Kanye West to postać ikoniczna dla naszych czasów. Choć bardzo by tego chciał, trudno jest go traktować poważnie, szczególnie słuchając jego natchnionych wypowiedzi, czy deklaracji dotyczących kandydowania na prezydenta USA. West czuję się nie tylko gwiazdą, celebrytą, idolem. Największym pragnieniem rapera jest bycie artystą przez „A” wielkie niczym jego ego. Im bardziej multimedialnym artystą – tym lepiej. Jego największym dziełem jest oczywiście Kim Kardashian, którą od lat modyfikuje wedle własnej woli, z wprawą legendarnego Pigmaliona, który nie mogąc znaleźć idealnej kobiety, po prostu ją sobie wyrzeźbił. I Kanye też rzeźbi, oprócz muzyki i wiecznie spuchniętej Kim, również modę. W historii branży już na stałe zapisały się sygnowane przez niego białe koszulki, zrealizowane wspólnie z marką A.P.C, których cena wywołała wśród odbiorców spory szum. 120 dolarów miało być kwotą kosmiczną i niemożliwą, ale rynek jak zawsze zastosował swoje święte prawo – rzeczy i usługi są warte dokładnie tyle, ile ktoś jest chętny za nie zapłacić. Koszulki, które z powodzeniem można by umieścić na Wikipedii pod hasłem „T-Shirt” sprzedały się ponoć na pniu. W tym całym zamieszaniu nie wszyscy zdążyli przeczytać metkę, na której widniał napis „egipska bawełna”, a ta, jak powszechnie wiadomo, tania nie jest.
Ambicje Westa sięgały jednak o wiele dalej. Chciał stanąć pośród uznanych projektantów, pokazać kolekcję na tygodniach mody, stać się pełnoprawną częścią świata „fashion”. I w pewnym sensie dopiął swego. Pierwsze podejścia do pełnowymiarowych autorskich kolekcji zaprezentował w Paryżu, w sezonach wiosna-lato 2012 i jesień-zima 2012 – oba pokazy otwierała zresztą Anja Rubik. Te sezony charakteryzuje jeszcze stosunkowo uniwersalne i bardziej tradycyjne wzornictwo, prezentujące ówczesne ambicje projektanckie, z których West później zrezygnował, szukając sobie nowego miejsca w szeroko pojętej awangardzie. Były to czarne skóry, dekadenckie futra, odsłaniające ciało seksowne sukienki, przyjęte przez krytykę raczej chłodno, z rezerwą i pobłażaniem. Inwestycja w kolekcje i ich promocję wyniosła podobno 10 milionów dolarów, a ubrania sprzedawały się więcej niż marnie. Branża dbała o interesy zawodowych projektantów i do niedawna niechętnie wpuszczała do tego świata przygodne gwiazdy innych dziedzin, którym się wydaje, że projektowanie mody nie wymaga ani wiedzy ani talentu. Doskonałym przykładem jest Victoria Beckham, która zanim została uznana za prawdziwą projektantkę, musiała przejść wyboistą ścieżkę, pełną sceptycyzmu i krytyki.
Kolejną próbę wmówienia wszystkim, że West jest projektantem, umożliwiła marka Adidas, z którą przygotował sezon „Yeezy Season 1”, zaprezentowany podczas nowojorskiego tygodnia mody jesień-zima 2015. To był całkowity przewrót w dotychczasowej estetyce Westa. Z luksusowych futer płynnie i bezproblemowo przeszedł do dziwnego, pseudo-konceptualnego tworu, który przypominał kostiumy do postapokaliptycznego filmu. Podarte swetry, przeźroczyste trykoty, kuse bluzki, banalne bluzy, kurtki noszone absurdalnie solo, czepki rodem z najgorszej stołówki, dzianinowe sprane mundurki. W zamyśle miała to być deklaracja ideologiczno-artystyczna, ubrania odarte z detali, inspirowane twórczością i przygotowane we współpracy z Vanessą Beecroft, artystką znaną z grupowych performance – przestrzennych kompozycji tworzonych z nagich, najczęściej, ciał kobiet. Efekt był zdecydowanie depresyjny, przypominał strasznie smutną wizję jakiegoś zapomnianego przez świat i Boga sierocińca, w którym zabiedzone dzieci owijają się czym tylko się da, albo i nie da. Tym razem krytyka była już absolutnie bezwględna. Na nic się zdało, że West miał już za sobą okładkę amerykańskiego Vogue’a, przez niektórych uważaną za błogosławieństwo Anny Wintour, a przez większość odbiorców za wpadkę dekady.
