brak kategorii

Risk Made in Warsaw

28.06.2015 Redakcja Fashion Magazine

Risk Made in Warsaw

Z Riskiem osiągnęłyście ogromny sukces, bazując na przemyślanym modelu biznesowym. Jak to się robi w Polsce?
Nasz model biznesowy polega na umiejętności odnalezienia się w sytuacji eksperymentu i zmiany. Ciągle coś sprawdzamy, modyfikujemy, reformujemy – to dotyczy samego prowadzenia firmy, realizowania wszystkich projektów w nieoczywisty sposób związanych z marką ubraniową, jak na przykład nasz risky trailer, czy pop up shop w kształcie przyczepy. Dotyczy to także wprowadzania nowych modeli ubrań – nasza kolekcja Tyrmand początkowo była eksperymentem, a okazała się hitem. I choć bardzo mocno się „profesjonalizujemy”, specjalizujemy działy takie jak magazyn czy produkcja, bo wiemy, że firma musi działać jak super sprawny mechanizm – to jednak w całym risku panuje mocno twórczy klimat.  Chęć, by to co nie działa poprawiać i ciągle robić wszystko lepiej. I to jest główna przyczyna powodzenia, bo naszym zdaniem do ogromnego sukcesu jeszcze chwila.

Skąd wziął się wasz pomysł na wspólny modowy biznes, gdzie się poznałyście?
Klara: Pracowałyśmy razem – Antonina zatrudniła mnie jako stylistkę w jednym z magazynów Axel Springer, gdy spalił mi się dom. A potem okazało się, że lubimy spędzać ze sobą czas prywatnie, nasze drogi splatały się też służbowo. Gdy latem 2011 r. wpadłyśmy na targi Ściegi Ręczne, czyli obecny Hush,  zobaczyłyśmy, że w Warszawie jest mnóstwo fajnej, niezależnej mody. W swoje urodziny Antosia wpadła na pomysł połączenia wygody szarej bluzy z kapturem z eleganckimi krojami – to było coś, co mocno łączyło nas, naszych znajomych – każdy miał po parę szarych bluz z kapturem w szafie. Fajnie byłoby mieć takie ubrania, które są zarówno komfortowe i na luzie, jednak robią z sylwetką to, co marynarka albo dobrze skrojona sukienka. Trzy dni później  zaczęłyśmy wcielać koncept w życie pracując jednocześnie razem w InStyle’u. 7 tygodni później marka risk made in Warsaw wystartowała na grudniowych Ściegach.

Jak odczarować szarość?
Chyba nie było jej potrzebne odczarowanie – bo jest uniwersalna, klasyczna jak biel czy czerń, zdystansowana – od początku nas fascynowała i nadal to robi. Miałyśmy zawsze fiksację na punkcie odcienia – szarość musiała być czysta i świetlista, nigdy bura i brudna. I każdy kolor, bo teraz jest już ich więcej, który dodajemy do riska, musi sprawiać, że się w nim promiennie wygląda bez względu na to, czy jest się blondynką, szatynką czy brunetką.

Często bierzecie udział w lifestyle’owych inicjatywach, za co cenicie targi Hush?
Sami chętnie tworzymy tego typu inicjatywy – w risku poza koncertami, premierami filmów i pokazami mody na linie odbywają się też spotkania z interesującymi ludźmi opowiadającymi o swoich sposobach na pracę, tworzeniu i realizacji.

Hush jest na pewno niezwykłą na skalę europejską inicjatywą – gromadzi mnóstwo uzdolnionych ludzi wokół idei sensownej, ciekawej i dostępnej mody. Trzymamy na maksa kciuki za kolejne edycje i rozgłos międzynarodowy – bo on przyjść musi.

Wasz ostatni film trafił do grona najlepszych wg jury Festiwalu w RPA, docenił was „The New York Times”… Macie w planach kolejne, międzynarodowe projekty?
Bardzo podkreślamy to, że risk jest „designed in Warsaw, made in Poland”, ale chociaż stąd wyrosłyśmy to uważamy, że szara bluza z kapturem jest klasykiem XXI wieku, zupełnie międzynarodowym. Do tematu ubrania podchodzimy jednak psychograficznie – uważamy, że nie tylko w Polsce, ale w Danii, Szwecji, Stanach czy Japonii, w każdym miejscu na świecie znajdują się ludzie, którzy cenią sobie wygodę i jednocześnie dobre, poprawiające sylwetkę kroje. Nasze projekty i działania nie są przemyślane jako krajowe czy międzynarodowe – po prostu staramy się robić rzeczy, jakich jeszcze nie było, a zawsze chciałyśmy, żeby zaistniały.

 

Relację z HUSH znajdziecie TU.