Watson w rozmowie z magazynem odkrywa zupełnie nową część swojej osoby. Nie kreuje się ani na wielką gwiazdę, ani nie udaje zwykłej dziewczyny z sąsiedztwa, co tak bardzo lubią robić celebryci. Jest świadoma swojej popularności, lecz traktuje ją bardzo poważnie. Na tyle, że w 2009 roku chciała zupełnie zrezygnować z kariery w Hollywood. Dostała się wtedy na Uniwersytet Browna i chciała poświęcić się nauce. To była jej odpowiedź na to, jak czuła się wśród innych sław. – Nie jestem najbardziej lubiana w środowisku, bo jestem zbyt poważna. Słyszałam, że jestem upierdliwa, trudna, wymagająca – tłumaczy Watson. Z biegiem czasu zrozumiała jednak, że to nie ona jest w tej relacji problemem.
Niedawno zaczęła odmawiać selfie z fanami, co w świecie beznamiętnie mnożonej treści obrazkowej jest sporym ewenementem. – Dla mnie to kwestia posiadania życia prywatnego lub nie. Jeśli ktoś robi mi zdjęcie i wrzuca je do sieci, w ciągu dwóch sekund tworzy informację o tym, gdzie jestem i co robię z dokładnością 10 metrów. Wszyscy mogą nagle zobaczyć z kim przebywam i co mam na sobie. Nie mogę udzielać takich informacji. Mogę usiąść i odpowiedzieć na każde pytanie o Harry’ego Pottera, ale nie zrobimy zdjęcia – tłumaczy swoją decyzję Watson.
Aktorka, która mocno angażuje się w ekologię oraz prawa kobiet, równie stanowczo podchodzi do kwestii rozmawiania o swoim życiu prywatnym. – Muszę być konsekwentna. Nie mogę opowiadać w wywiadzie o moim chłopaku i oczekiwać, że paparazzi nie będą robić mi zdjęć wokół domu. Nie można mieć dwóch rzeczy naraz – mówi.
Dziś Emma to świadoma, odważna, pewna siebie kobieta, która inspiruje i zachwyca. Jej stanowczość przynosi efekty – sama stała się prawdziwym autorytetem jeszcze przed trzydziestką, a role, które starannie dobiera, zawsze muszą nieść ze sobą jakieś przesłanie. Najnowsza produkcja z Watson, a więc „Piękna i Bestia”, dzięki niej także doczekała się poważnych zmian – na jej prośbę bajkowa Bella stała się wynalazcą, a cała produkcja zyskała błogosławieństwo legendy feminizmu, Glorii Steinem. Jak widać można nie zatracić własnej tożsamości i zdrowego rozsądku nawet w Hollywood. I takie historie inspirują najbardziej.