Dyrektor generalny Starbucksa, Howard Schultz, właśnie ogłosił, że w ciągu najbliższych 5 lat zamierza zatrudnić 10 tysięcy obywateli krajów muzułmańskich w 75. krajach na całym świecie. Możemy się zatem spodziewać, że kawę w kubku z zielonym logo coraz częściej będą serwować mieszkańcy Iraku, Syrii, Libii, Iranu, Jemenu, Somalii i Sudanu. Media społecznościowe zareagowały na tę decyzję natychmias, a na Twitterze bardzo szybko powstał hastag #BoycottStarbucks. Dlaczego takie działania marki nie spotkały się z przychylnym nastawieniem?
Internauci wyrazili swoje zaniepokojenie polityką zatrudnienia prowadzoną przez Starbucksa, ponieważ uważają, że bardziej priorytetowe niż zatrudnianie Muzułmanów, powinno być w tym momencie dawanie pracy amerykańskim weteranom wojennym. Starbucks wprawdzie deklarował takie działania już wcześniej, dlatego tym razem ktoś upomniał się o ich rozliczenie. Niektórzy starają się bronić marki, podkreślając, że hastag #BoycottStarbucks jest sporym nadużyciem nieadekwatnym do zaistniałej sytuacji.
Schultz postanowił ratować sytuację i szybko wyjaśnił, że marka nieustannie prowadzi zarówno program aktywizacji zawodowej weteranów wojennych, jak i tworzenia szans zarobkowych dla osób dyskryminowanych oraz mieszkańców krajów mniej rozwiniętych. Miał na myśli w szczególności mieszańców Meksyku, których Trump chce odgrodzić od Stanów Zjednoczonych murem granicznym.
Awantura o Starbucksa, to niewątpliwie dowód na to jak Donald Trump dzieli Amerykanów – nawet w kwestii parzenia kawy. Dla nas to pewien koniec idei „american dream” – opowieści o kraju, w którym każdy ciężką pracą może odmienić swój los.