Podczas prezentacji kolekcji wykorzystał modeli i modelki prezentujących spory przekrój figur, kolorów skóry, urody. To było bardzo sprytne zagranie, bo poprawność polityczna w modzie to gorący temat, wzbudzający spore zainteresowanie, a polemizowanie z nim jest raczej ryzykowne. Jednak w tym przypadku mało kto docenił zbieranie ekipy modeli na ulicach. Wielu specjalistów określiło tę kolekcję jako „bardzo marny żart” i „katastrofę”. Fern Mallis – organizatorka NYFW i Kelly Cutrone – publicystka modowa, krytykowały Westa bez najmniejszej, co jest zrozumiałe, litości. Mallis przyznała, że: „ma dość Westa i jego muzyki”, a Cutrone stwierdziła, że: „Myślę, że powinno się koncentrować na tym w czym się jest naprawdę dobrym. To, że jesteś dobrym raperem nie oznacza, że będziesz dobrym projektantem”. Pachnie banałem, ale najwyraźniej żyjemy w czasach, w których trzeba operować takimi truizmami. Jak to bywa w przypadku interpretacji – każdy miał swoją. Dla nielicznych była to deklaracja przedstawiona za pomocą mody, dla innych nieznośnie szmaciana kolekcja. Oczywiście najbardziej dumna była Kim, która na swoim Instagramie, pod własnym zdjęciem w rajtuzowym trykocie, napisała: „Backstage at the Yeezy show!!!!! So proud of my baby!!!! This moment is here!!! He has worked so hard on this collection!!! Adidas x Yeezy!!!! Kylie x Kim x Kanye x Anna #NYFW”.
Niemniej – West dopiął swego, ma kolejną zakładkę na style.com (przepraszam, ciągle nie mogę się przyzwyczaić do nowej nazwy), został quasi projektantem i to głośnym, bo w dzisiejszych czasach gwiazdy głównego nurtu nie mogą się nawet podrapać po nosie, żeby nie wzbudzić sensacji. Powód nie jest do końca znany, ale na „Yeezy Season 1” modowa kolaboracja Kanyego Westa i Adidasa właściwie się skończyła. I to zdecydowanie szybciej niż się zaczęła – przygotowania do tego sezonu miały trwać 18 miesięcy! Powodem mogła być miażdżąca krytyka „projektanta”, rzutująca na lidera odzieży sportowej, który słynie również z progresywnych, ale i dobrych wzorniczo współprac, choćby ze Stellą McCartney czy Mary Katrantzou. Sportowy gigant zrezygnował z partycypowania w całej kolekcji, przedłużając jedynie współpracę w kwestii obuwia. West poszedł po rozum do głowy i zaczął mówić, że w „Yeezy Season 2” pojawi się zdecydowanie więcej… ubrań. Ubrań i butów. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że akurat z butami to mu się nawet udało. Tydzień temu model „Yeezy Boost 350” otrzymał całkiem prestiżową nagrodę, nazywaną „Oscarem Butów”, przyznawaną przez magazyn Footwear News. Dość powiedzieć, że dzięki temu wyróżnieniu znalazł się w jednym gronie z Christianem Louboutin, Manolo Blahnikiem i Pierre’em Hardy. Zdecydowanie zbyt wysokie progi. Fakt szokujący, ale motywacja Footwear News rozjaśnia trochę tę decyzję. Te buty były hitem sprzedażowym, przez które zerwały się serwery, a sklepy wymagały zwiększonej ochrony. Oczywiście zawsze można sobie zadać pytanie, czy to jeszcze popularność, czy już histeria?
Dziś kolekcja „Yeezy Season 1” trafia do oficjalnej sprzedaży. Z perspektywy naszego klimatu jest to fakt raczej absurdalny i nieistotny, bo to kolekcja, przeznaczona na sezon jesienno-zimowy składa się z ubrań, których praktycznie nie ma. Te braki w materiale usprawiedliwiają stosunkowo nieco ceny. Oczywiście, jak na modę wybiegową, prezentowaną na prestiżowym tygodniu mody – raczej nie porażają. Jak donosi portal fashionista.com, sportowy staniko-podkoszulek będzie kosztować 130$, męski podkoszulek – 180 $, bluzy z kapturem zwane wdzęczienie hoodie – 545 $, a najdroższe będą oczywiście okrycia wierzchnie, kurtka o fasonie bomber kosztuje 3,380 $ a płaszcz został wyceniony na 4,550 $. Ceny butów wahają się od 250 do 650 dolarów. Kolekcję zakontraktował już znany dom towarowy Barneys New York, który będzie ją sprzedawać w swoich 16 punktach, jak również w internecie. Harvey Nichols i Selfridges również potwierdziły zainteresowanie tą kolekcją. Ubrania trafią też do sklepu online Adidasa i do jego flagowych butików, między innymi w Mediolanie, Berlinie, Londynie, Seulu, Szanghaju i Tokyo. Tak jak pisałem wcześniej – branża branżą, eksperckie opinie mają swoją niezaprzeczalną moc, ale tak naprawdę talent Westa zweryfikuje klient. Czy znani przyjaciele Westa będą promować na sobie te ciuchy? To raczej wątpliwe, ale co z tego, skoro Kim jest zawsze na podorędziu, chętna i gotowa, żeby spełniać tekstylno-stylizacyjne fantazje męża? Jedno jest jednak pewne – z dwojga złego, zdecydowanie lepiej, żeby West błaźnił się w stosunkowo beztroskiej (przynajmniej powierzchownie) branży mody, i tu przyznam, że z niecierpliwością czekam na równie rozrywkowy co poprzednie „Yeezy Season 3”, niż silił się na polityczne zrywy.