MODA, SHOPPING ONLINE, STYL ŻYCIA

Sylwia Romaniuk: „Nie chcę już wielkich rewolucji” [WYWIAD]

04.07.2017 Michalina Murawska

Sylwia Romaniuk: „Nie chcę już wielkich rewolucji” [WYWIAD]

Kiedy narodził się pomysł, żeby ruszyć z autorską marką?
Zawsze było we mnie pewne zamiłowanie do piękna, tworzenia i nie ogranicza się ono wyłącznie do projektowania odzieży – to także wnętrza, detale, a nawet meble, bo je także zdarza mi się projektować. Pomimo wielu wzlotów i upadków, myślę, że od wielu lat stabilnie kroczę drogą tworzenia kreacji w duchu haute couture.

Każda kobieta, która spojrzy na pani kreacje, powie, że są to projekty, które pozwalają poczuć się niczym współczesna księżniczka. Jaka jest pani definicja kobiecości?
Ja widzę kobietę przede wszystkim piękną. Dostrzegam urodę w każdej kobiecie, a poprzez swoje kreacje podkreślam i wydobywam to, co jest w niej najbardziej atrakcyjne. Każda kobieta jest niezwykła, trzeba tylko umieć to wydobyć. Może być romantyczna, delikatna, a następnie bardziej zmysłowa i seksowna, typu femme fatale.

Wszystkie kreacje tworzy pani na zamówienie?
Nie wszystkie. W atelier dostępna jest pełna kolekcja , którą można kupić „od ręki”.  W przypadku kreacji tworzonej na zamówienie zapraszam na spotkanie do atelier.

Jak wygląda u pani praca z pojedynczą klientką?
Klientki dzielą się na dwa typy: takie, które wiedzą, czego chcą i takie, którym trzeba to podpowiedzieć. Drugi typ kobiet wymaga pewnego zdefiniowania – muszę odpowiedzieć sobie na pytanie, jak pragną się czuć. Bo to, czy chce się mieć krótką czy długą, zieloną czy czerwoną suknię jest mniej istotne. Ważne jest to, co za pomocą kreacji chce się uzyskać czy osiągnąć. Jeśli kobieta powie mi, że chce być piękna i zmysłowa dla swojego męża i chce go zachwycić podczas kolacji, to wystarcza. Wiem już wtedy dokąd zmierzamy i staram się wykreować taki właśnie wizerunek. Jeśli chodzi o sam proces tworzenia, to wszystko zależy od tego, jak skomplikowana jest kreacja. Z reguły wystarczą jedna lub dwie przymiarki , aby suknia była gotowa.

Jest pani trochę psychologiem dla swoich klientek?
Staram się ofiarować coś więcej niż tylko odszycie sukni. Jeśli chce się stworzyć wyjątkową rzecz, która uszczęśliwi i zachwyci zarówno samą klientkę, jak i jej otoczenie, trzeba dać zaangażowanie i poświęcić jej uwagę.

Jak wygląda proces przygotowania bardzo bogato zdobionych sukni, na przykład takich, które pokazała pani w Dubaju?
Takie wymagające suknie tworzy się faktycznie dość długo. Może nie sam projekt, bo on powstaje szybko, ale proces tworzenia i wykonania jest długi. Wszystkie koraliki, piórka, kwiatki, kamyki aplikowane są ręcznie w naszej pracowni, która mieści się w tym samym miejscu co atelier. To misterna praca, wymagająca skupienia i czasu. Trwa to od 3 tygodni do nawet 3 miesięcy, wszystko zależy od tego, jak bardzo wymagająca jest suknia. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy suknia musi powstać bardzo szybko, bo na przykład pojawia się klientka, która nie jest zadowolona ze swojej dotychczasowej sukni ślubnej. Wtedy do pracy nad jedną kreacją dedykowanych jest 4 do 5 pań, z reguły jednak zakładamy, że na jedną kreację trzeba poświęcić około 3 tygodni.

