brak kategorii

#tbt: Marek Straszewski i Kasia Figura 1994

15.10.2015 Redakcja Fashion Magazine

#tbt: Marek Straszewski i Kasia Figura 1994

Był rok 1988 kiedy 20-letni wówczas Marek Straszewski wyjechał do Paryża. Jak sam wyjaśnia, był to wyjazd typowo emigracyjny podyktowany może nie do końca spontaniczną, ale na pewno w jakimś sensie dramatyczną decyzją. „Miałem 19, 20 lat i chciałem coś zmienić w swoim życiu. Zdecydowałem się wyjechać, wyemigrować z Polski, a w Paryżu miałem znajomych, u których mogłem się zatrzymać. Dostałem wizę na dwa tygodnie. We Francji procedura i formalności związane z papierami trwały dwa lata. Wszyscy, którzy tak jak ja wyjechali i chcieli tam zostać, mieli dokładnie tyle czasu na to, aby się osadzić i albo dostawali azyl, albo nie. Na ogół się go nie dostawało, ale przez dwa lata można było tam zwyczajnie pomieszkać i gdzieś się 'zahaczyć’. Ja po prostu uciekłem z PRL’u”.

Jedne z pierwszych fotografii wykonanych przez Marka Straszewskiego (od lewej: nieżyjący już model Albert Deleque i kolega fotografa, Tomasz Paczkowski)

Fotografia, jak mówi Marek Straszewski przyszła jednak trochę później. W Paryżu spędził mniej więcej sześć lat i dopiero pod koniec pobytu w stolicy Francji zaczął robić zdjęcia. Wcześniej, oprócz wielu typowych dla emigrantów zawodów, zajmował się modelingiem, to pomagało mu się utrzymać. Z czasem liczba zleceń rosła, a on, podpatrując fotografów podczas sesji zdjęciowych, zaczął interesować się pracą po drugiej stronie obiektywu. „To był też moment, w którym zacząłem zastanawiać się, co chciałbym tak naprawdę robić. Modeling i pozowanie do zdjęć nie były zajęciem, które chciałem wykonywać do końca życia. Pomyślałem: zdjęcia robi się tak łatwo i w dodatku jest to takie wdzięczne zajęcie (śmiech). Wszystko to się oczywiście później pozmieniało, ale w tamtych czasach widziałem siebie pracującego w modzie, imponowało mi to. Tak to się zaczęło – zacząłem robić zdjęcia testowe dla agencji, zacząłem się rozpędzać”.

Monika Smolicz w obiektywie Marka Straszewskiego

Później przyszła kampania marki Mustang Jeans, w której udział brał Albert Deleque, jeden z najpopularniejszych topmodeli tamtych czasów. Wielu znanych obecnie artystów, fotografów i modeli na początku lat 90-tych próbowało rozwijać skrzydła w stolicy Francji. I to z nimi na początku swojej artystycznej drogi współpracował Marek Straszewski. Kolegował się m.in. z Diane Kruger, która miała wtedy 16 lat i zaczynała karierę modelki. Makijaże wykonywała dla niego Agata Kalbarczyk, a przed jego obiektywem stawali znajomi, m.in. modelka Monika Smolicz czy Tomasz Paczkowski. Z tego okresu pochodzą archiwalne zdjęcia młodziutkiej Katarzyny Figury, która także przebywała w tym czasie w Paryżu. Z aktorką Marek Straszewski spotkał się krótko po powrocie do kraju – sfotografował ją na potrzeby polskiego „Playboya”. „To była jedna z moich pierwszych okładek”, mówi fotograf. „ A Playboy był jednym z pierwszych zachodnich tytułów, które weszły na polski rynek. Kasię znałem z Paryża, a do redakcji poszedłem chyba po to, żeby zaprezentować swoje portfolio. Powstał pomysł, żeby zrobić zdjęcia Kasi Figurze. Ta sesja była jednym z poważniejszych zleceń w tym czasie”. Był 1994 rok.

