zaczął się romans ze światem perfum, a konkretnie zapachu dla niej i dla niego, o mało zaskakującej nazwie „Girl”, wypuszczonych pod szyldem Comme des Garçons. Psychoza, która wniknęła dookoła szczęśliwej aury muzyka miała jednak swoje dobre strony. Z okazji International Happiness Day przygotował on koszulki nawiązujące do hitu “Happy” i zbierał pieniądze na cele charytatywne przy okazji internetowego projektu 24 Hour Of Happiness, podczas którego ludzie z całego świata tańczyli i śpiewali. 2014 przyniósł też chyba najlepszą do tej pory współpracę w dorobku Pharrellla, czyli kontrakt z marką Adidas. Sytuacja jest jednak mniej typowa, niż mogłoby się zdawać, bo Williams posiada ekologiczną firmę tekstylną Bionic Yarn, z której pochodzą materiały użyte w kolekcjach. Propozycje Pharrellla zdobyły sporą popularność. Zagwarantowało ją świetne połączenie szerokiej oferty kolorystycznej i wyjątkowej prostoty, która zapewnia uniwersalność.