brak kategorii
Red Lipstick Monster: „Nie można bać się, robić rzeczy po swojemu” [WYWIAD]
21.12.2016 Michalina Murawska
Jakie to uczucie być najpopularniejszą polską vlogerką?
Kompletnie tego nie czuję, niczego to w ogóle we mnie nie zmienia. Zawsze staram się być przede wszystkim najlepsza w tym, co robię i na tym się skupiam. Skrupulatnie realizuję swoje założenia i jestem ostatnią osobą, która stanęłaby w miejscu i powiedziała, że skoro teraz jest super, to mogę sobie po prostu „płynąć”.
Na każdym kroku spotykasz się z pozytywnymi reakcjami na temat tego co robisz. Daje ci to „kopa” do działania?
Tak, bardzo. Feedback od moich odbiorców jest bezcenny. W jakiejkolwiek działalności internetowej najfajniejszy jest fakt, że natychmiast otrzymujesz reakcję. Wiesz, czy to co robisz odbierane jest na tak czy na nie.
A krytyka?
Tak samo. Postrzegam ją po prostu jako reakcję – nieważne czy jest pozytywna, negatywna, czy leży gdzieś pomiędzy. Po prostu jest.
Dlaczego akurat makijaż? Na początku realizowałaś się w piercingu, on był przecież twoją pierwszą pasją.
Tak, to była moja pierwsza pasja, makijaż przyszedł trochę później. Dlaczego? Myślę, że po prostu czułam, że wszystkie makijażowe zagadnienia wbrew pozorom wcale nie są takie trudne. Nauczyłam się ich sama, sporo eksperymentowałam i oglądałam zagraniczne kanały beauty na You Tubie. Stwierdziłam, że skoro opanowałam to w bardzo krótkim czasie, to nie musi być to trudne także dla innych. Pomyślałam też, że skoro lubię uczyć, czemu by nie stworzyć video pokazujących, że makijaż wcale nie jest taki skomplikowany. Sama nie mogłam znaleźć tego typu filmików, więc postanowiłam stworzyć coś, co jako ucząca się osoba sama chciałabym oglądać.
Wcześniej studiowałaś filologię angielską i pedagogikę…
Filologię rzuciłam po dwóch tygodniach, więc to się nie liczy (śmiech). Później była kosmetologia i właśnie pedagogika.
To oznacza, że nie masz wykształcenia typowo w dziedzinie wizażu. Myślisz, że to, że sama się wszystkiego nauczyłaś, jest twoją siłą?
Myślę że tak i że powie to każdy samouk – oczywiście w dziedzinie, która na to pozwala, bo wiadomo, że lepiej nie mieć w swoim otoczeniu prawnika-samouka (śmiech). Jednak w przypadku wielu wolnych zawodów bycie samoukiem sprawia, że wiele rzeczy jest przed tobą otwartych i nie widzisz granic, które ktoś – na przykład nauczyciel – mógłby wskazać. Oczywiście nie zawsze to się sprawdza i nie w przypadku wszystkich. Często ma tu znaczenie osobowość i wiele innych czynników, ale tak naprawdę w przypadku wielu osób takie podejście sprawdza się lepiej niż wyuczona wiedza.
Odbiorca dzięki temu postrzega cię jako bardziej autentyczną?
Na pewno. Poza tym, wszystkiego, o czym mówię, doświadczyłam i sprawdziłam sama. To nie jest tak, że powtarzam czyjeś słowa. Wszystko na moim kanale jest „z życia wzięte”, prawdziwe.
Czym jest dla ciebie makijaż?
Jest dla mnie przede wszystkim artystycznym wyrazem. Uwielbiam niezamykanie go wyłącznie pod kulturową presją narzuconą na kobiety. Chcę i robię wszystko, żeby makijaże były niczym innym, jak wolnym wyrazem wewnętrznego „ja”.
Cieszę się, że poruszyłaś ten temat, bo ostatnio dużo mówi się w naszym kraju o samostanowieniu kobiet. Mam jednak wrażenie, że cały czas od małego wsadza się nas w jakieś określone ramy i boję się, że makijaż cały czas jest postrzegany jako jedna z nich – kobiety malują się albo dla faceta, albo dla innych kobiet, a na ostatnim miejscu – dla siebie.
No właśnie, więc zróbmy wszystko, aby tak nie było.
