INXS to skrócone angielskie "in excess", w nadmiarze. Żadne inne określenie tak doskonale nie oddawało życia Michaela Hutchence'a, który naprawdę miał nadmiar wszystkiego – talentu, głębokiego, „mięsistego” głosu, urody, charyzmy i… apetytu na sławę. W wywiadach mówił: „Uwielbiam być sławny. To totalnie freudowskie – sprawia, że czuję się pożądany, kochany i zauważany. Kto by tego nie chciał?”. On tego chciał i to miał – razem z INXS sprzedał ponad 55 mln płyt na całym świecie, przyjaźnił się z Bono, romansował z topową modelką lat 90. Heleną Christensen i uwiódł żonę Boba Geldofa, miał zagrać w filmie u Tarantino. A jednak 22 listopada 1997 r. odebrał sobie życie. Stylowo i spektakularnie, za pomocą koktajlu z alkoholu, prozacu i narkotyków, a także paska z wężowej skóry w luksusowym apartamencie hotelu Ritz-Carlton w Sydney. Świat do dziś nie może zrozumieć dlaczego.
Chłopak z charyzmą
Michael Kelland John Hutchence urodził się 22 stycznia 1960 r. w Mater Misericordiae Hospital w Sydney. Urodę odziedziczył po matce Patricii, która w młodości pracowała jako modelka, a później wizażystka w filmie i telewizji. Ojcu, przedsiębiorcy Kellandowi Hutchence'owi, Michael zawdzięczał za to dzieciństwo w Hongkongu, gdzie Kelland pracował. Mały Hutchence już wtedy zwracał na siebie uwagę, choć jeszcze nie głosem – z pasją uprawiał najróżniejsze sporty: judo, szermierkę, kick-boxing. Największe sukcesy odnosił jako nastoletni, utytułowany już pływak, i gdyby nie poważna kontuzja, być może Australia nie dorobiłaby się rockmana o światowej sławie, tylko mistrza pływackiego. Miała szansę jeszcze na pilota, bo o takiej karierze też marzył Michael, ale jednak miłość do muzyki wygrała. Uczył się grać na gitarze klasycznej i na skrzypcach, śpiewał folkowe piosenki, a jako 11-latek nagrał kolędę, którą firma produkująca zabawki wykorzystała w reklamie. Rok później wraz z rodziną wrócił do Sydney i w liceum poznał Andrew Farrissa, klawiszowca, do którego bandu dołączył. Ale nie na długo – po rozstaniu rodziców wylądował z matką i siostrą w Kalifornii (gdzie zaczął pisać wiersze, z których później powstawały piosenki). W hollywoodzkim liceum uchodził ponoć za introwertyka, ale wkrótce miał zyskać sobie inną opinię, bo gdy kolejny już raz zmienił kontynent i wrócił z rodziną do Sydney, dołączył jako wokalista do następnego zespołu, jaki w międzyczasie założył z braćmi Andrew Farriss. The Farriss Brothers zadebiutowali publicznie 16 sierpnia 1977 r. na urodzinach gitarzysty. I zupełnie przypadkiem – choć niektórzy twierdzą, że przypadki nie istnieją – w dniu niespodziewanej śmierci Elvisa Presleya. Umarł Król, niech żyje król?
