MODA, SHOPPING ONLINE, STYL ŻYCIA
Renesans i rock’n’roll w kolekcji Gucci Cruise 2018
30.05.2017 Michalina Murawska
Zanim przejdziemy do gwiazdy wieczoru, czyli kolekcji, w którym inspiracja kiczem i podróbkami mieszała się z elegancją renesansowych Medyceuszy czy wizerunkiem Wenus Boticellego, pochylmy się przez chwilę nad lokalizacją pokazu, która a) robiła piorunujące wręcz wrażenie, b) była naprawdę bez precedensu. W zlokalizowanym we Florencji Palazzo Pitti, w którym na co dzień znajduje się muzeum sztuki renesansowej, do tej pory nigdy nie odbył się pokaz mody. Gucci, po znanym nam wszystkim fiasku związanym z zorganizowaniem prezentacji na greckim Akropolu szukało wyjątkowego miejsca i weszło we współpracę z miastem Florencji oraz galerią Uffizi, która zaowocowała wspólnym kulturalnym projektem i dotacją w wysokości 2.1 miliona dolarów, jaką włoska marka przekaże na renowację Ogrodu Boboli. Wybór tej lokalizacji ma jednak także inne, znacznie bardziej osobiste dla marki znaczenie. Florencja jest bowiem nie tylko miejscem narodzin renesansu (to chyba raczej wszyscy pamiętamy z lekcji historii), ale także marki Gucci, którą właśnie w tym miejscu założył w 1921 roku Guccio Gucci. Dom mody przez lata związany ze swoją małą ojczyzną, w ostatnich latach nieco się od niej oddalił, a ostatnim dyrektorem kreatywnym, który zorganizował w nim pokaz był Tom Ford w 1995 roku.
Tyle o historii, chociaż tak naprawdę nie sposób analizować atmosfery wczorajszego pokazu i samej kolekcji bez powracających nawiązań do przeszłości. Publiczność, wśród której znaleźli się między innymi Jared Leto, Elton John i Kirsten Dunst, najnowsze propozycje Michele miała okazję podziwiać w, uwaga, siedmiu muzealnych salach, na modelkach (m.in. Marii Zakrzewskiej i debiutantce,Weronice Kulas z United for Models) kroczących po aksamitnej wykładzinie, siedząc na krzesłach obitych materiałem z nadrukowanymi słowami poematu Lorenzo de Mediciego, który w polskiej historii znany jest bardziej jako Wawrzyniec Wspaniały. Wybór epoki renesansu, która przewijała się nie tylko w atmosferze, ale także w kolekcji, nie powinien raczej dziwić: odrodzenie ze swoją sztuką, historią i estetyką jest bardzo bliskie dyrektorowi kreatywnemu Gucci, co często podkreślał także wczoraj po zakończonym pokazie zbierając gratulacje od zgromadzonych gości. Na potwierdzenie swoich słów, ogromna część linii Cruise mniej lub bardziej nawiązywała do mody antycznej i renesansowej: były w niej liście laurowe, którymi ozdobiono głowy modeli, były łacińskie wersy nadrukowane na ubrania i dodatki, były błyszczące opaski na włosy z motywem greckiej kitary (odmiana liry, przyp. red.), były także, mniej dosłownie nawiązujące do epoki, pozłacane głowy zwierząt, czy zdobienia z wizerunkiem tygrysów i smoków, które projektant wykorzystywał w swoich kolekcjach już wcześniej.
Oczywiście Michele nie byłby sobą, gdyby pozwolił swojej kolekcji nawiązywać wyłącznie do jednego motywu. Obok starożytnych zdobień i kreacji, w których w oryginalnej wersji po florenckich ulicach mogły spacerować najmodniejsze (i najbogatsze) kobiety, na warsztat wziął rock’n’roll w charakterystycznej dla siebie, mocnej i eklektycznej wersji. Jak sam mówił, włączając do kolekcji tę estetykę, inspirował się piękną twarzą Simonetty Vespucci – muzy Boticellego (to ona spogląda na nas z obrazu „Narodziny Wenus) i największej „top modelki” renesansu.
Oprócz tego, dyrektor kreatywny w kolekcji Cruise 2018 kontynuuje podjęty kilka sezonów wcześniej „kult” logo, które zarówno w oryginalnej, jak i nieco zmienionej wersji, obecne było chociażby na spódnicach midi, męskich garniturach, futrach i bomberkach. Jego zmodyfikowana postać, czyli obecne na t-shirtach i bluzach „Guccy”, „Guccify yourself” czy „Guccyfication”, nawiązywała z kolei do kultury podróbek i szeroko pojętego kopiowania w modzie.
Salma Hayek Pinault, która wraz z mężem (właścicielem Gucci) podeszła po pokazie do Michele, powiedziała podobno, że jej zdaniem jest to jego najlepsze kolekcja dla włoskiej marki. Nie sposób się z tym nie zgodzić: propozycje Włocha, podane jak zwykle w zapierającej dech w piersiach formie, stanowiły idealny balans między historyczną dosłownością a szaleństwem i innowacją oraz między luksusem a kiczem, który ostatecznie (i paradoksalnie) sam stał się luksusowy. Alessandro Michele to wirtuoz i jeśli ktoś do tej pory miał jeszcze co do tego wątpliwości, chyba właśnie na dobre się ich pozbył.