Jak to się stało, że zaczęliście pracować razem?
Obaj zawsze działaliśmy intuicyjnie i podążaliśmy za tym, co zsyła nam los. Nasza historia zaczęła się więc od tego, że założyliśmy małą pracownię, która zajmowała się wykonywaniem poprawek strojów, pochodzących z sieci różnych sklepów. Akurat dwie krawcowe, które tworzyły moją kolekcję (Michała Gilberta Lach – przyp. red.) podczas studiów na projektowaniu mody, szukały pracy. Postanowiliśmy je zatrudnić. Okazało się, że praca idzie wyjątkowo szybko i sprawnie − zostawał nam czas na to, aby zająć się projektowaniem. Tak rozpoczęliśmy realizować swoje pomysły. Na początku sprzedaż dotyczyła jedynie znajomych, później odbywała się na targach, aż w końcu otworzyliśmy własny butik.
Skąd się wzięła nazwa Bohoboco?
To jest najważniejsza pamiątka z wyjazdu do Nowego Jorku, naszego ulubionego miasta. Podczas jednego z pobytów, jeszcze na etapie planowania założenia firmy, szukaliśmy dla niej ciekawej nazwy. Panujący wtedy styl boho, o którym dużo mówiono i pisano, zainspirował nas do zabaw językowych. Zaczęliśmy przekręcać to słowo, tworzyć anagramy. I tak powstała nazwa, która według nas idealnie brzmi.
Michał Gilber Lach, Helena Norowicz i Kamil Owczarek po pokazie na sezon jesień-zima 2015
Dlaczego nie zdecydowaliście się na żaden zagraniczny staż w dużym domu mody?
Najlepszym stażem było dla nas prowadzenie własnej firmy, które pozwoliło nam – i dalej pozwala, mierzyć się z wieloma wyzwaniami związanymi z tworzeniem marki modowej. Niewykluczone, że byłoby nam łatwiej, gdybyśmy zdobyli zagraniczne doświadczenie przed otwarciem Bohoboco. Musieliśmy jednak poznać realia i sprostać im w szybkim tempie. Sami uczyliśmy się, jak budować markę, jak wyobrażamy sobie pracę projektantów i w jakim kierunku chcemy podążać.
Jak określiliście swoją pierwszą klientkę?
Projektujemy dla różnych kobiet. Staramy się więc tworzyć nasze kolekcje tak, aby zadowolić rozmaite gusta. Uważamy też, że podczas procesu twórczego trzeba mieć z tyłu głowy realia biznesowe.
W takim razie jakie cechy ma kobieta Bohoboco?
Trudno jest ją określić jednym przymiotnikiem. Jesteśmy przeciwnikami generalizowania. To tak jakby zapytać – do jakiej kobiety pasują klasyczne szpilki? Często bywa tak, że kobieta do której naszym zdaniem pasuje dany projekt ostatecznie decyduje się na zupełnie inny. Wyobrażenie czy zdefiniowanie kobiety Bohoboco jest z kolei niezbędne do tworzenia projektów pokazowych. Jest to oczywiście i niezaprzeczalnie pewien rodzaj fikcji. Kolekcja prezentowana na wybiegu rządzi się własnymi prawami.
Lookbook jesień-zima 2015
Jakie były najtrudniejsze momenty w przeciągu sześciu lat waszej działalności?
Zazwyczaj trudne momenty były jednocześnie momentami przełomowymi. Jednym z nich było na pewno otwarcie butiku przy ulicy Mokotowskiej. To właśnie wtedy zaczęliśmy wsłuchiwać się w potrzeby kobiet, dowiadywać się czego oczekują od projektanta. Wypracowaliśmy schemat tworzenia sylwetek, rozmiarówkę ubrań, proporcje między talią, biustem a biodrami. Uczyliśmy się także produkcji ubrań, ich stopniowania, ponieważ wcześniej tworzyliśmy pojedyncze egzemplarze. To były także nasze pierwsze lekcje z działań PR-owych, marketingowych oraz sprzedażowych. Otwarcie butiku w Galerii Mokotów, to z kolei nauka funkcjonowania w zupełnie innym otoczeniu. Można uznać ten moment za koniec zabawy w modę i rozpoczęcie prawdziwego biznesu – później otworzyliśmy kolejne butiki – w Poznaniu, warszawskim Klifie, w Gdyni oraz Katowicach. Urządzanie lokalu w centrach handlowych to inny świat. Nowe wymogi, standardy, oczekiwania i ograniczenia, których trzeba było się nauczyć. Teraz, inwestując w butik, z góry wiemy, co, gdzie, i kiedy należy zrobić. Myślę, że ten rok jest ważny dla marki, ponieważ kontynuujemy zmianę z rodzinnej, dwuosobowej firmy w mini przedsiębiorstwo. Obecnie naszym zadaniem jest zatrudnienie odpowiednich ludzi, którzy zajmą się dedykowanymi obszarami działalności. Od roku sukcesywnie oddajemy część naszej pracy innym specjalistom, bo sami nie jesteśmy już w stanie zająć się wszystkim, jak było to do tej pory. Proces ten jest z pewnością czasochłonny, wiąże się z zaufaniem i pozbyciem samokontroli. Musimy jednak zmienić dotychczasowe myślenie. Przechodzimy wielką metamorfozę, która wymaga od nas dużego zaangażowania. Jesteśmy jednak przekonani, że wszystkie decyzje mocno zaprocentują w przyszłości, przez co dostarczają nam dodatkowej energii do działania.