Tornado na scenie
Jedni kochali go za mocny, zmysłowy głos i rockowy pazur, którzy nadawał sznyt nawet zahaczającym o pop piosenkom. Inni, którzy widzieli go na żywo na koncertach, twierdzili, że tego nie da się zapomnieć – był istnym wulkanem energii, zarażającym entuzjazmem wszystkich wokół. Scena była jego żywiołem – jak mówił w filmie dokumentalnym o frontmanie INXS (bo tak od 1979 r. nazywali się The Farriss Brothers) David Fricke z magazynu „Rolling Stone”: „Michael pokazywał, że możesz ciężko pracować, jednocze- śnie piekielnie dobrze się bawiąc i sprawiając, że ludzie śmieją się i tańczą”. „Świetnie grał rolę gwiazdy rocka. Ale był tak naprawdę o wiele bardziej interesujący” – dodawał w tym samym dokumencie Bono. Musiał być interesujący, bo w dużej mierze to jego chary- zma sprawiła, że INXS z podrzędnych barów i pubów, gdzie twardzi Australijczycy żłopali hektolitrami piwo i nie stronili od bójek, w zaledwie kilka lat wspiął się na światowy szczyt. Dwie pierwsze płyty co prawda zdobyły im popularność głównie w ojczyźnie, za to album „Shabooh Shoobah” z 1982 r. sprawił, że pokochali ich fani w Europie i Kanadzie. Najdłużej opierali się im Amerykanie i Brytyjczycy (magazyn „New Musical Express” pisał o INXS nawet jako o „przygnębiającym przykładzie straszliwie nudnego i pozbawionego wyrazistości MTV rocka”). A potem nadszedł rok 1985, kiedy to kawałki z płyty „Listen Like Thieves” wreszcie trafiły na listy przebojów w USA. Dwa lata później już cały świat oszalał na punkcie Australijczyków – płyta „Kick” okryła się sześciokrotną platyną, a piosenki „New Sensation” czy „Need You Tonight” do dziś są obowiązkowymi numerami na każdej szanującej się imprezie. W teledysku do tego ostatniego kawałka (który dziś ma grubo ponad 20 mln wyświetleń i komentarze typu: „Przez całe życie nie widziałam bardziej seksownego i pewnego siebie faceta” – z 2018 r.!) Hutchence tańczy, śpiewa i zmysłowo szepcze odziany w skórzane spodnie i narzuconą na gołe ciało ramoneskę, na której połyskuje srebrny napis „sex”. Do tego burza loków, nieśmiały uśmiech i spojrzenie, które topi kobiece serca – nic dziwnego, że na liście miłosnych podbojów Michaela znalazły się najpiękniejsze i najbardziej pożądane kobiety lat 80. i początku 90. Z tym, że kochał kobiety, nigdy się specjalnie nie krył.
Był istnym wulkanem energii, zarażającym entuzjazmem wszystkich wokół. Co się stało, że ktoś tak kochający życie sam je sobie odbiera?
Za jego pierwszą poważną, trwającą siedem lat, miłość uważa się producentkę filmową Michèle Bennett, z którą po rozstaniu nadal się przyjaźnił. Spotykał się także z Charlotte Lewis (znaną m.in. z oskarżeń o nadużycia seksualne wysuwanych wobec Romana Polańskiego), Terri Nunn (wokalistką zespołu Berlin), Belindą Carlisle i australijską ak- torką Kym Wilson. Do trójcy jego najsłynniejszych podbojów należy Kylie Minogue, z którą łączył go dwuletni romans. „Miałam 21 lat i oczy szeroko otwarte na świat. Chciałam doświadczyć wszystkiego, a trudno wyobrazić sobie lepszą osobę, z którą można by stawiać pierwsze kroki w wielkim świecie, niż Michael. Z nim przeżyłam tak wiele pierwszych razów…” – opowiadała w wywiadach Kylie „Królowa Pop” Minogue. Kolejna była duńska supermodelka, aniołek Victoria’s Secret, z którą według jej słów przez cztery lata tworzył „rado- sny, słodki, głęboki i emocjonalny” związek. Jak opisywała Tina Hutchence w książce „Michael. Mój brat, zagubiony chłopiec z INXS”, relacja gwiazd sceny i wybiegu była pełna miłości, choć burzliwa. Do tego wydawało jej się, że chwilami Michael i Helena Christensen konkurują – modelka była dla niego wyzwaniem. Jednak wyglądali razem na naprawdę szczęśliwych – czy to na zdjęciach Petera Lindbergha, jednego z najsłynniejszych fotografów mody, pracującego ówcześnie dla „Vogue'a”, czy podczas wręczania nagród w trakcie MTV Awards (całowali się na scenie), jak również na wybiegu u Thierry'ego Muglera, gdzie Michael przez chwilę towarzyszył Helenie. Najwyraźniej jednak coś zgrzytało w raju, bo para się rozstała – jak twierdzi Helena – tuż przed tym, jak Michael zakochał się w ostatniej kobiecie swojego życia. I choć dzięki brytyjskiej dziennikarce Pauli Yates gwiazdor dostąpił jednej z największych radości swojego życia – został ojcem – to jednocześnie związek z nią przysporzył mu cierpień, które doprowadziły do samobójczej śmierci.
