Martyna Miłosz, która działa pod pseudonimem Mart Milo pochodzi z Warszawy. Już w liceum miała słabość do wyszukiwania ubrań w lumpeksach. Najlepsze perełki od Vivienne Westwood i Maison Margiela sprzedawała znajomym, pozostałe ubrania przerabiała na maszynie do szycia. W rozmowie dla Fashion Post zdradziła, że zwyczajnie wykorzystała boom na wszelkie targi mody typu vintage, które 4 lata temu były niezwykle popularne. Dodatkowo polska moda podczas imprez typu Mustache Yard Sale i Hush Warsaw zaczęła zdobywać coraz większą grupę odbiorców. Spowodowane to było faktem, że ludzie z większych miast byli zmęczeni ofertą z sieciówek, które nagminnie kopiują propozycje z zachodnich wybiegów. To pomogło Martynie zrozumieć, że warto spróbować założyć własną markę. Namówiła ją do tego znajoma projektantka, Iwona Wojtalewicz, przekonując, że produkcja wcale nie musi odbywać się na szeroką skalę.
Martyna Miłosz
Próby zdobycia nowych umiejętności skutkowały szyciem bardzo surowych, celowo niewykończonych projektów. Pierwszą markę założyła z koleżanką Igą Szubiak – dziewczyny nazwały ją Trusst Me. Później przyszedł czas na doskonalenie warsztatu i studia na MSKPU. Aby pokryć czesne, pracowała w soboty i niedziele jako kelnerka. Nigdy nie żałowała tej decyzji, mogła także liczyć na wsparcie mamy, która jako pierwsza dostrzegła jej artystyczne zainteresowania.
Kolekcja dyplomowa Martyny Miłosz zatytułowana „Look how my eyes are getting moist” powstała w wyniku inspiracji twórczością polskiego malarza i ilustratora, Józefa Wilkonia. Projektantka postawiła na przeskalowane, sięgające prawie do ziemi rękawy, awangardowe aplikacje, futrzane kamizelki oraz wzory 3D. Akwarelowe rozmycia oraz odważne lamparcie cętki wykonała samodzielnie. Dodała do tego połyskujące spodnie z wysokim stanem, nawiązując do panującego teraz trendu bieliźnianego. Jedynie detale dotyczące wykończenia oraz finalne odszycie oddała do zaprzyjaźnionej pracowni krawieckiej, aby uzyskać jak najbardziej zadowalający efekt na wybiegu.
Lookbook kolekcji „Look how my eyes are getting moist”
Projektowanie zawsze zaczyna od inspiracji, które czerpie ze sztuki, filmu, albumów oraz Internetu. Wszystkie pomysły zbiera w notatniku, tworzy moodboardy, grafiki i wizualizacje na komputerze. Wśród polskich projektantów bardzo ceni swojego promotora – Michała Szulca (podzielają podobny gust, dobrze dogadywali się podczas seminarium dyplomowego), a także Magdę Butrym, Zofię Chylak, Dianę Jankiewicz, Domi Grzybek oraz Łukasza Jemioła. Z zagranicznych uwielbia Acne oraz Vetements, których ubrania można kupić zaraz po pokazie. Nie chce być postrzegana jako anty-modowa i zbyt artystyczna, ponieważ bardzo lubi śledzić światowe trendy.
Jej talent zauważono na London College of Fashion, gdzie dostała się na studia za pierwszym razem. Mimo tego, chce spróbować zmierzyć się z komisją egzaminacyjną na Central Saint Martins. Cokolwiek się wydarzy, od jesieni zaczyna życie w Londynie, gdzie będzie intensywnie budować portfolio oraz inwestować we własny rozwój. Do czasu rozpoczęcia zagranicznej edukacji projektantka zdąży jeszcze odbyć staż w marce UEG, co z pewnością da jej sporo wiary we własne możliwości.
Portal Fashion Post także docenił jej talent, i z tego powodu Martyna otrzymała od nas wyróżnienie za najlepszą kolekcje podczas gali finałowej MSKPU. Naszym zdaniem jej nowatorskie myślenie o modzie należy zdecydowanie promować, bo w takich ludziach widzimy przyszłość polskiej branży mody. Ona sama marzy o tym, aby ludzie w Polsce bardziej doceniali pracę projektanta mody oraz bardziej szanowali ubrania.