MODA, STYL ŻYCIA

Saint Laurent jesień-zima 2016

08.03.2016 Redakcja Fashion Magazine

Saint Laurent jesień-zima 2016

O Hedi Slimanie i  Saint Laurent plotkowano w branży od dawna. Niektórzy postawili już końcową kreskę pod jego kilkuletnią przygodą z francuskim domem mody, jeszcze inni na jego miejscu widzieli już Anthony’ego Vacarello. W lutym Slimane zaskoczył wszystkich zorganizowaniem pokazu w Los Angeles, gdzie w błysku fleszy i w towarzystwie największych gwiazd zaprezentował kolekcję męską i połowę damskiej, której kontynuację mieliśmy zobaczyć podczas tygodnia mody w Paryżu. Wszyscy, którzy spodziewali się pierwszego rzędu wypchanego gwiazdami rocka i filmu oraz  glam-grungowych stylizacji prezentowanych w rytm głośnego rock’n’rolla, zostali wczoraj szybko sprowadzeni na ziemię.

Powiecie zapewne – Hedi Slimane rezygnujący z towarzystwa Courtney Love i Sky Ferreiry oraz ogłuszającego i dynamicznego rocka? A jednak. Na niezwykle kameralnej prezentacji w Hôtel de Sénecterre, podczas której zaprezentowano 42 sylwetki couture, próżno było szukać tłumu celebrytów, oślepiającego błysku fleszy i muzyki. Jednym akompaniamentem, jaki towarzyszył schodzącym po schodach modelkom był głos Bénédicte’a Ginestous, który zapowiadał po francusku i angielsku poszczególne kreacje. Tego samego, który anonsował sylwetki couture podczas pokazów Yves Saint Laurent w latach 1977-2002.

Gości poinstruowano, aby przybyli punktualnie na 20.05 – wszystkim spóźnialskim groził bowiem zakaz wstępu na pokaz, a o jego ekskluzywności niech świadczy fakt, iż każde z krzeseł posiadało złoconą tabliczkę z ręcznie grawerowanym nazwiskiem gościa ( w pierwszym rzędzie zasiedli m.in. były partner YSL Pierre Berger, Catherine Deneuve i Beattrix Catroux).  Kolejnym zaskoczeniem była lokalizacja pokazu –  zorganizowano go bowiem  w XVIII-wiecznym domu couture marki przy Rue de l’Université, który wypełniony został oślepiającym światłem ukazującym wszelkie detale ręcznie robionych kreacji. Dokładnie w taki sam sposób, jaki stanowił standard wśród domów mody couture aż do lat 80. W tych okolicznościach plotki o odejściu Slimane’a i głosy mówiące o tym, że był to jego ostatni pokaz jako dyrektora kreatywnego Saint Laurent słychać było wyraźniej niż wcześniej.

Czy Slimane faktycznie odchodzi z Saint Laurent i niedługo poznamy jego następcę, nie wiemy. Wiemy jednak, że duch legendarnego kreatora unosił się wczoraj przy Rue de l’Université w wielu jak nigdy elementach. To nie tylko lokalizacja pokazu, jego aranżacja i nawiązanie do prezentacji couture sprzed dwudziestu i trzydziestu lat. To także kolekcja, której każdy element, każda sylwetka były swego rodzaju hołdem złożonym zmarłemu w 2008 roku projektantowi. Nie była to jednak dosłowna interpretacja. W każdym z zaprezentowanych projektów widać było Slimane’a, jego estetykę, uwielbienie ekstremalnie szczupłej sylwetki i kult młodości. Sylwetki, które prezentowały kroczące po stromych schodach modelki, wyraźnie nawiązywały do stylistyki lat 80. Mocne ramiona, cekinowe sukienki mini, szerokie metaliczne paski podkreślające talie  – to tylko niektóre z elementów zaczerpniętych z estetyki tamtej dekady. Kolekcja, która wzniosła na wyżyny ideę „power-dressingu” pokazała także błysk, brokat, głębokie dekolty w kształcie litery „V” oraz połyskujące, czarne rajstopy zestawione z czółenkami. Całości dopełniała wyrazista biżuteria, gładko zaczesane włosy oraz makijaże, które przywodziły na myśl pełne erotyki fotografie Helmuta Newtona.

Czy futrzaną peleryną w  kształcie serca Slimane oficjalnie żegnał się z francuskim domem mody? Tego nie wiemy, ale nawet jeśli odpowiedź jest twierdząca, było to pożegnanie godne prawdziwego mistrza.