Tygrysia Lilia zostaje sama
Yates nie należała do subtelnych i delikatnych kobiet, które czekają, aż mężczyzna zwróci na nie uwagę. Jako 18-letnia groupie uwiodła i poślubiła samego Boba Geldofa (który wówczas był punkowcem z Boomtown Rats, a dopiero dekady później wymyślił ogromne, charytatywne koncerty Live Aid dla głodującej Etiopii) i urodziła mu trzy córki. Miała na koncie trzy książki (jedną ze zdjęciami gwiazd w bieliźnie i dwie o macierzyństwie) i robiła wywiady w brytyjskiej telewizji. W programie „Big Breakfast” rozmawiała z gwiazdami show-biznesu, leżąc z nimi w wielkim łóżku. Gdy dziś ogląda się odcinek z 1995 r., w którym leży z nogą zarzuconą na biodro Hutchence'a, czuć, że seks aż kapie z ekranu – ewidentnie oboje myślą tylko o tym, żeby wykorzystać to łóżko i siebie nawzajem, a widz czuje się, jakby oglądał zaloty napalonych licealistów… Paula podobno natychmiast oszalała na punkcie „dzikiego dingo”, jak nazywali Michaela przyjaciele, a jemu szaleństwo się udzieliło. „Paula jest jak nałóg. Zawładnęła mną bez reszty” – wyznawał w wywiadach. Rok później ona była już po rozwodzie i na świecie przywitali córkę – Heavenly Hiraani Tiger Lily.
Jednak związek z nieokiełznaną Brytyjką nie służył gwiazdorowi. Mimo fanatycznego wręcz uwielbienia dla dziecka, o którym mówią wszyscy bliscy Michaela, on sam nie był w dobrym stanie. Nie tylko stał się celem nagonki bezwzględnych brytyjskich mediów, które oskarżały go o rozbicie małżeństwa Pauli i Boba Geldofa, co bardzo przeżywał. Miewał też ataki szału na przemian z ostrymi stanami depresyjnymi. Podobno groził nożem członkom swojego zespołu, a targające nim uczucia usiłował zdusić prozakiem i innymi lekami, nie stronił też od narkotyków i alkoholu. Jak przyznała w tegorocz- nym dokumencie BBC Two „Mystify” Helena Christensen, kłopoty z emocjami zaczęły się u Michaela w 1992 r., kiedy został pobity przez taksówkarza w Amsterdamie po tym, jak przypadkowo zajechał mu drogę rowerem. Wokalista stracił przy- tomność, krwawił z uszu i ust, jak się okazało w szpitalu, doznał urazu mózgu i uszkodzenia nerwów, którego efektem była m.in. utrata powonienia w 80 proc., co bardzo silnie przeżywał. I choć na pozór wszystko wyglądało dobrze – promował z INXS nową, świetnie przyjętą płytę „Elegantly Wasted”, miał rozpocząć prace nad solowym albumem, a jego agent rozmawiał o roli u Quentina Tarantino (wcześniej zagrał w filmie „Psy w kosmosie”, horrorze „Frankenstein Unbound” i komedii romantycznej „Limp”) – to najwyraźniej Hutchence stracił kontrolę nad swoim życiem. Przyleciał do Sydney 18 listopada 1997 r., a cztery dni później dowiedział się od Pauli w rozmowie telefonicznej, że Bob Geldof wygrał w sądzie prawo do opieki nad ich dziećmi. Oznaczało to, że Paula nie przyleci do niego z Tiger Lily, bo nie chciała rozdzielać sióstr, a Geldof nie zgadzał się, by jego córki wyjechały z nią do Australii. Podobno Michael dzwonił do Geldofa, błagając go o zmianę decyzji. Nic nie wskórał. Przed 10 rano dzwonił także do swojej pierwszej miłości i przyjaciółki Michèle Bennett, błagając, by do niego przyjechała. I nagrał się na automatycznej sekretarce menedżerki: „Martha, mówi Michael. Mam tego wszystkiego dosyć!”. Zaniepokojona Michèle dotarła pod drzwi jego pokoju w Ritzu 40 minut po odebraniu telefonu. Nikt jej nie otworzył, więc odeszła. Jak potem uznał koroner, i tak przybyła już za późno. Ciało wokalisty odkryła koło południa pokojówka. Z raportu lekarza wynika, że Michael Hutchence poniósł samobójczą śmierć przez powieszenie na skórzanym pasku. W jego krwi krążył koktajl kilku leków, kokainy i alkoholu. Miał 37 lat. Paula Yates popełniła samobójstwo trzy lata później. „On był jak tlen” – mówił o Michaelu Bono. Problem w tym, że tlen pod zbyt dużym ciśnieniem wybucha…
Artykuł ukazał się w zimowym wydaniu Fashion Magazine z Maffashion na okładce (09/2019). Wydanie w wersji mobilnej jest dostępne tutaj.