Katarzyna Figura w obiektywie Marka Straszewskiego

Powrót do kraju w przypadku Marka Straszewskiego nie nastąpił jednak z dnia na dzień. „Zacząłem przyjeżdżać do Polski na wakacje i zobaczyłem, że wszystko zaczyna się zmieniać. Miałem plan, żeby jechać do Nowego Jorku. Ale zahaczyłem o Warszawę i już tu zostałem. Wiedziałem, że już nie chcę mieszkać w Paryżu. Środek lat 90. to był strasznie trudny czas we Francji – zaczął się kryzys ekonomiczny, było coraz mniej zleceń w reklamie. Panował klimat, który skłaniał ludzi, aby pojechać gdzieś indziej. Znalazłem się w Warszawie i już w niej zostałem. Czasami się zastanawiam czy to dobrze, czy źle. Ale nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie, w Polsce strasznie dużo się wtedy działo. Był duży apetyt na modę i duże możliwości. Do sesji angażowano modelki z zagranicy, dawano nam mnóstwo filmów, abyśmy mogli się jak najwięcej nauczyć”.

Okładka „Playboya” z Katarzyną Figurą, 1994 rok (fot. Marek Straszewski)

Sesja z Katarzyną Figurą dla „Playboya” była jednym z pierwszych projektów, w jakie Marek Straszewski zaangażował się po powrocie do kraju. „Pamiętam, że zdjęcia odbyły się w domu mojej koleżanki. Cała produkcja była bardzo ‘domowa’. Mieliśmy dosyć małe, trochę amatorskie lampy. Kasię Figurę do sesji malowała Agata Kalbarczyk, z którą też zresztą znałem się jeszcze z czasów Paryża. Razem się wtedy uczyliśmy – ja robiłem swoje pierwsze zdjęcia, a Agata, która ukończyła w Paryżu szkołę makijażu, pomagała mi malować modelki”.

Przez dwadzieścia lat pracy artystycznej, Marek Straszewski stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i docenianych polskich fotografów, którego zdjęcia zdobiły okładki i rozkładówki najważniejszych magazynów. Jednak jak sam stwierdza, bycie kolekcjonerem okładek nigdy nie było jego celem. „Moim celem było zawsze robienie ciekawych, emocjonalnych zdjęć. Robiłem bardzo dużo okładek, ale zacząłem się zastanawiać po co? Ile podobnych okładek można jeszcze zrobić? Sto? Później okazało się, że żadnej z nich nie chciałbym widzieć na swojej ścianie. To był ten moment, w którym zacząłem się zastanawiać nad tym, co robię, o co w tym wszystkim chodzi. Wtedy zacząłem szukać tych zdjęć, które chciałbym powiesić na ścianie a nie tych, które chciałbym zobaczyć w kiosku”.

Marek Straszewski należy do pokolenia fotografów, którzy pamiętają zdjęcia wykonywane analogowo. Swoją tęsknotę i nostalgię za magią czasów, w których do momentu wywołania nie wiedziało się, jakie powstało zdjęcie, przekuwa na projekt, nad którym obecnie pracuje. „To projekt o fotografach wywodzących się z czasów, kiedy zdjęcie robiło się analogowo, którzy mają mentalność narzuconą przez technologię kliszy filmowej, fakt, że trzeba było widzieć więcej, zrobić więcej, wszystko lepiej ustawić, bo po zrobieniu zdjęcia niewiele można było już poprawić”. Fotograf podkreśla, że projekt, który zaczął się, trochę przypadkowo, od jednego zdjęcia, cały czas się rozrasta, pojawia się w nim coraz więcej wątków. „Cały czas nagrywam, spisuję, zastanawiam się jak to się w ogóle skończy, w którą pójdzie stronę. Pojawia się dużo wątków, od prostych pytań po pewnego rodzaju poszukiwanie ducha fotografii i metafizyki oraz zastanowienie się, gdzie dzisiaj tak naprawdę znajduje się fotografia w zderzeniu z mistrzami lat 80. czy 90.”