Czy zachęcona sukcesem w Dubaju planuje pani większą ekspansję na Bliski Wschód? Zastanawiała się pani nad otworzeniem atelier tam na miejscu?
Zastanawiamy się nad tym. Na pewno ruszymy tam ze sprzedażą personalną, dla kobiet, które nie chodzą po sklepach, bo albo nie mogą, albo zwyczajnie im się nie chce. Myślimy też o poznaniu innych rynków. Dostaliśmy propozycję z Los Angeles, odezwała się do nas agencja z propozycją ubierania gwiazd. Myślę , że Los Angeles to bardzo  przyjazny kierunek, o którym myślę pod kątem biznesowym. Londyn też mnie bardzo kusi.

Czyli możemy już w tym momencie mówić o planach na globalną ekspansję.
Faktem jest, że napływają do nas rozmaite propozycje – dostaliśmy zaproszenie od agencji, która zajmuje się zawodami sportowymi w Szwajcarii oraz Wimbledonem. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się wydarzy po tygodniu mody w Dubaju. A tymczasem otworzyło się mnóstwo drzwi i to jest nagroda za cały trud przygotowań i bezsenne noce. Po Arab Fashion Week  świat zaczął nas dostrzegać. To cudowna wiadomość.

Są jakieś gwiazdy, które szczególnie chciałaby pani zobaczyć w kreacjach swojego autorstwa?
Chciałabym ubierać wszystkie kobiety. Moja praca jest dla mnie na tyle inspirująca, ze nie ograniczam się. Taką samą przyjemnością będzie dla mnie ubranie znanej gwiazdy, co kobiety, która spontanicznie wejdzie do mojego atelier.

Jak pani osobisty styl i to, co nosi pani na co dzień, ma się do estetyki pani projektów?
Bardzo z nią współgra. Jestem bardzo zmienna – czasami chodzę w dresie, a  wieczorem zakładam suknię do ziemi. Mogłabym założyć każdą z moich kreacji i czuć się w niej doskonale. Czasami śmieję się, że najlepiej sprzedają się suknie, które stworzę po prostu na własny użytek. Nigdy nie mogę ich założyć, ponieważ najszybciej się sprzedają (śmiech).

Dokąd, w Polsce, można wybrać się w pani sukni?
Na przeróżne gale, do teatru, na kolację z mężem, na wesele, bankiety… Jest bardzo dużo odpowiednich okazji. Wiem jednak, że jeśli chcę sprzedawać w dużych ilościach, Polska to za mało. Myślimy więc o ekspansji w świat, a odbiorców szukam także za granicą.

Wspominała pani wcześniej o sukniach ślubnych. Jaki jest ich przedział cenowy?
Od 10 tysięcy złotych w górę.

Wszystkie wykorzystywane w kolekcji materiały są ręcznie wyszywane, czy zdarza się pani kupić już gotowe?
Zdarza się – istnieją fabryki , które wykonują tego typu pracę już u siebie na miejscu. Projektując daną tkaninę, mówimy na przykład, że chcemy mieć taką ilość piór, taką ilość kamieni i w takim, a nie innym designie, a ich specjaliści to robią. W Polsce niestety coraz ciężej jest z takim kunsztem, a zawód krawca trochę umiera. Podzielił się przede wszystkim na różne sektory, od krojczych, szwaczki, po osoby, które wykańczają. Nie ma ludzi, którzy rzeczywiście potrafią zrobić wszystko od początku do końca. A co jeszcze za tym idzie, bardzo trudno jest znaleźć osoby, które świetnie wyszywają i wykonują manualną pracę.

To gdzie w takim razie znalazła pani swoje krawcowe?
Szukałam ich przez wiele lat i nadal nieustannie poszukuję. Pochodzą z różnych regionów: mam panie ze Szczecina, Rosji, Ukrainy.

