brak kategorii

#tbt: Jarosław Szado i polskie pokazy mody w latach 90.

17.12.2015 Redakcja Fashion Magazine

#tbt: Jarosław Szado i polskie pokazy mody w latach 90.

Wielu obserwatorów zarzuca rodzimej branży modowej, że w pokazach mody ubrania i projektanci schodzą powoli na drugi plan, a impreza jest niczym innym jak wydarzeniem towarzyskim, na którym celebryci pozują na „ściankach” przed obiektywami fotoreporterów, a w pierwszych rzędach zamiast merytorycznie piszących o modzie dziennikarzy zasiadają gwiazdy seriali i reality-show. Relacje z tego typu wydarzeń momentalnie obiegają media, począwszy od towarzyskich rubryk w czasopismach, po plotkarskie portale i telewizyjne programy. Początki wielkiej mody w Polsce wyglądały jednak zupełnie inaczej – gwiazdy wstydziły się pokazywać na tego typu imprezach, a media trzeba było w jakiś sposób przekonać do tego, że są one tematem atrakcyjnym dla potencjalnego widza czy czytelnika. Wie o tym doskonale Jarosław Szado, stylista i choreograf, odpowiedzialny za znaczną część organizowanych w tamtym czasie pokazów.

„Wśród celebrytów panowało przekonanie, że to wręcz słabe pokazać się na pokazie mody, bo co wspólnego z modą może mieć gwiazda, która gra czy śpiewa. To było troszeczkę démodé.”, wspomina Szado. Ale i media było ciężko przekonać do tego, że jest to fajne, atrakcyjne. Więc w nadziei, że znana osoba przyciągnie uwagę mediów, do roli modeli i modelek angażowano osoby niezwiązane z modą – piosenkarzy, aktorów, a nawet znanych dziennikarzy”. Celem było więc wypracowanie przeświadczenia, że skoro popularna gwiazda nie tylko wspiera dany pokaz swoją obecnością, ale i występuje w roli modelki, to jest to wydarzenie warte uwagi. Okazuje się, że gwiazdy niezwykle chętnie angażowały się do tego tupu przedsięwzięć, także ze względów finansowych. Jak mówi Jarosław Szado: „Aktorka czy piosenkarka mogła liczyć na wynagrodzenie trzy, cztery razy większe niż modelka. Chodziło o to, aby czuła, że to ona jest prawdziwą gwiazdą, że zamiast czterech czy pięciu modelek to właśnie ona pójdzie po wybiegu. To były dobre pieniądze, starano się także aby artystka nie poświęcała temu zbyt dużo czasu. Przychodziła tego samego dnia, w którym odbywał się pokaz, pierwszy raz mierząc ubrania, była malowana, czesana. I to zajmowało trzy, góra cztery godziny przed samą imprezą”.  Za taki „występ” gwiazda inkasowała w latach 90. od 4 do 5 tysięcy złotych, podczas gdy standardowa pensja wynosiła 1200.

Jarosław Szado i Kayah przed jednym z pokazów

Jarosław Szado zawsze mógł pochwalić się świetną intuicją i umiejętnością wyławiania wśród wschodzących talentów osób, które po kilku latach należeć będą do pierwszej ligi polskiego show biznesu. Tak było chociażby w przypadku Patrycji Markowskiej, która walczyła z łatką córki sławnego ojca i Marcina Dorocińskiego znanego jako dobrze zapowiadającego się aktora i przystojnego partnera Małgorzaty Kożuchowskiej. „Oni nie mieli wtedy pieniędzy, więc godzili się od razu, wspomina Jarosław Szado. „Inaczej wyglądała wtedy sytuacja z gwiazdami typu Piasek czy Justyna Steczkowska. Ich z kolei przekonywało to, że promują dobre marki. Piasek szedł wtedy w pokazie Calvina Kleina. To był taki pierwszy kontrakt. Przyjechały ciuchy, casualowa linia, dżinsy. Marka otwierała wtedy w Polsce swój pierwszy sklep, więc był to zaszczyt. Śmieszna historia, bo nie dojechały buty i wszyscy modele szli na bosaka. Na szczęście, w towarzystwie dżinsów, wyglądało to na zamierzony efekt. To były kameralne imprezy, 200 osób to już było dużo”, dodaje stylista.

Na pokazy zapraszało się wtedy głównie dziennikarzy. „Mieliśmy naprawdę dużo dziennikarzy modowych”, mówi Szado. „Była cudowna Hanna Gajos. Dziennikarze recenzowali, występowali jako eksperci w telewizji, w której coraz częściej zdarzały się wypowiedzi o branży modowej. Zaczęło panować odniesienie, że Polska się zmienia, że pokazy organizowane są nie tylko w Paryżu czy Mediolanie, ale także u nas”.

