MODA

Siła jest we mnie – wywiad z jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego Instagrama Maffashion

15.03.2023 Maja Handke

Siła jest we mnie – wywiad z jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego Instagrama Maffashion

Jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego Instagrama. Marka sama w sobie – Julia Kuczyńska, czyli Maffashion, w szczerej rozmowie o funkcjonowaniu w świecie social mediów, macierzyństwie oraz zawodowych i życiowych wyborach. Rozmawiała Maja Handke, zdjęcia wykonał Dawid Klepadło. 

Spotykamy się w jej warszawskim mieszkaniu, jest jasno i przestronnie, widać zamiłowanie Julii do dobrego designu, ale od progu jest też jasne, że przestrzeń jest podporządkowana życiu z dwuletnim synkiem. Julia wita mnie w luźnym dresie – filigranowa trzydziestolatka, która wygląda jak nastolatka, choć widać delikatne ślady zmęczenia, jest w końcu mamą małego, wymagającego mnóstwa uwagi, człowieka.

Byłaś przygotowana na macierzyństwo? Marzyłaś o nim?

Już jako dziecko wiedziałam, że kiedyś będę miała rodzinę i dzieci. Czułam, że będę się spełniać w tej roli. Nie było w tym jednak żadnej presji. Od zawsze lubiłam dzieci, opiekowałam się nimi, byłam nianią. Zresztą moja mama pracuje w przedszkolu, tata w szkole. Zdawałam sobie sprawę, ile dziecko wymaga odpowiedzialności, obowiązku, poświęcenia, zmian, wiedziałam, z czego będę musiała zrezygnować. Ale emocje związane z byciem mamą to kompletna nowość. Tak samo jak nowością było to, że zdałam sobie sprawę, że nie jestem niezniszczalna. Ciało dochodziło do siebie po cesarskim cięciu, Bastek spał maksymalnie dwie godziny, szybko przybierał na wadze, wymagał ciągłego noszenia, bujania. Moja głowa nie miała z niczym problemu, ale ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa.

A jak przyjęłaś wiadomość o ciąży?

Bastek był planowany dzieckiem. Nie powinnam więc być zaskoczona. Z drugiej strony mówiono mi, że z powodu chorej tarczycy (zmagam się z tym od 16. roku życia) mogę mieć problemy z zajściem w ciążę. Wiec chwila, gdy okazało się: TAK, jestem w ciąży, była szokiem.

Potem było już z górki?

Nie do końca, bo z powodu nieprawidłowo działającej tarczycy musiałam ciągle monitorować swój stan. Kilka razy w miesiącu robiłam badania i pod ich wyniki miałam ustawianą dawkę leków. Gdybym coś zaniedbała, ciąży bym raczej nie donosiła.

Planowałaś dziecko, bo do tego dojrzałaś?

Czułam, że mogę już wziąć na siebie odpowiedzialność za drugiego człowieka. Nie miało to związku z wiekiem, presją społeczną itd. Wiedziałam, że jestem na to przygotowana psychicznie, zawodowo, materialnie, mam mieszkanie, oszczędności, nie kręcą mnie już imprezy i jestem na takim etapie, że gdyby było to konieczne, mogę zrobić dłuższą przerwę w pracy.

Jak znosiłaś ciążę?

Była pandemia. Musiałam często jeździć do lekarza, a z uwagi na sytuację było to skomplikowane. Zamieszkałam też wtedy ze swoim partnerem, czyli sytuacja była nowa pod każdym względem. Na czas pandemii wprowadziła się do nas para znajomych. Było nam raźniej. Żałuję tylko, że byłam wtedy odizolowana od rodziny i bliskich. To było najtrudniejsze. Tego mi brakowało i tego potrzebowałam, szczególnie z uwagi na mój stan.

Jak wspominasz poród?

