Jak wygląda staż w showroomie Lidii Kality?
Ola Jendryka: Pierwszego dnia miałam okazję uczestniczyć w przymiarkach i poprawkach każdego wzoru. Dzięki temu, mogłam zobaczyć od podszewki, jak, dosłownie, każdy produkt powstaje i w jaki sposób się go dopracowuje centymetr po centymetrze. Po przymiarkach trafiłam na plan sesji zdjęciowej do loobooka na stronę internetową. Mogłam wziąć udział w stylizacji, poprawkach i konsultacjach. To bardzo cenne, zwłaszcza, że szłam tutaj z przekonaniem, iż będę w pracowni pełnić rolę obserwatora, a jestem w samym centrum wydarzeń.
Lidia Kalita: Takie właśnie przyjęłyśmy sobie założenie – fajnie by było, żeby Ola mogła zobaczyć naszą pracę od A do Z, fakt, iż projektant nie tylko projektuje, ale trzyma pieczę nad całą masą różnych rzeczy (przy takiej skali przedsięwzięcia, jaką mamy obecnie, czyli dziesięć sklepów stacjonarnych i jeden internetowy) są to produkcja, przymiarki, poprawki, rozpisywanie zamówień. Chciałam pokazać Oli całokształt pracy projektanta, dlatego uczestniczyła m.in. w robieniu tzw. procentówek (ile sztuk z każdego modelu i w jakim rozmiarze będziemy robić) ze mną i naszą dyrektor produkcyjną, dodatkowo pomagała w przymiarkach, zamówieniach.
Jako główna projektantka muszę mieć oko na całość kolekcji, aby mieć pewność, że na pewno niczego finalnie, na sklepowych półkach, nie zabraknie. Chciałam pokazać Oli każdy aspekt przedsięwzięcia – od strony kreatywnej po zarządzanie zespołem.
O. J. Dokładnie, projektowanie i szycie jednej rzeczy, to jest zupełnie inna bajka niż wytworzenie kilkunastu egzemplarzy. Tutaj od razu trzeba przemyśleć totalnie wszystko, każdy guziczek, rzep, zatrzask.
L.K. Potem to wszystko musi do siebie pasować. Te guziczki z jednego modelu muszą pasować do guziczków z drugiego modelu, szczególnie, że w każdej kolekcji to się zmienia. W jednej modne jest srebro, wtedy nasze dodatki są srebrne. W innym sezonie jest to złoto, ale trzeba uważać, żeby złotem się nie obwiesić, a było ono tylko gustownym dodatkiem.
Ta wiedza, o wszystkich etapach jest dla Oli bezcenna. Ona jest osobą tak kreatywną, tak świetnie zaczęła. Myślę, że ma naprawdę dużą szansę zaistnieć jako fajny projektant niezależny. U nas ma możliwość uczestniczenia w pracy projektanta, który robi coś na większą skalę, niż szycie pojedynczych modeli i myślę, że jest to ciekawe.
Co zadecydowało o tym, że jako jedna z jurorek postawiłaś na Olę podczas Fashion Designers Awards?
L.K. Na pierwszym etapie oglądając teczki bardzo rzuciły mi się w oczy prace Oli, ponieważ oprócz formy bardzo zajmuje ją tkanina. To jest jej konik i forma zawsze wynika z zaprojektowanej przez nią indywidualnie tkaniny.
Dostała duży dar od losu – ma tak bardzo sprecyzowaną specyfikę tego, co chce robić. To jest bardzo dobry początek, podobnie jak np. Maćka Sieradzky’iego w Project Runway. Zaistniał w tym programie i w mojej świadomości bardziej nawet niż finalista, który wygrał. Jego plecionki, stały się jego znakiem firmowym i to w tak młodym wieku. U Oli też jest podobnie – tworzy oryginalne tkaniny, w tylko sobie znany, tajemniczy i mozolny, jak mniemam, sposób. (śmiech)
Olu, gdybyś miała pracować w firmie odzieżowej, np. tutaj u Lidii Kality, zajmowałabyś się doborem materiałów?
O.J. Myślę, że jeśli miałabym tylko taką możliwość, to z wielką chęcią. Zawsze oprócz kupowania tkanin, staram się je przetworzyć, użyć technik, które są stosowane albo je zmodyfikować. Nie chcę mieć po prostu zakupionego materiału. Wtedy nie odczuwam, żeby projekt był mój, a to dla mnie ważne.
L.K. Ola jest osobą bardzo wrażliwą, od razu kiedy zobaczyła obrazy w naszej pracowni, przetworzyła je w głowie na niteczki, grube sznurki i wyobraziła sobie malarski projekt. Chciałam dać Oli możliwość rozwinięcia się i zobaczymy, co z tego wyniknie. Zaproponowałam jej też, żeby spróbowała przetworzyć tkaniny dżinsowe, które będę miała w kolekcji w następnym sezonie.
Jeżeli te próby wgrają się w kolekcję, w którą Olę wtajemniczyłam, (co jest bardzo miłe z mojej strony (śmiech)), wtedy tkaniny wejdą do produkcji. Na pewno zakomunikujemy, że powstały przy jej kreatywnym udziale.
