Można powiedzieć, że ten krem to kosmetyk z historią. W dodatku, długą. Produkowany jest niezmiennie od 90 lat. Tajemnica jego sukcesu tkwi w formule, która nie została zmieniona od 1926 roku! Krem jest w 100 procentach naturalny a jego głównym zadaniem jest podnieść komfort skórze zmęczonej z powodu codziennego stresu, ubogiej diety i zanieczyszczonego środowiska. Koi podrażnienia i przynosi ulgę zwłaszcza skórze spierzchniętej, łuszczącej się oraz nadmiernie przesuszonej, zarówno twarzy, jak i ciała, wspomaga odbudowę wierzchniej, ochronnej warstwy skóry uzupełniając w niej niedobory lipidów i składników nawilżających oraz zabezpiecza ją przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi. To jednak nie wszystko: pomaga także skórze zmęczonej odzyskać świeży i promienny wygląd, głęboko ją regeneruje, idealnie nadaje się do pielęgnacji nie tylko twarzy, ale także: łokci, kolan i pięt. Sprawdzi się również jako krem do pielęgnacji dłoni czy skórek wokół paznokci. To tyle w teorii, a teraz sprawdźmy, jak wygląda to w praktyce.
Postanowiłyśmy, że skoro krem jest wielozadaniowy, to każda z nas będzie testować go nie tylko na twarzy, ale także na innych częściach ciała, by sprawdzić jak będzie się zachowywał się na poszczególnych z nich.
Paulina Kosim nasza redaktor, postanowiła, że zanim wypróbuje go na swojej twarzy, najpierw nałoży go na suchą skórę łokci, która ostatnio stała się przesuszona i szorstka. „Jestem nieufna w stosunku do nowych kremów, więc nie miałam odwagi zaryzykować i od razu położyć go na twarz”, tłumaczy. Kiedy jednak na łokciach, zaledwie po trzech dniach, zobaczyła spektakularny efekt postanowiła nałożyć go także na twarz. „Krem ma bardzo bogatą, nieco masłową konsystencję. Kiedy po raz pierwszy aplikowałam go na buzię, co nie ukrywam było trudne, wiedziałam, że muszę go połączyć z moimi innymi produktami do pielęgnacji. Krem po prostu nie chciał się rozsmarować. Ale kiedy połączyłam go z olejkiem do twarzy mogłam go bez problemu rozprowadzić na skórze. I muszę powiedzieć, że nie wierzyłam, że nawilżenie będzie widać natychmiast, a tak faktycznie było. Dlatego krem ma od teraz stałe miejsce wśród moich ulubionych kosmetyków”, podsumowuje Paulina.
Kasia Błażuk, nasza redaktor urody, też postanowiła przyjrzeć się kosmetykowi z bliska i sprawdzić jak poradzi sobie z jej, ostatnio mocno przesuszoną i reaktywną skórą twarzy. „Przypomniałam sobie, że mam krem WELEDA, kiedy po zrobieniu w gabinecie peelingu twarzy, moja skóra stała się przesuszona. Była trochę podrażniona i nie mogłam jej dobrze nawilżyć. Krem okazał się strzałem w dziesiątkę. Pierwsze, co poczułam po jego nałożeniu, to uczucie odprężenia i złagodzenia. Skóra przestała być napięta i uspokoiła się, co oznaczało, że przestała się też czerwienić. Postanowiłam poddać krem jeszcze jednemu testowi, który miał potwierdzić jego absolutną skuteczność. Wzięłam go ze sobą na pokład samolotu. Podczas lotu moja skóra bardzo mocno wysycha, ale to nie największy problem. Czasem jest tak podrażniona, że nie mogę jej dotknąć. Dlatego tuż przed lotem nałożyłam porządną warstwę kremu „Skin Food”. Mogę wam powiedzieć, że po raz pierwszy po wyjściu z samolotu nie musiałam na cito jechać do hotelu, by nałożyć nawilżającą maseczkę. Dla mnie taki kosmetyk, jest jak wybawienie. Dlatego trafia na moją listę kosmetyków „trudnych do zastąpienia”. Poza tym, kiedy nałożę go za dużo, nadmiar wcieram w ręce i skórki. Dzięki temu, mam bardzo gładkie dłonie i doskonale wypielęgnowane – 2 w 1. A to wszystko za ok. 30 zł”, podsumowuje Kasia.
Jeśli macie ochotę na własnej skórze sprawdzić, jak działa ten kultowy krem, nie wahajcie się, bo zima jest na to najlepszą porą. My dołączamy się do grona fanek!