Uważasz, że podejście do makijażu i cały dyskurs z nim związany się zmienia?
Myślę, że tak i widzę to szczególnie u młodych kobiet – u dziewczyn, które kończą liceum, zaczynają studia. Widzę, że już trochę inaczej postrzegają makijaż niż na przykład moje koleżanki i rówieśniczki dziesięć lat temu.
Co konkretnie się zmienia?
Widzą mniej granic, chętniej eksperymentują. Te eksperymenty nie są szalone, ale to akurat nie jest istotne – ważne, że nie boją się ryzyka. Nie unikają kolorów, które na przykład nie są popularne albo uważane za typowe odcienie do wykonania dziennego makijażu. Czują się z tym dobrze i to jest najfajniejsze.
Słyniesz z tego, że nie promujesz na swoim kanale tzw. „gotowców”. Nie znajdziemy u ciebie tutoriali typu „bądź jak Kim Kardashian” czy którakolwiek inna gwiazda.
Pokazuję konkretne techniki, które pomogą ci osiągnąć dany efekt. Nie zamieszczam jednak podpowiedzi, jak przemienić się w kogoś, kim nie jesteś. To jest dopuszczalne tylko na Halloween (śmiech).
Nie sądzisz, że taki sposób prowadzenia kanału daje też możliwość wytworzenia sobie świadomego odbiorcy?
Tak, bardzo mi na tym zależy i widzę to zresztą po swoich fankach. Same mi o tym mówią i to jest bezcenne. Dziewczyny widzą, że zmienia się ich postrzeganie wszystkiego, co jest związane z urodą, widzą, że można mieć do tego inne, powiedzmy zdrowsze, podejście.
Czego w takim razie na twoim kanale szukają mężczyźni?
Musiałabyś chyba ich zapytać (śmiech). Powiem jednak, że YouTube’a nie ogląda się tylko dlatego, żeby nauczyć się jakiejś konkretnej rzeczy. Często włączasz coś przecież po prostu po to, żeby posłuchać i w pewien sposób „poprzebywać” z daną osobą.
A może faceci oglądają twój kanał, żeby lepiej zrozumieć kobiety?
Bardzo możliwe. Albo na przykłada sami też interesują się makijażem – przecież wielu światowej sławy makijażystów to właśnie mężczyźni. Poza tym, ja do swoich odbiorców zwracam się zarówno w formie męskiej i żeńskiej. Większość youtuberek mówi raczej do dziewczyn. Można by powiedzieć, że to szczegół, ale moim zdaniem robi on kolosalną różnicę. Faceci wielokrotnie podkreślają w rozmowach ze mną, że słuchając mnie, nie czują się dziwnie i doceniają fakt, że mój komunikat jest kierowany także do nich.
Jak osiągnąć dziś sukces na YouTubie?
Jakby to było takie proste i dało się zamknąć w kilku punktach, to wszystko w życiu łatwiej by przychodziło (śmiech). Ważne jest to, żeby tworzyć treści, które robisz po swojemu. Wiadomo, że każdy temat został już w jakiś sposób poruszony na YouTubie, ale nikt danego filmu czy tematu nie przedstawi dokładnie tak samo jak ty. Każdy z nas jest kompletnie inny i to jest bardzo ważne, bo YouTube’a ogląda się nie tylko ze względu na treść merytoryczną, ale ze względu na człowieka, który ją prezentuje. Nie można bać się robić rzeczy po swojemu, ale trzeba też jednocześnie myśleć do przodu. Nie mówię tutaj oczywiście o wybieganiu o pięć lat w przyszłość, bo nie wiemy, czy YouTube będzie wtedy jeszcze istniał, ale o perspektywie jednego, dwóch miesięcy. Musisz myśleć, jak chcesz się rozwijać, co jest dla ciebie rozwojowe, bo nie zawsze będzie to to, na co wskazują widzowie.
Nie da się chyba jednak ukryć, że bardzo dużą rolę odgrywają tutaj statystyki, analizy użytkowników, ich zachowań etc. We vlogowaniu i blogowaniu jest w ogóle jeszcze miejsce na spontaniczność?
