brak kategorii
Redakcja poleca: produkty urodowe, które zmieniły moje życie, część 4
21.11.2016 Michalina Murawska
Podkład NARS Sheer Glow
Wypróbowałam naprawdę sporo podkładów, ale ten bije je wszystkie na głowę. Zapewnia idealne, długotrwałe wykończenie nie tworząc efektu maski, a przy tym delikatnie rozświetla i tworzy efekt wypoczętej, promiennej cery. Uwielbiam go także za to, że świetnie „współpracuje” z resztą makijażu – zarówno kremowe, jak i sypkie produkty blendują się z nim po prostu cudownie.
Transparenty sypki puder Laura Mercier
Mój „święty Graal” wśród kosmetyków. Odkąd go odkryłam, przestałam w ogóle zwracać uwagę na inne produkty z tej kategorii. Sypki puder Laura Mercier, dzięki drobnemu zmieleniu i właściwościom odbijającym światło nie tylko fenomenalnie utrwala makijaż, ale daje jednocześnie bardzo jedwabiste wykończenie. Idealnie współpracuje zarówno z pędzlem, jak i zwilżoną gąbeczką, jeśli mam ochotę poeksperymentować trochę z „bakingiem”.
Beauty Blender
Skoro już o gąbeczce mowa. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z makijażem, nakładałam podkład palcami. Później przerzuciłam się na pędzel, aż do momentu, w którym odkryłam magiczne wręcz właściwości Beauty Blendera. Świetnie nakłada się nim podkład i korektor, a jeśli używacie płynnych produktów do contouringu, także spełni swoje zadanie. Zawsze używam go na wilgotno – zwilżam gąbkę pod wodą i wyciskam, dzięki czemu produkt idealnie stapia się ze skórą tworząc pięknie odbijający światło efekt. Dla mnie bomba!
Krem pod oczy Origins GinZing Refreshing Eye Cream
Opuchnięte powieki, szczególnie zaraz po przebudzeniu, były moim problemem odkąd pamiętam. Nie spotkałam do tej pory kremu, który by sobie z nimi radził, a rozjaśniający korektor był w stanie jedynie delikatnie skorygować cienie. Energetyzujący krem pod oczy od Origins stosuję od jakiegoś miesiąca i z czystym sumieniem podpisuję się pod jego jakością. Fantastycznie zmniejsza opuchliznę na i pod powiekami, oraz maskuje zmęczenie związane z lotem czy tzw. „syndromem dnia poprzedniego” ☺ Warto wypróbować!
Tusz Wibo Growing Lashes
Stosuję go od jakichś sześciu lat. W międzyczasie przetestowałam wiele tuszy, także z typowego segmentu premium, żaden jednak nie równa się z kosztującym niecałe 10 złotych produktem polskiej marki Wibo. Tusz ten ma bardzo cienką, silikonową szczoteczkę, dzięki czemu pokrywa każdą rzęsę nie tworząc grudek. Mimo że producent obiecuje w jego przypadku przede wszystkim zwiększenie objętości rzęs, ich długość po nałożeniu tego tuszu także robi spore wrażenie, a dwie warstwy zapewniają naprawdę wyrazisty efekt. Jedyny minus to dość nieatrakcyjne, zielone opakowanie, ale przymykam na nie oko, bo w tym przypadku naprawdę liczy się wnętrze.