Rodziłam w prywatnym szpitalu, do którego miałam sześć minut samochodem. Miałam fantastyczną położną Jeannette Kalytę. Byłam parę dni po terminie, pojechałam po prostu na kolejne badania, a tu się okazało, że już ze szpitala nie wyjdę. W trakcie odczytu KTG zbiegli się lekarze, pielęgniarki, byli nerwowi, dziecku spadało tętno. Byłam sama, przerażona, bałam się. Na szczęście odczyt z KTG się poprawił, przyjechała też moja przyjaciółka, która potem towarzyszyła mi przy porodzie. Jej obecność była dla mnie ważna. Justyna, dziękuję. Z powodu problemów skończyło się cesarką. Ciekawe, że to właśnie na tym ostatnim KTG przed porodem zrobiłam sobie pierwsze i jedyne zdjęcie w trakcie badań.

Ukrywałaś ciążę?

Nie. Po prostu o niej nie mówiłam. Jeśli o prywatnych rzeczach mówi się w mediach, przestają być prywatne. Poza tym była to ciąża wysokiego ryzyka. Nigdy nie wiesz, co się może wydarzyć. O czym się przekonałam przy porodzie.

Trudno było ci po cesarce?

Dostałam silne leki przeciwbólowe, więc dopiero, gdy raz zdarzyło mi się zapomnieć o wzięciu tabletki, poczułam, jak są one potrzebne. Obudziłam się w nocy z bólu, który był tak okropny, że pomyślałam, że otworzyła mi się rana. Po kilku dniach byłam już w domu. Przyjechała moja mama i została na półtora miesiąca. Ja niewiele mogłam wtedy zrobić, choć Bastek był jeszcze dość lekki.

Myślałaś, że będziesz wychowywać syna samodzielnie?

Nie wtedy, gdy decydowałam się na dziecko. Ale niestety, nie wszystko w życiu dzieje się tak, jak byśmy tego chcieli. Dla mnie ważniejsze od tego, czy rodzina jest pełna, jest to, czy dzieje się w niej dobrze. Jeśli nie, trzeba próbować znaleźć rozwiązanie, może poszukać pomocy z zewnątrz. Gdy i to nie pomoże, trzeba się rozstać. To moja opinia. Nie oceniam decyzji innych. Po prostu ja nie mogłabym trwać w związku bez miłości, wsparcia, empatii, w którym drugi człowiek żyje tak, jakby nadal był sam, i nie zamierza tego zmieniać. Najtrudniej, gdy są dzieci. Ale i tak uważam, że lepiej, gdy rodzice są szczęśliwi oddzielnie, niż gdy dla pozorów tkwią w toksycznej relacji. W swoim otoczeniu mam dużo patchworkowych rodzin. Dlatego patrzę w przyszłość optymistycznie. Wiesz, kiedyś myślałam, że będę miała trójkę dzieci…

Nadal masz taką wizję przyszłości? Z trójką dzieci?

Teraz nie. Czuję się gorzej fizycznie, z różnych powodów. Kiedy zachodziłam w ciążę, byłam w świetnej formie, ćwiczyłam, miałam dobre wyniki badań. Teraz się boję. Boję się, że miałabym za mało siły i zdrowia na kolejnego noworodka. Bastek jest bardzo aktywnym, wymagającym dzieckiem. A ja staram się mu poświęcać w stu procentach. Mam też obawy związane z macierzyństwem. Nie w tym sensie, że coś mnie przerosło w byciu mamą, chodzi o to, że byłam w tym doświadczeniu sama. Inaczej sobie wyobrażałam wspólne wychowywanie dziecka. Wspólne – to słowo klucz. Szybko wróciłam do pracy, trzeba było przygotowywać następną kolekcję w marce odzieżowej, pilnować budowy domu. Gdyby nie pomoc niani i mojej mamy, która w najgorętszych momentach przyjeżdżała i była ze mną, pewnie musiałabym zrezygnować z zawodowych obowiązków.

Dziecko przewróciło do góry nogami twoje życie zawodowe?