Oczywiście, że jest. Ja przede wszystkim bardzo mocno działam intuicyjnie. Nie jest tak, że planuję treści tylko ze względu na statystyki. Oczywiście, pewne rzeczy wiem, są one dla mnie jasne i się ich trzymam. Wiadomo, że nie wrzuca się posta na Facebooka o 13, tylko rano lub wieczorem, bo inaczej zostanie po prostu „zjedzony”. To jest wynikająca ze statystyk prawda, którą faktycznie warto zastosować. Jeśli już jednak chodzi o to, co będzie w tym poście, to warto już zrobić to kompletnie po swojemu i zobaczyć, czy odbiorcy to po prostu „poczują”.
Jakie jest twoje nastawienie do mediów społecznościowych?
Uwielbiam je, ale zawsze wybieram takie medium i platformę, które lubię. Staram się nie być obecna na platformach, których nie czuję – na przykład nigdy nie miałam i nie zamierzam mieć Twittera. Snapchata mam dopiero od 1,5 roku, ale na początku byłam do niego nastawiona sceptycznie tylko dlatego, że nikt mi go porządnie nie wytłumaczył. Kiedy jednak mój kolega, Martin Stankiewicz, wszystko mi wyjaśnił, założyłam go tego samego dnia i zaczęłam prowadzić po swojemu.
A jeśli miałabyś wybrać tylko jedną platformę społecznościową?
Zdecydowanie najbardziej lubię Instagram. Od dziecka kocham robić i oglądać zdjęcia.
Przejdźmy w takim razie do twojej nowej książki. To już twoja druga publikacja, jednak większość twoich fanów spodziewałaby się pewnie po tobie kolejnego poradnika dotyczącego makijażu. Dlaczego w takim razie postawiłaś na „do it yourself”?
Dlatego, że jest to coś, co akurat w moim odczuciu jest bardzo ważną częścią tego, co robię. Tematyka piercingu jest mi oczywiście także bardzo bliska, ale jest dość niszowa. A jeśli chodzi o książki, staram się podejmować bardziej uniwersalne zagadnienia – niezależne od płci, wieku czy czasu. Chcę, aby były to rzeczy, które za kilka lat nadal będą aktualne. Kiedy tworzyłam książkę o makijażu, starałam się zawrzeć w niej wszystkie podstawy. Tutaj, podobnie, celem było zgromadzenie przepisów, których może użyć po prostu każdy. W ogóle, jeśli chodzi o robienie czegoś rękoma, jest to coś, co towarzyszy mi od dziecka. Rodzice nigdy mnie do tego nie zachęcali, nawet jak nie miałam, powiedzmy, plasteliny, to potrafiłam zrobić coś z piasku i trawy. Potem okazało się, że byłam najlepsza na zajęciach z plastyki, wszystko robiłam z ogromną pasją i dokładnością. Zawsze robiłam coś twórczego, a kiedy na początku studiów nie wykonywałam pracy ręcznej, było mi strasznie dziwnie. Czułam po prostu, że nie spełniam się. I wtedy właśnie odkryłam swoją pasję do wizażu. Wiem, że makijaż może być czymś strasznie odjechanym i artystycznym i takie też były pierwsze make-upy, które wykonywałam na sesjach zdjęciowych.
Twoja kariera to też trochę takie „DIY”, jesteś przecież totalnym samoukiem. Masz w nowej książce jakiś swój ulubiony przepis?
Zawsze dobry jest peeling, ale ja bardzo lubię ten w wersji puszystej. To wersja bardziej zmysłowa w dotyku, bo, jak sama nazwa wskazuje, tworzy się piankę, do której dodajemy cukier będący składnikiem peelingującym. Cudowna sprawa! Bardzo lubię też pudełko na pierścionki, którego używam cały czas. Jest niezwykle proste do zrobienia i lepsze niż jakiekolwiek kupione, bo tworzysz je w takich kolorach, w jakich chcesz i w takim rozmiarze, jakiego potrzebujesz.
Myślisz już o następnej książce?
Na razie skupiam się na promocji tej. Oczywiście gdzieś z tyłu głowy mam już plan na następną, a nawet temat, którego oczywiście nie mogę zdradzić (śmiech). Na pewno w nazwie znowu pojawi się słowo „tajniki”, dlatego, że można je odnieść po prostu do wszystkiego.
A, czysto hipotetycznie, gdyby ktoś zaproponował ci autorski program w telewizji, kosztem zrezygnowania z YouTube?
Nie ma szans (śmiech).