Jak się robi,według was, biznes modowy?
Uważamy, że każda marka i każdy projektant musi napisać swoją historię. Gdy czytamy o perypetiach światowych marek i projektantów, widzimy, że każdy miał inne podejście do mody i prowadzonego biznesu, inaczej zaczynał, popełniał inne błędy, na co innego zwracał uwagę. Światowe marki mają swoją historię sięgającą 20, 30, 40 lat lub więcej. Nasza liczy na razie sześć, więc można uznać, że potrzebujemy jeszcze trochę czasu, aby móc opowiadać o wielkim doświadczeniu. Na razie uczymy się na błędach, cały czas gromadzimy doświadczenie, wyciągamy wnioski na przyszłość z każdego potknięcia i podążamy dalej bogatsi o tę wiedzę. Myślę, że nie należy się wzorować na innych, tylko ufać własnej intuicji i pisać swoją historię.
A co przychodzi wam wyjątkowo łatwo?
Przede wszystkim wyszukiwanie nowości, pomysłów oraz wszystkiego, co nas rozwija. Nic nie szkodzi, że nasze pomysły później zderzają się z rzeczywistością i pojawiają się jakieś przeciwwskazania w ich realizacji. Proces kreatywny to jest coś, w czym czujemy się najlepiej.
A jak wygląda proces projektowania?
Myślę, że podobnie jak w innych markach modowych. Zaczynamy od poszukiwań inspiracji i tkanin. W pierwszej kolejności projektujemy akcesoria, które są produkowane we Włoszech. Chcąc je wykonać, najpierw musimy znaleźć impuls oraz wymyślić kierunek, w który chcemy pójść w danym sezonie. Później zaczyna się praca projektowa – szkicowanie, dobieranie tkanin, przeglądanie tego, co z czym będzie pasowało. Kiedy skończymy tę część, wszystkie rysunki wędrują do pań konstruktorek i naszej produkcji. Zaczynamy robić pierwsze konstrukcje, przeszycia, stopniowanie, a kiedy ten etap jest już zamknięty, zaczynamy produkcję. Tak jak wspominałem, w kolekcji sprzedażowej stawiamy nacisk na to, aby klientka przychodząc do butiku, mogła znaleźć rzeczy na każdą okazję, które może ze sobą łączyć. Natomiast w kolekcji pokazowej zwracamy uwagę na to, aby opowiedzieć historię, która budzi emocje i dostarcza wrażeń.
Jak wybieracie ambasadorki marki?
Przede wszystkim intuicyjnie. Szukamy ambasadorek dzięki którym możemy nieść określony przekaz. Między nami i nimi musi być chemia. Chcemy znaleźć w ich spojrzeniu i osobowości coś, co intryguje i zainteresuje innych, coś co chcielibyśmy pokazać światu, coś co ma przemawiać także do nas. Tego nie da się opisać słowami. To się po prostu czuje. Kiedy spotykamy taką osobę, od razu wiemy…
Lookbook jesień-zima 2015
I tak trafiliście na Helenę Norowicz?
Wcześniej przez wiele sezonów pracowaliśmy z top modelką Magdaleną Jasek. Na jednym ze spotkań ze sprzedawcami padło stwierdzenie, że nasza moda jest adresowana stricte do młodych osób. Według nas jest zupełnie odwrotnie – moda nie ma wieku. Ubranie nie ma metki, na której jest napisane, od ilu do ilu lat można je nosić. Tak naprawdę my sami stwarzamy takie ograniczenia. W trakcie poszukiwań i prac nad nową kampanią znaleźliśmy zdjęcia Pani Heleny – wpadły nam w oko i dlatego, zdecydowaliśmy się ją zaprosić. Wykonaliśmy przymiarki ubrań oraz próbne zdjęcia – wypadło doskonale. Prywatnie bardzo cenimy jej talent aktorski oraz życiowy, niespotykaną charyzmę, osobowość i urok. Ponieważ jest niezwykle otwartą osobą, opowiedziała nam o swoich doświadczeniach. Zatrudniając panią Helenę Norowicz chcieliśmy pokazać kobietom, że w naszych ubraniach potrafi świetnie wyglądać zarówno osoba młoda, jak i ta w dojrzałym wieku. Od tej pory słyszymy coraz mniej głosów mówiących o tym, że projektujemy tylko dla młodych kobiet. Dla nas jest to sygnał mówiący o tym, że kampania spełniła swój cel i odniosła sukces.