Chyba więcej zmieniła pandemia. I to nie tylko dla mnie, dla wszystkich. Odpadło mi dużo pracy – większe plany zdjęciowe, zagraniczne współprace wyjazdowe, eventy. Nawet gdy sytuacja na świecie się już unormowała, wciąż rezygnowałam z wielu kontraktów, bo nie chciałam zostawiać syna. Myślałam zresztą, że kiedy zostanę mamą, niektóre firmy zrezygnują ze współpracy ze mną, bo nie będę pasowała do ich wizerunku, ale tak się nie stało. Do dziś wszystko, co robię, cały mój grafik jest ułożony pod dziecko. Jeśli coś z tym koliduje, po prostu z tego rezygnuję. Nie jestem już tak dyspozycyjna i spontaniczna jak kiedyś, ale to zupełnie naturalne. Z biegiem lat będzie się to pewnie zmieniało.

Żałujesz ograniczenia aktywności?

Chyba najbardziej w aspekcie prywatnym, towarzyskim. Bo kiedy masz bogate życie towarzyskie, zgraną paczkę znajomych, przyjaciół, podróżujesz, chodzisz na koncerty, latasz po świecie na festiwale, to zwyczajnie ci trochę tego brakuje. Żałuję, ze ominęło mnie kilka ważnych okazji związanych z bliskimi mi osobami. W dzień miałam wsparcie niani, ale wieczorami zostawałam z dzieckiem sama i nie było opcji, aby wyjść chociaż na parę godzin i pojechać na przykład złożyć komuś życzenia. Miesiącami nie wychodziłam z domu, wyjątkiem była praca. Zdecydowałam się w końcu zaangażować nianię również na noc dwa razy w tygodniu. Powodem był mój stan fizyczny. Mój organizm powiedział „dość”. Permanentny brak snu, przemęczenie, przeciążony kręgosłup, kontuzja nadgarstka, osłabienie. Wspominam o tym nie po to, żeby użalać się nad sobą, ale dlatego że w mediach często gloryfikuje się macierzyństwo. Mówi się dużo o jego blaskach, a mało o cieniach. Kiedy pierwszy raz wspomniałam, że korzystam z pomocy niani, nie zostawiono na mnie suchej nitki.

No tak, bo w Polsce zatrudnienie niani równa się zła matka…

„Po co robisz dziecko, jak nie umiesz się nim zająć”, „Pewnie niania wychowuje, a ty tylko chodzisz na imprezy” – mnie na szczęście takie teksty nie dotykają. Wiem, jak zaangażowaną i obecną mamą jestem. Ale zdaję sobie sprawę, ze dla kogoś innego może być to bardzo krzywdzące. Co ciekawe, gdy ktoś na co dzień korzysta z pomocy dziadków swoich dzieci, a oni całe dnie spędzają z maluchami, to wszystko jest OK. Cóż. Ja w Warszawie nie mam rodziny, dziadkowie Bastka mieszkają daleko, a pracować, żyć i jakoś sobie radzić przecież trzeba.

Serio nadal ktoś jeszcze tak myśli?

Może po prostu niektórzy wszystkich mierzą swoją miarą? Dla mnie niania nie jest od wychowywania dziecka, tylko do pomocy przy jego wychowaniu przez rodziców. To, jak układam grafik, jaką specyfikę ma moja praca i z czego potrafię i mogę zrezygnować, sprawia, że mam mnóstwo czasu na bycie rodzicem. Uwielbiam rolę mamy i świetnie się w niej odnajduję.

Wraz z pojawieniem się Bastka zostałaś pewnie zalana propozycjami współpracy? To jest gigantyczny rynek.

Oj, i to jaki. Ten rynek jest nienasycony. Większość rodziców wyda każdy grosz na swoje dziecko. Ja sama wiele razy szłam kupić coś dla siebie, a wychodziłam ze śpioszkami dla Bastka. Choć gorący okres, czyli ten zaraz po narodzinach, minął, a mamą jestem już ponad dwa lata, nadal dostaję dziennie około dziesięciu propozycji współpracy przy dziecięcych produktach. W ciągu tych dwóch lat zdecydowałam się jednak tylko na dwie długoterminowe współprace. Były one w zgodzie ze mną i żadna nie bazowała na wizerunku mojego synka. Jeśli go pokazywałam, robiłam to z własnej woli. Byłam twarzą genialnej polskiej marki z akcesoriami dla dzieci – kocyki, pościele, otulacze itd. Zaprojektowałam nawet swoją własną kolekcję. To była naturalna i prawdziwa reklama, a z wszystkich produktów naprawdę korzystałam (i wciąż korzystam). Druga współpraca była z marką produkującą laktatory (której produktów używałam, zanim dostałam od nich propozycję reklamy) i inne akcesoria, takie jak smoczki, podgrzewacze, butelki. Jak widzisz, nie było tego dużo jak na influencerkę.

