MODA, STYL ŻYCIA
Wittchen znów w Lidlu. Kto zyskuje na takich współpracach?
07.10.2016 Michalina Murawska
Współpraca Wittchen z Lidlem zaczęła się cztery lata temu. Wtedy właśnie mieliśmy okazję oglądać swoiste bitwy o markowe produkty, które nagrywali inni klienci. Łowcy okazji dosłownie wyrywali sobie z rąk produkty, niemal tratując się w alejkach dyskontu. Z uwagi na szerokie zainteresowanie kolaboracja tych dwóch firm rozrosła się i w tym roku Wittchen zaprezentuje aż 53 wzory torebek w różnych kolorach. Każda z nich ma kosztować 279 złotych.
Wittchen to jednak nie pierwsza marka, która zdecydowała się na podobną współpracę. Pisaliśmy niedawno o nadchodzącej kolaboracji Macieja Zienia i Biedronki. Podobną przygodę ma za sobą m.in. duet BOHOBOCO, a Gosia Baczyńska z kolei współpracuje z Rossmanem.
Każdy z wymienionych projektantów przygotowuje dla swoich klientów biznesowych oddzielną kolekcję, niezwiązaną z tym, co prezentują w swoich regularnych liniach. Jak zauważył na swoim Facebooku Michał Zaczyński, „ich moda a asortyment dla dyskontów to po prostu dwa różne, nieprzenikające się światy. Dopóki żadna z tych współprac nie przekształci się z incydentu w długofalową, o obniżaniu wartości marki nie może być mowy. Tak jak jest to na Zachodzie”. Żartowanie więc, że ktoś się „sprzedał” jest miałkie. Krytycy zapominają bowiem, że moda to także biznes, a polski rynek jest zbyt ubogi, by móc wykarmić tyle nazwisk. Tymczasem sieci drogerii czy dyskontów gwarantują kontrakty, które z pewnością łatają dziury polskich twórców.
Jedynymi wygranymi są więc klienci. Nie mam złudzeń, że moda znaleziona w Rossmanie czy Lidlu różni się zarówno pod względem jakości, jak i designu od tej, którą Zień, Wittchen czy Baczyńska prezentują w swoich regularnych kolekcjach, lecz idzie za tym o wiele przystępniejsza cena. Przysłowiowy cekinowy bomber Baczyńskiej, jaki możemy znaleźć w Rossmanie, pokazuje Polkom i Polakom, że można kombinować i pozwolić sobie na coś bardziej szalonego niż spodnie khaki. Oby więc projektanci znali umiar w tego typu współpracach, rozszerzali przy tym horyzonty klientów, a torebki Wittchen nosiły się dobrze. Być może pozwoli to wychować klientów w sympatii do polskiej mody, a projektantom da pogląd ile ludzie są w stanie wydać na spodnie czy kurtkę. Polska bowiem zaczyna się od dyskontów, a nie na początku czerwonego dywanu. Jeśli ktoś chce zarabiać w tym kraju duże pieniądze na modzie, to musi to wreszcie zrozumieć.