brak kategorii
„Śmietanka towarzyska”, lata 30. i Chanel, a więc Woody Allen w formie
12.08.2016 Michalina Murawska
Plejada gwiazd, świat show-biznesu, lata 30., Hollywood. Ten film nie mógł się nie udać. „Śmietanka towarzyska” daje jednak trochę więcej niż tylko ładne zdjęcia (debiut Allena w cyfrowym kręceniu) i miłe wspomnienia po seansie. Woody, sam mający na koncie sporo kontrowersji, z łatwością pokazuje nam struktury i zasady, którymi rządziło się stare Hollywood. One potrafią śmieszyć i dziwić, lecz w ten właśnie sposób budowano kiedyś swoje kariery – na zatuszowanych obyczajowych skandalach, przymilaniu się do filmowego establishmentu czy zależnościach towarzyskich. To wszystko podane jest w iście allenowskiej formule, a więc lekko i przyjemnie, lecz to nie jest dowcip, po którym wybucha się gęstym śmiechem. To żarty powodujące pewną zadumę nad kondycją moralną Hollywood i osób, które je tworzyło (i tworzy, nie oszukujmy się).
Allen pokazuje, że jego czas jeszcze nie minął. Po paru naprawdę słabych produkcjach reżyser wrócił do motywu, w którym sprawdza się od dekad, a więc komediowej historii o miłości z wielkim światem w tle. Nie brakuje w niej kilku dowcipów o paradoksach wiary, dojrzewających przez te półtorej godziny bohaterów czy całego korowodu archetypów postaci, które reżyser dopracowywał przez lata: inteligenta, working girl czy ważnego, lecz pozornie bezdusznego szefa.
Reżyser ma prawdziwe szczęście, bo w końcu odnalazł aktora, który może przejąć po nim schedę w filmach. Allen jest już starszym panem i rzadko pojawia się w swoich produkcjach, a Jesse Eisenberg idealnie odnalazł się w roli, z której znany był dotąd właśnie Woody, a więc pogubionego, neurotycznego intelektualisty, który szuka swojego miejsca w świecie i prowadzi nas przez całą fabułę.
Na uwagę zasługują również niezwykle klimatyczne kostiumy rodem z lat 30., które specjalnie na potrzeby filmu dostarczył dom mody Chanel. Jedwabie, biel i delikatna biżuteria dodawały Kristen Stewart czy Blake Lively klasy i sprawiały, że wyglądały, jak żywcem wyjęte z epoki. Uważajcie jednak, bo w tym przypadku biel nie zawsze musi oznaczać czystości i niewinności!
Scenariusz nie bez powodu jest nazywany „the best of Woody Allen”, bo znajdziemy w nim wszystko to, za co pokochały go miliony. Widać, że twórca postanowił wrócić w bezpieczne okopy swojego świata i tym razem nie eksperymentować z fabułą. Niektórzy go za to winią, lecz skoro coś się udaje i jest zwyczajnie dobre, to czy naprawdę trzeba to zmieniać?
„Śmietanka towarzyska” to jednak nie teledysk pełen pięknych obrazów i ładnych ludzi. To opowieść o dorastaniu w świetle kamer, niespełnionych miłościach, ambicjach i najtrudniejszym pytaniem, na które każdy musi sobie odpowiedzieć sami: mieć czy być? Mam wrażenie, że Woody już wybrał.