Mam wrażenie, że świadomie kreujesz to, co trafia na twoje social media. Czy człowiek się tego uczy?

Owszem, uczy. Jak wszystkiego innego. To, ile publikuję, zależy głównie od czasu i sytuacji. Kiedy jeździłam na przykład na pokazy na światowych tygodniach mody, publikowałam obszerne relacje z tych wydarzeń. Tak samo jest w przypadku sesji lub kampanii. Był czas, że częściej dzieliłam się urywkami swojego życia. Dziś wszystko raczej dozuję i jest mi z tym dobrze. Jestem na innym etapie w życiu i mam inne, nowe obowiązki. Zresztą, jeśli chcesz funkcjonować i pracować w social mediach, powinieneś być świadomym tego, co i kiedy mówisz i robisz. To jest dla mnie logiczne. Od dawna wiem, że media to nie jest naturalne środowisko, a ludzie po drugiej stronie ekranu nie są moimi znajomymi ani przyjaciółmi. To ludzie, którzy mają swoje życia, zmartwienia, prace, problemy i opinie o tym, co widzą i słyszą. Gdy działasz publicznie, jesteś rozliczana ze swoich działań – zarówno tych pozytywnych, jak i tych negatywnych. Czy tego chcesz, czy nie. Najważniejsze, aby w realnym życiu mieć wsparcie i szczerych ludzi obok siebie. Internet nie musi dostawać od nas wszystkiego. Trzeba umieć czasem odpuścić, ochłonąć. Mam tu na myśli krytykę – i tę konstruktywną, i tę nieadekwatną.

To chyba nie jest łatwe? Nie reagować na krytykę?

Jeśli nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić, jeśli krytyka wpływa negatywnie na nasze życie prywatne, to albo zaczniemy wyciągać wnioski i uczyć sie na błędach, albo powinniśmy znaleźć sobie mniej publiczne zajęcie. Inaczej internet nas przemieli i wypluje.

Czy da się uodpornić na negatywne aspekty popularności?

Gdyby tak było, to po 14 latach funkcjonowania w sieci i mediach miałabym kompletną znieczulicę. A tak nie jest. Najważniejsze to starać się nie popełniać tych samych gaf i być zwyczajnie mądrzejszym. Bo wszystko może być użyte przeciwko tobie, zasłużenie bądź nie.

Masz jakieś zasady, których się trzymasz?

Od początku nie mówię w mediach o rodzinie. A jeśli już coś powiem, to są to zdawkowe informacje jak ta, że tata jest nauczycielem. Ograniczam wywiady, wyjścia na eventy, nie poruszam wszystkich nurtujących mnie tematów. Co nie oznacza, że nigdy tego nie robię. Bywają chwile, gdy coś mnie tak zdenerwuje, spodoba mi się lub mnie zszokuje, że zabieram głos, głównie na Instagramie. Warto czasem pokazać swoje stanowisko w jakiejś sprawie. Trzeba jednak znać umiar. Gorzej jest, gdy na eventach dziennikarze zadają pytania. Ciągle się uczę, aby być wtedy bardziej asertywna, stanowcza, ale nie zawsze mi to wychodzi podczas spotkań oko w oko. Zwykle towarzyszy mi myśl: „To jest ich praca”. Muszę nad tym popracować, choć od kiedy mam dziecko, to i tak podchodzę do mediów jeszcze ostrożniej.

Masz poczucie kontroli nad tym, co jest w mediach?

