Choć „Vogue” często niejednoznacznie zdradzał swoje liberalne poglądy społeczne, to dotąd, przez całe dekady istnienia, unikał jednoznacznych deklaracji politycznych. Atmosfera w USA jest jednak na tyle gęsta, a groźba wygranej Donalda Trumpa na tyle realna, że Anna Wintour wraz z redakcją postanowili wprost zamanifestować swoje poparcie dla kandydatki Partii Demokratycznej.
Na listopadowej okładce „Vogue” widzimy Emmę Stonę, ale to nie ona (sorry, Ems!) zwraca uwagę, a dopisek do słynnej litery „V” układający się w słowo „vote”, a więc „głosuj”.
Na stronie magazynu, na prestiżowej „jedynce”, a więc najbardziej widocznym miejscu portalu, znajduje się wielkie zdjęcie Hillary z sesji zdjęciowej dla „Vogue” z 1993 roku. Po kliknięciu możemy przeczytać manifest redakcji. Przytaczamy najciekawsze fragmenty.
„Redakcja Vogue nie ma przeszłości w politycznych oświadczeniach. Redaktorzy naczelni od czasu do czasu przedstawiali swoje opinie, lecz magazyn nigdy przy okazji jakichkolwiek wyborów nie przemówił jednym głosem. Biorąc pod uwagę atmosferę, podziały społeczne i zadania, jakie przed nami stoją, zdecydowaliśmy się to zmienić.
Vogue popiera Hillary Clinton na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Dla niektórych oczywiście to nie będzie zaskoczeniem. Vogue od początku entuzjastycznie wspierał karierę Hillary – od momentu, gdy studiowała prawo na Yale, przez żonę gubernatora i Pierwszą Damę, po Sekretarz Stanu USA. (…)
Zdajemy sobie sprawę, że Clinton nie zawsze w pełni postępowała tak, jakbyśmy sobie życzyli, lecz jej zacięta inteligencja i duże doświadczenie mogą dawać nadzieję i szansę na zmianę. (…)
Pani prezydent. Kobiety tego kraju w 1920 roku wywalczyły prawo głosu. Zajęło prawie sto lat, by doprowadzić do sytuacji, gdy jedna z nich może zająć najważniejszy urząd w kraju. Miejmy te wybory za nami i sprawmy, by Ameryka była bardziej optymistyczna, dawała perspektywy i pozostała wzorem nowoczesności.”