Ile krawcowych łącznie pani zatrudnia?
Około 10. Kiedy byliśmy w Dubaju, zostaliśmy zaproszeni do atelier Micheala Cinco, to „król haute couture” na Bliskim Wschodzie. Jego pracownicy, głównie z Pakistanu, jedną suknię potrafią wykonać w jeden, dwa dni. Kamyczek po kamyczku, każdy koralik przytwierdzając ręcznie.  To jest tak niesamowicie szybka praca, a oni niezwykle wyćwiczeni. Oczywiście są na świecie odpowiednie szkolenia, na przykład w Londynie czy na Białorusi, ale tak naprawdę potrzeba wielu lat, aby ktoś zdobył kunszt w tak szybkiej i trudnej pracy. W Polsce jest to o tyle trudne, ze nikt dotychczas tego tutaj nie robił.

W takim razie gdzie najczęściej kupuje pani tkaniny i na co zwraca pani uwagę przy ich wyborze?
Tkaniny sprowadzam tylko z Włoch, Francji i z bardzo wyselekcjonowanych fabryk z Indii. Ostatnio także z Izraela. To są bardzo ściśle wyselekcjonowane firmy – gdybyśmy na przykład, globalnie, pojechali na jakieś targi tkanin do Indii, to pewnie nic by nas nie urzekło, ale są miejsca, gdzie wykonuje się naprawdę wartościową pracę.

Samodzielnie wybiera pani tkaniny?
Tak. Dwa razy do roku organizowane są targi w Rzymie i w Paryżu. Tam jeździmy i tam wybieram swoje tkaniny.

Klientki z zagranicy przyjeżdżają do pani warszawskiego atelier?
Przyjeżdżają. Moje klientki z Europy czy Bliskiego Wschodu są stale w podróży, cieszę się, że na ich trasie jest atelier Sylwii Romaniuk.

Zastanawia mnie, jaki jest procent polskiej klienteli wśród wszystkich klientek pani marki.
Cały czas jest to większość, bardzo mnie cieszy również rosnąca liczba klientek z zagranicy.

Klientki wracają?
Projektowanie sukni na wyjątkową okazje to proces, czas, również na budowanie relacji, zwykle od tej pierwszej sukni zaczyna się bliska relacja , więc powroty są regularne.

Ubiera pani elitę i arabskie księżniczki?
Tak, nawet kiedyś osobiście przyjechała do naszego atelier księżniczka Arabii Saudyjskiej.

Co wybrała?
Kilka kreacji, które poniekąd na nią „czekały”. Wyjeżdżając na pokaz zabrałam praktycznie całą kolekcję, w atelier zostało jakieś 5 sukienek. I wtedy dostałam telefon, że jedzie do mnie na zakupy księżniczka Arabii Saudyjskiej, że zamknęli ulice i czy mam suknie. Odparłam, że owszem, mam, ale zaledwie kilka, bo cała reszta jest spakowana na pokaz. Okazało się, że zachwyciła się nimi i kupiła od razu. To pokazuje moim zdaniem, że kreacje, które tworzę są ponadczasowe.

 Arab Fashion Wek skończył się dla pani marki jakimiś dużymi kontraktami? Jest w planach sprzedaż na większą skalę tam na miejscu?
Generalnie nie ma takiego założenia, nie chcemy wchodzić w sprzedaż masową, bo jest to w tym momencie niezgodnie z ideą marki. Chcemy raczej podążać w duchu pewnej wyjątkowości i ekskluzywności, a rzeczy, które będą dostępne masowo, czy to w centrach handlowych, czy gdziekolwiek, nam to zakłócą.

Widzę, że obrała pani metodę małych kroków.
Zdecydowanie. Wolę czuć równowagę w sobie i wobec życia, które prowadzę. Nie chcę już wielkich rewolucji. Wolę do wszelkich zmian dość powoli.

… ale skutecznie (śmiech)
Tak, powoli, ale skutecznie.

Przeczytaj także:

Wyrafinowane konstrukcje i zapierające dech w piersiach zdobienia: polska projektantka podbija Bliski Wschód!