Pokazy mody były wtedy charakterystyczne przy wprowadzaniu nowego produktu: „Robiło się promocję wszystkiego. Wchodziła na rynek nowa pasta do zębów Colgate, bum! Impreza w Marriocie. Nowa wódka Finlandii, bum! Impreza na Foksal. Perfumy? Tak samo. To było najprostsze i najbardziej oczywiste, aby do danego produktu zorganizować pokaz mody”, wspomina stylista. Oprócz tego, niezwykle często organizowano pokazy bielizny, a triumfy na wybiegach święciły wtedy najzgrabniejsze modelki – Ewa Pacuła, Joanna Horodyńska, Justyna Skoczylas czy Viola Kołakowska: „Ludzie bardzo lubili takie pokazy. Nie było po prostu dotąd u nas miejsca, gdzie publicznie możesz pójść i zobaczyć dziewczynę w pięknej bieliźnie. Bardzo działało to na wyobraźnię”.

Olivier Janiak i aktor, Rafał Cieszyński podczas premiery nowego zapachu

Wielkie marki, takie jak Hugo Boss czy Calvin Klein były zaciekawione rozwijającym się polskim rynkiem mody. Jarosław Szado, który odpowiedzialny był za przygotowywanie większości odbywających się wtedy pokazów wspomina, że wiele z nich, jak chociażby Givenchy, próbowało nawet otwierać u nas swoje sklepy (butik francuskiej marki niestety po pół roku został zamknięty). Dla paryskiego domu mody Szado zorganizował wtedy kameralny pokaz. „Ta moda musiała być obudowana w jakiejś przestrzeni. Podczas pokazu Givenchy modelki podjeżdżały pięknymi limuzynami, które wtedy były nowością. Później zjeżdżały ruchomymi schodami, a kamera ustawiona była na wprost”.

Renata Gabryjelska, Reni Jusis, Agnieszka Maciąg, Ilona Felicjańska i Małgorzata Kożuchowska przed pokazem Givenchy

Podobnie było podczas pokazu Escady – zorganizowano osiem Cadillaców, w których siedziały modelki. „Pokaz ten był stylizowany na słodkie lata 50.”, wspomina Jarosław Szado. „Modelki jeździły Cadillacami po mieście, za nimi podążały kamery i razem podjeżdżały pod salon. Pamiętam, że jako modelka wystąpiła wtedy Martyna Wojciechowska, która, jako prowadząca „Big Brothera” była u szczytu popularności. Udało mi się ściągnąć także uczestniczkę programu – Alicję, która była strasznie rozchwytywana”.

Bardzo popularne były wtedy promocje perfum. Jak wspomina Jarosław Szado: „Perfumy wchodziły na polski rynek w sporych ilościach, każde miały swoją filozofię i moda przy ich promocji bardzo ładnie się sprzedawała. Pamiętam, że do promocji perfum popularnej wtedy marki Tom Taylor wymarzyłem sobie zatrudnienie jakiegoś fajnego piłkarza. Piłkarze nie byli jeszcze takim ‘chodliwym’ tematem i nie cenili się tak kasowo jak teraz. I wymyśliłem sobie wtedy Artura Boruca, którego zobaczyłem jeszcze w Legii Warszawa. Musiałem więc do niego dotrzeć i zatrudnić. Udało mi się zdobyć jego numer, zadzwoniłem, a on się trochę zdziwił i stwierdził szybko, że 'przeprasza, ale nie jest pedałem’. Jakby to była wycena estetyczna! Odparłem mu na to, że nie interesuje mnie kim on jest i ostatecznie spotkaliśmy się w jakimś hotelu i go przekonałem. Wszystko było cudownie i wspaniale, szczegóły dogadane i nagle bum! Boruc dzwoni do mnie na tydzień przed imprezą i mówi 'Jarek, ja cię bardzo przepraszam, ale powołali mnie do kadry narodowej’. Mówiłem wtedy sobie – jak go powołali, to już nigdy nie wróci. Bo do tej pory był 'tylko’ piłkarzem Legii, a teraz miała go poznać cała Polska”. Jego miejsce zajął wtedy Mateusz Kusznierewicz.

 

Grażyna Torbicka podczas pokazu Moet Chandon

Oprócz marek perfum i bielizny bardzo popularne były wtedy także pokazy fryzjerskie, szczególnie marki Wella, która w ramach promocji swoich nowych produktów zorganizowała debiutancki pokaz młodego projektanta z Lublina – Macieja Zienia. Warszawska Królikarnia, klimat niczym z pokazu Galliano i gwiazda wieczoru, Justyna Steczkowska. Jarosław Szado zawsze umiał dopiąć wszystko na ostatni guzik i sprawić, żeby o pokazie mówiono naprawdę długo.