Czyli przed tobą ostatni etap?
O.J i L. K.: Mamy jeszcze tydzień.
Co się będzie działo w kolejnym etapie stażu?
L.K. Dzisiaj chciałabym, abyśmy pojechały do fabryki, która robi nam dodatki, wszywki, etykiety, emblematy… W ciągu tygodnia pewnie będzie szereg przymiarek, przy których nasza stażystka będzie pomagać. Ola ma taką malarską wrażliwość i zawsze myśli do końca nad projektem, ma bardzo duży talent.
O.J. Dziękuję! (śmiech)
L.K. I osiągnęła duży sukces, zwyciężając w konkursie FDA.
Z jaką myślą wybierałaś się na wygrany staż?
O.J. Właściwie, trochę się obawiałam, nie wiedziałam czego spodziewać. Nigdy właściwie nie byłam na stażu, na którym miałabym do czynienia z marką tak dobrze sytuowaną na rynku. To wielka presja. Obawiałam się, że nie sprostam oczekiwaniom. Okazało się jednak, że bezpodstawnie! (śmiech) Zobaczymy, jak będzie dalej. Tutaj naprawdę mogę się dużo nauczyć.
L.K. Zachęcam Olę do wypowiadania swoich opinii. Ja w ogóle mam taką zasadę w firmie, chcę, aby dziewczyny się wypowiadały na temat każdego projektu, mówiły, czy im się podoba. Ja nie mam z tym problemu. Chciałabym, żeby każdy miał taką możliwość – od pań szyjących po każdego, kto przechodzi korytarzem, nawet niezwiązanego z przymiarkami. Zebranie jak największej ilości uwag, jest dla mnie bardzo cenne. Od pierwszego momentu pytałam „Ola, co Ty o tym sądzisz? Dlaczego ta spódnica się nie układa?”. Dzieliłyśmy się wiedzą (śmiech).
O.J. Każdy miał coś do powiedzenia, to jest właśnie zaleta pracy w zespole.
L.K. Zastanawialiśmy się jak przyjąć Olę, chciałyśmy, żeby stała się częścią teamu. Jesteśmy niedużym, ale bardzo zgranym zespołem, bo pracujemy ze sobą wiele lat. Cały zespół przeszedł ze mną z firmy Simple, tworzymy wspólnie modę niemalże dziesięć lat. Jesteśmy na dobre i na złe. Pomimo tego, że w atelier panuje atmosfera pracy i każdy wie co ma robić, to, na co dzień, bardzo tu wesoło i kreatywnie.
Olu, czy podczas stażu pomagałaś stworzyć projekty od podstaw?
O.J. Przyszłam w tygodniu, w którym wzory były już rozpoczęte. Mam jednak nadzieję, że wszystko przede mną. Pojawiały się takie rzeczy, nad którymi się zastanawiałyśmy, mierzyłyśmy raz jeszcze.
L.K. Na pewno będziemy pracować nad tymi tkaninami. Obejrzymy sobie próby, żeby na zakończenie stażu Ola miała je gotowe na następny sezon wiosna-lato. Nasza stażystka miała też możliwość uczestniczyć w budowaniu stylizacji sylwetek, a było tego mnóstwo, ponieważ robiliśmy 60 zdjęć do sesji lookbookowej. Przymiarki, poprawki, dbanie o to, aby każdy włosek, każda fałdka była na swoim miejscu. Wbrew pozorom to jest bardzo męcząca praca, trwa cały dzień… Ola miała też za zadanie przebierać i pilnować, wygładzać każdy szczegół.
Konkursy dla młodych projektantów są w Polsce potrzebne?
O.J. Tak, to jest ten jedyny moment, kiedy mamy możliwość się pokazać.
L.K. Projektant mody to nie jest to rodzaj artysty, który może zostać niedoceniony i niezauważony, bądź zauważony po śmierci (śmiech). Dlatego zawsze powtarzam – warto brać udział w jak największej ilości konkursów, bez względu na to czy uda się zdobyć pierwsze miejsce, czy przejdzie się bez echa, ale próbować. Próbować maksymalnie. Pokazywać swoje rzeczy. Tylko w ten sposób ma się szansę zaistnieć.
Dzięki internetowi, ta szansa obecnie jest dużo większa, niż kiedy ja zaczynałam. Zawód projektanta jest obecnie mocno popularny, chociażby przez takie programy jak Project Runway. Konkurencja też bywa przez to większa, ponieważ coraz więcej osób chce się modą zajmować.
Myślę jednak, że to fantastycznie, że Ola wzięła udział w FDA. Start ma jak najlepszy. Teraz tylko wystarczy skończyć studia. Ola ma jeszcze pomysł na dalsze kursy. Ten jej rodzaj sztuki może być bardziej doceniony za granicą, np. w Holandii. Tamten rynek docenia indywidualizm i może docenić jej potencjał.
Antwerpia będzie więc następnym etapem twojej edukacji?
O.J. Takie są plany, a ja jestem nastawiona raczej na ten kierunek. Jak to wyjdzie w praniu? Zobaczmy.
Dziękuję za rozmowę.