Kim w tym momencie czujesz się najbardziej? Autorką, blogerką, artystyczną duszą, makijażystką?Czuję się Youtuberką. Z jednej strony to słowo, które mnie dobrze określa, ale z drugiej, utożsamiam się też z nowym pojęciem „influencerka”. Jest ono o tyle odpowiednie, że nie zawęża działania wyłącznie na jednej platformie. Słowo youtuberka jest z kolei w pewnym sensie ograniczające, bo mówi jednoznacznie, że tworzysz treści na You Tube. A to nie do końca prawda, bo ja czuję, że tworzę po prostu swoją przestrzeń w Internecie, niezależnie jaka jest jej forma. To nie jest tak, że video jest wisienką na torcie, a cała reszta to poboczne wątki.
Zdarza ci się wyjść bez makijażu?
Oczywiście! Ogólnie mam do makijażu takie podejście, że albo robię go w całości, albo wcale i z reguły nie stawiam na minimalistyczne wersje. To dla mnie prawdziwa pasja, zabawa, doświadczanie. To taka chwila dla siebie, ale też część eksperymentu, pracowania z produktami i nad nowymi technikami. Makijaż nie jest dla mnie obowiązkiem, a czystą przyjemnością. Więc nie robię go dlatego, że czuję, że muszę czy że taki wygląd jest u mnie akceptowany przez społeczeństwo.
Jesteś obecnie prawdziwym guru w kwestii makijażu, więc muszę podpytać cię o kilka kwestii. Przede wszystkim, jakie mity urodowe należy twoim zdaniem raz na zawsze obalić?
Strasznie nie lubię idei typów urody podzielonych na pory roku. Można było polegać na niej 30 lat temu, kiedy się tyle nie podróżowało, nie stosowało sztucznej opalenizny, a farbowanie ograniczało się do henny w naturalnych kolorach i lekkiej zmiany koloru włosów. Zawsze jest też tak, że czegoś się w danym momencie nie toleruje. Kiedyś nie tolerowało się tego, ze kobieta farbuje włosy. Teraz jest to kompletnie normalne i robią to coraz młodsze dziewczyny.
Jakie jest twoje nastawienie do największych makijażowych trendów, typu contouring czy strobing?
Część z nich to ładne nazwanie czegoś co i tak było wcześniej obecne. Strobing, czyli naturalna, świetlista skóra była trendem już od wielu sezonów, od powiedzmy trzech występuje jednak pod tą nazwą.
Jakie są takie najciekawsze makijażowe triki, których nauczyłaś się w ostatnim czasie?
Na pewno będą to brwi czesane „na mydło”. To jest niesamowita sprawa. Kiedyś, zamiast żeli do brwi, których po prostu nie było, aby włoski były ułożone i trzymały swój kształt cały dzień, używano właśnie mydła. To bardzo proste – bierzesz grzebyczek jak od maskary, mydło w kostce (najzwyklejsze i niebarwione, np. Biały Jeleń) i po dodaniu na szczoteczkę trochę wody, moczysz w mydle. Tak „sklejoną” formułą przeczesujesz brwi. Po kilku sekundach to zasycha, a brwi trwają w nienaruszonym kształcie przez cały dzień i są idealnie utrwalone. Jest to więc stara i nieco zapomniana, ale fantastyczna metoda.
A jak to jest z podkładem? Lepiej nakładać go gąbką, pędzlem czy nie ma to znaczenia?
Tutaj akurat nie ma jednej odpowiedzi. Ja lubię i pędzel i gąbeczkę. W zależności od tego, które narzędzie wolisz, warto sprawdzić, jak podkład będzie wyglądał nałożony i jednym, i drugim. W przypadku standardowych, płynnych podkładów, jeśli technika nakładania będzie poprawna, różnica nie powinna być widoczna. Zwykle gąbeczka będzie jedynie trochę szybsza, ale to są naprawdę niuanse i kwestia jakichś 10 sekund. Są jednak też podkłady kremowe, które mają zastygającą, trwałą formułę. I one często którąś z technik lubią bardziej – warto tutaj poeksperymentować.
Gdzie widzisz siebie za pięć lat?
To jest okropne pytanie! (śmiech). Na pewno będę tworzyć treści do Internetu. Na jakich platformach – nie wiem, nikt z nas niestety o tym nie decyduje. Chciałabym już wtedy posiadać własną marką kosmetyczną i teraz robię więc wszystko, aby udało się to marzenie spełnić.