Mieliście współpracę z Loft 37, Briju, Biedronką. Czym kierujecie się wybierając te firmy?
Chcemy udostępniać kobietom total look Bohoboco. Organizując nasze pokazy, w ofercie partnerów nie mogliśmy znaleźć odpowiednich akcesoriów: obuwia, torebek, które pasowałyby do naszych ubrań. Dlatego najpierw zaczęliśmy współpracę z Loft 37. Później pojawiła się okazja do rozpoczęcia współpracy z włoskimi fabrykami, które na co dzień produkują obuwie dla Prady, Dolce & Gabbana, Dsquared2. Zaczęliśmy wówczas produkować oryginalne obuwie z metką Bohoboco. Po jakimś czasie postanowiliśmy poszerzyć naszą ofertę o biżuterię. Muszę przyznać, że realizowanie przez markę wizji kobiety Bohoboco, to spełnienie naszych marzeń. Podobnie było z perfumami – chcieliśmy ubrać kobiety w zapach, czego efektem jest No 1. Ostatnia współpraca dotyczy Biedronki.
Czy jako marka ekskluzywna nie baliście się tej współpracy?
Nie, nie baliśmy się i właśnie dlatego wzięliśmy udział w tym przedsięwzięciu. Kiedy otrzymaliśmy propozycję, bardzo długo się nad nią zastanawialiśmy, analizując różne scenariusze współpracy. Ale bardzo ucieszyła nas myśl, że tak wielki koncern zwraca się do nas z propozycją zrobienia limitowanej kolekcji. To dowód na to, że Bohoboco ma wartość na rynku, inaczej nikt nie zainwestowałby w taki projekt. Zanim ktokolwiek składa taką propozycję, robi badania rynku, aby sprawdzić, które marki są popularne, a które raczej nie. To był dla nas duży komplement i dlatego podjęliśmy się tego wyzwania. Biedronka zgodziła się na nasze warunki, wiedzieliśmy, że powstanie produkt, pod którym będziemy mogli się podpisać. Na każdym etapie braliśmy udział w pracy, wszystko zatwierdzaliśmy. Był to też projekt, który przyniósł nam sporo radości.
Dlaczego pościel?
Zrobiliśmy coś, czego nie robimy na co dzień. Gdyby zaproponowano nam, abyśmy stworzyli linię ubrań lub dodatków, zapewne nie zgodzilibyśmy się. Kolekcja pościeli to nowość w portfolio marki. Miała za zadanie trafić do największego grona odbiorców, dlatego jej wzory są tak różnorodne. Fakt, że tak wiele osób zechciało ją kupić jest dla nas źródłem największego spełnienia. Mamy w kalendarzu premierę jeszcze jednej współpracy – projektujemy apartament w sPlace Park, jesteśmy w trakcie pracy i w przyszłym roku będzie on miał swoją premierę.
Kolekcja pościeli BOHOBOCO
Wnętrza będą nowym kierunkiem rozwoju, Bohoboco Home?
Nigdy nie wiadomo, w którą stronę pójdzie Bohoboco. Może kiedyś stworzymy linię Home… Zrobienie czegoś innego niż to, co robimy na co dzień, jest dla nas odskocznią. Jeżeli kiedyś padnie jakaś intrygująca propozycja, z chęcią ją rozważymy.
A czy rynek mody w Polsce wygląda tak, że te projekty, które są nazywane „odskocznią”, pozwalają finansować inne bardziej kreatywne projekty, które zaspokajają wasze ambicję?
Nasze codzienne modowe fantazje finansuje marka. Jeśli chodzi o pokazy − znajdujemy świetnych partnerów, którym jesteśmy wdzięczni, za to, że są z nami. Od początku budowania Bohoboco, zarówno Kamil, jak i ja wiedzieliśmy, że musimy samodzielnie inwestować w cały projekt. Obecnie Bohoboco, można to śmiało powiedzieć, radzi sobie bardzo dobrze. Dlatego każda taka współpraca jest jedynie dodatkowym zastrzykiem finansowym. Ułatwia myślenie, tworzenie i optymistyczne spoglądanie w przyszłość. Będziemy najszczęśliwsi, jeżeli nadal będziemy w stanie realizować swoje zawodowe marzenia oraz plany.