„Take me to church”, śpiewał w swoim przeboju Hozier, a Demna Gvasalia posłuchał irlandzkiego wokalisty. Lokalizacją pokazu najnowszej kolekcji Vêtements była bowiem amerykańska katedra w Paryżu, w której porozwieszano flagi każdego ze stanów. Dlaczego marka, która wcześniej pokazywała swoje kolekcje w klubie nocnym i restauracji zdecydowała przenieść się do cóż… bardziej „świętego” miejsca? „Projektując kolekcję, byłem naprawdę w ponurym i ciemnym miejscu swojego umysłu”, mówił na backstage’u Gvasalia. Słowami tymi projektant odniósł się do zamachów terrorystycznych, które nawiedziły Paryż w listopadzie – Gvasalia projektował wtedy zarówno kolekcję swojej autorskiej marki, jak i tej, którą po raz pierwszy stworzył dla Balenciagi. Francuska marka nie byłaby jednak sobą, jeśli tej symboliki nie potraktowałaby dwutorowo – sylwetki przypominały miejscami stylizacje zbuntowanych uczniów katolickiej szkoły, widać było inspirację dziecięcym nihilizmem, a kluczowym motywem były jednoznaczne i niepozbawione przekleństw nadruki.
Pokaz, który z pierwszego rzędu obserwowali między innymi Kanye West i Simon Porte (Jacquemus), otworzyła rosyjska artystka i stylistka Lotta Volkova, o której „Vogue” napisał niedawno, że ma niezwykłą umiejętność noszenia tego, co brzydkie. Volkovą ubrano w kusą sukienkę z ekstremalnymi falbankami oraz wyposażono w krótko ścięty bukiet. Jak zwykle, na pokazie Vetements próżno było szukać profesjonalnych modeli i najpopularniejszych twarzy w branży – po wybiegu przechadzali się przyjaciele ekipy Gvasalii oraz osoby wyłonione w ramach instagramowego castingu.
Vetements jest marką młodą, a jej twórcy doskonale wiedzą, że nie muszą przewartościowywać i zmieniać swoich kolekcji co sezon o 180 stopni. Tym bardziej, że to co robią po pierwsze znajduje aprobatę wśród krytyków, a po drugie, świetnie się sprzedaje. Zamiast tego proponują więc stopniową ewolucję i zmodyfikowane wersje swoich kultowych projektów, które nadal wyglądają jednak świeżo, ciekawie i nietuzinkowo. W kolekcji jesień-zima 2016 zawarli więc nowe wersje swoich kultowych bluz z kapturem, zwiewnych kwiecistych sukienek i obcisłych botków o cholewce przypominającej skarpetę. Były także sylwetki przypominające szkolne mundurki, które uległy znoszeniu lub których właściciele wdali się w poważną bójkę, motyw westernu, obecny chociażby w pokrytym haftami denimie oraz dresowe komplety, w których zamiast spodni wystąpiły spódnice. Kluczowym elementem kolekcji były także pokrywające bluzy i koszule napisy: „sexual fantasies”, „IDGAF (I don’t give a fuck)”, „You fuckin’ assholes”, czy „Justin4eva”, który zdaniem wielu jest wyrazem osobistego uwielbienia Gvasalii dla Justina Biebera (serio?!).
Gvasalia z listy swoich zadań może w tym tygodniu skreślić jedną pozycję. Druga dopiero przed nim, projektant ma jednak naprawdę sporo powodów do zadowolenia. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której uwielbieniem darzy cię sam Kanye West?