Mogę kontrolować jedynie to, co sama robię. Nie mam kontroli nad innymi. Prawdą jednak jest, że dziś media mają głównie to, co im sam dasz. Jeśli nie udostępniasz wizerunku dziecka, media też tego nie robią. Byłabym hipokrytką, mówiąc, że Bastek nie pojawia się na moim Instagramie. To logiczne, moje życie kręci sie wokół niego, spędzam z nim najwięcej czasu. Poza tym najnormalniej w świecie czasem rozpiera mnie matczyna duma i chęć pokazania światu mojego szczęścia – synka. Nie przekraczam jednak żadnej granicy. Nikt też nie interesuje sie życiem prywatnym moich rodziców i rodzeństwa. Bo tą przestrzenią się nie dzielę. Wiele razy dostawałam propozycje współpracy polegające na tym, że w Dniu Kobiet albo Dniu Matki miałabym wystąpić z moją mamą. Nigdy to sie nie zdarzyło. Świadomie.

Dojrzale do tego podchodzisz, odmawianie to też jest sztuka.

Nigdy nie zdecydowałam się na programy typu „Taniec z gwiazdami” albo „Azja Express”. Są to bardzo absorbujące formaty, pochłaniają czasem całe miesiące. Ale bywają też trampoliną do zwiększenia zainteresowania swoją osobą. Pierwsze propozycje udziału w takich produkcjach dostałam na początku swojej aktywności w mediach. Wtedy prowadzenie blogów, Instagrama, publikowanie stylizacji, jeżdżenie na eventy były szeroko komentowane, a ja i zajmujące się podobną działalnością koleżanki często pojawiałyśmy się w portalach plotkarskich. Nie chcę zabrzmieć butnie, ale już wtedy popularność i zainteresowanie moim życiem były na tyle duże, że bałam się jeszcze większego. Bałam się tego, co to ze sobą niesie, bo już wtedy bywały momenty, że coś mnie przerastało. I nie chodzi o to, jak duża jest popularność i rozpoznawalność, tylko z jaką jej dozą potrafimy sobie poradzić.

A jak układa ci się z paparazzi?

Czy sie mną interesują? Czasem uda im sie mnie upolować. Najbardziej ścigali mnie, gdy byłam w ciąży. Nie chcę do tego wracać. Z biegiem lat poznałam kilka sztuczek, jak im nie pomagać. Na przykład nie chodzi się na lunch do restauracji X lub Y, wokół których fotoreporterzy krążą najczęściej. Gdy pokażesz w internecie miejsce, w którym właśnie nagrywasz, jest duża szansa, że podjadą. Dlatego ja wrzucam relacje jakieś dwie godziny później. Nie ujawniam też i nie pokazuję okolicy, w której mieszkam.

Masz 1,4 miliona obserwujących i wrzucasz 20–40 sekund nagrań dziennie, czasem mniej. Jak to odbiera społeczność twoich odbiorców? I co to w ogóle jest za grupa?

Z tą częstotliwością i długością publikacji bywa różnie. Część obserwatorów jest ze mną od początku, są też nowi. Zawsze jest mi niezmiernie miło, gdy ktoś pisze, że jest ze mną dziesięć lat, że od początku mnie wspiera i mi kibicuje. Niektóre moje obserwatorki zaczynały przygodę ze mną jako nastolatki, a teraz także są mamami.

A czy w trudnych życiowych momentach wspierali cię przyjaciele? 

Ciąg dalszy w najnowszym wiosennym numerze Fashion Magazine!

Do kupienia od dziś w salonach Empik oraz w wersji cyfrowej w App StoreGoogle Play

Bohaterka okładki: @maffashion_official
Fotograf: Dawid Klepadło @dawidklepadlo
Stylizacja: Bartek Indyka @bartek_indyka
Włosy: Cezary I Daria /Gaba Hair Story @gaba_hair_story
Make up: Klaudia Jóźwiak @klaudia_jozwiak_makeup
Asystentka: Ewa Godlewska
Scenografia: Eleonora Rogińska @eleonoraroginska
Asystent: Cezary Jaszczur
Produkcja sesji: Dorota Bernat, Zbigniew Kokot
Szczególne podziękowania dla @touspolska i @warsawcreatives