Ania Kuczyńska powiedziała mi kiedyś, że każda kobieta powinna wybrać jeden zapach i nosić go całe życie. Tłumaczyła mi, że dzięki wybraniu „swojego zapachu” zostajemy zapamiętane i już zawsze kojarzymy się naszym bliskim właśnie z nim. To bardzo mądre słowa, których nie byłam wstanie wtedy zrozumieć. Jednak jak to zrobić, gdy w dzisiejszym świecie rocznie lansuje się ponad 2500 nowych zapachów by pozostać wiernej tylko jednemu?
Ja nie mogłabym się ograniczać do jednego zapachu, bo lubię eksperymentować, najchętniej z tymi o nietypowych kompozycjach. Ale kiedy trafię na taki, który skradnie moje serce, nigdy się z nim już nie rozstaję. I wtedy zawsze przypominają mi się słowa Ani. Tak było z perfumami Jo Malone London, które zupełnie przypadkiem odkryłam wracając z wakacji w Tajlandii. Na lotnisku skuszona piękną wystawą weszłam do sklepu Jo Malone London i to była miłość od pierwszego … psiknięcia. Dark Amber & Ginger Lily urzekł mnie drzewnym i intensywnym zapachem, który dosłownie hipnotyzował. Wszystko za sprawą wyjątkowych nut zapachowych: niezwykle rzadko spotykanego cisu japońskiego wzbogaconego aromatem ambry i czarnej orchidei oraz doprawionego zmysłowym aromatem czarnego kardamonu, imbiru i lilii wodnej.
Minęło pięć lat i moja miłość do zapachu angielskiej marki nie minęła. Mam kilka zapachów Jo Malone, bo bardzo trudno wybrać tylko jeden, ale wśród nich niepodzielnie króluje ten, odkryty na wakacjach. Choć perfumy Jo Malone można ze sobą mieszać, stosując tzw. Fragrance Combining, by podkreślić indywidualny stylu kompozycji, ja mój zapach lubię nosić solo. Bo pomaga mi szybko przenieść się myślami do Azji, z którą już zawsze będzie mi się kojarzył.