Niewiele osób wie, że po ukończeniu Central Saint Martins, Stella McCartney pierwsze zawodowe szlify zbierała u Edwarda Sextona – męskiego krawca z Savile Row. Od początku miała więc wszelkie predyspozycje ku temu, aby projektować i tworzyć modę dla mężczyzn. Tak się jednak nie stało, a zamiast tego, córka Beatlesa stała się jedną z najbardziej znanych i rozpoznawalnych projektantek damskiego ready-to-wear, a odkąd podpisała kontrakt z adidasem, także mody sportowej. Taki stan rzeczy to już jednak przeszłość. O planach poszerzenia swego modowego imperium o linię dla panów Brytyjka poinformowała w czerwcu tego roku, a pierwszy projekt w postaci dwurzędowego garnituru mogliśmy podziwiać na paryskim pokazie we wrześniu – założył go Alasdhair Willis – dyrektor kreatywny Hunter, a prywatnie mąż Stelli McCartney.
Stella McCartney słynie nie tylko z tego, że w żadnych z jej kolekcji nie znajdziemy ani naturalnych futer ani skór, ale także faktu, że nigdy nie przebiera swoich klientek. Od lat tworzy projekty wygodne, niekrępujące sylwetki, ale jednocześnie wyraziste i przezaczone dla kobiet ceniących sobie nietuzinkowy design. Tę samą myśl ewidentnie przełożyła na pierwszą kolekcję dla facetów, która oprócz tego, że jest w stu procentach „leather freee” i „fur free”, stanowi miks inspiracji brytyjskimi subkulturami i stylów charakterystycznych dla Wysp minionych dekad.
W kolekcji złożonej z 24 sylwetek mamy więc elementy garderoby nawiązujące do stylu reaggae, rave’u, militarne detale obecne na spodniach i płaszczach oraz słynne trencze Mackintosh pokryte kratą księcia Walii. Nie zabrakło także graficznych t-shirtów z hasłami „Members And Non-Members Only” czy „Nice One”, oversize’owych i otulających ciało krojów, szalików charakterystycznych dla kibiców piłki nożnej oraz oryginalnych (i wyglądających nam bardzo znajomo) zestawień klapków ze skarpetami. Jeśli jednak zastanawiacie się, czy Stella tworząc swoją pierwszą kolekcję dla mężczyzn inspirowała się stylem swojego ojca, Paula McCartneya, odpowiedź brzmi „tak”, ale nie w tak dużym stopniu jakbyśmy mogli się tego spodziewać. To przede wszystkim poszczególne elementy nawiązujące do czasów, w którym The Beatles byli zafascynowani hinduskim guru, Maharishi Mahesh Yogim, oraz koszula z motywem jaskółki, która początkowo należała do matki Stelli – Lindy McCartney.
Patrząc na tę kolekcję oraz na wykorzystane w lookbooku zestawienia (brawa dla stylisty!) jesteśmy pewni, że decyzja o ruszeniu z linią męską była strzałem w dziesiątkę i marka Stelli McCartney wyjdzie na niej doskonale.