MODA

Projekt Rewers

24.05.2023 Fashion Post

Projekt Rewers

W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z Heleną Norowicz, Martą Dyks i Dawidem Klepadło. 

Fashion Magazine nr. 76

Dojrzałość kontra młodość. Helena Norowicz, która podbiła wybiegi pod osiemdziesiątce, kontra 28-letnia Marta Dyks. Fotografowane przez legendę fotografii, 89-letniego Tadeusza Rolkego i jej nadzieję, równo 60 lat młodszego Dawida Klepadłę. Oczywiście nie chodzi nam tylko o proste zestawienie ze względu na wiek, ale zderzenie dwóch estetyk: Rolkego, który ma na koncie także reportaże i przyznaje, że kluczowe jest dla niego uchwycenie chwili, oraz nowoczesnego, funkcjonującego w social media Klepadły.

Rozmawiał: Bartosz Zwierz

 

MARTA DYKS

Była twarzą Diora, chodziła w pokazach Balenciagi, Celine, Fendi czy Victorii Beckham. Marta Dyks przyznaje, że niechętnie pracuje w Polsce, ale dla „Fashion Magazine” zrobiła wyjątek. Czym ją do siebie przekonaliśmy?

Jak Ci się pracowało z Tadeuszem Rolke?

Z jednej strony ciężko, ponieważ pan Tadeusz jest jednym z moich ulubionych fotografów i trudno mi było opanować emocje. Z drugiej świetnie, bo on doskonale wie czego chce. No i jest uwodzicielskim mężczyzną. Ma cały pakiet: jest przystojnym, szarmanckim, inteligentnym, ciepłym człowiekiem. No i trochę flirciarzem, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Dlaczego jest twoim ulubionym fotografem?

Bardzo interesuję się fotografią, szczególnie reporterską, czarno-białą. A mało jest ludzi, którzy tak potrafią uchwycić moment jak Tadeusz Rolke.

W sesji bierze udział 80-letnia modelka Helena Norowicz. Branża przypomniała sobie wreszcie o starszych kobietach?

Bardzo bym chciała w to wierzyć. Ale wydaje mi się, że jest to trend wynikający z poprawności politycznej i wykalkulowania. Pod tą przykrywką wszystko jest po staremu. W reklamach występują 14-letnie umalowane dziewczyny, co moim zdaniem jest przegięciem. O wiele fajniej na takim zdjęciu wyglądałaby przecież kobieta dojrzała. A tych jest wciąż jak na lekarstwo.

Byłaś ostatnio jurorką w „Top Model”. Czy uczestnicy tego show mają coś wspólnego z realiami świata mody?

Ten program to takie igrzyska dla widzów. Jego celem nie jest szukanie modelek, tylko rozrywka. I to chyba nie jest jakaś wielka tajemnica. Gdyby ktoś miał oglądać program o prawdziwym życiu modelek, w trakcie pierwszych 15 minut usnąłby z nudów.

Jednak to w tym programie cię odkryto.

To taki paradoks. Szef agencji modelek, która sponsorowała główną nagrodę, w trakcie finału spytał mnie, czy nie chciałabym współpracować. Myślałam, że to żart. Kręciłam się gdzieś za kulisami, bez makijażu, zmęczona po wielu tygodniach ciężkiej pracy, a tu taka propozycja. Powiedziałam mu w końcu, że próbowałam być modelką, ale straciłam za dużo czasu oraz pieniędzy.

W końcu namówił cię na współpracę.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wyjechałam na dwa tygodnie do Mediolanu na castingi, nie zdążyłam nawet wrócić do domu, gdy dostałam kontrakt z Yves Saint Laurent na wyłączność. I wtedy chyba zrozumiałam, że było warto drugi raz wejść do tej samej rzeki.

Za drugim razem miałaś więcej szczęścia?

Pewnie też, ale również większy dystans, zdolność koncentracji i silniejszy charakter. To z pewnością było widać na zdjęciach.

Ostatnio mówiono dużo o fotografach czy agentach próbujących wykorzystać seksualnie modelki. Spotykasz się z dwuznacznymi propozycjami?

Nigdy. Chociaż trochę się tego na początku obawiałam. W profesjonalnym świecie mody pracują zawodowcy i są wyczuleni na pewne tematy. Takim sytuacjom się zapobiega. Dokładnie ustala się temat i format zdjęć, z modelką na planie jest zazwyczaj agent czy ktoś z redakcji. Nie ma tu miejsca na spontaniczność, również tę niechcianą.

Miałaś propozycje aktów?

Nie mam problemu z rozebraniem się przed obiektywem.

Czyli gdyby jutro zadzwonił „Playboy” z propozycją sesji, zgodziłabyś się?

Na pewno nie. To nie jest moja stylistyka. W akcie interesuje mnie przede wszystkim piękne zdjęcie.

W jednym z wywiadów podkreślałaś, jak bardzo dumna jesteś z wieloletniej współpracy z Diorem. Dzięki takim kampaniom musisz być milionerką…

Paradoks modelingu polega na tym, że na współpracy z wielkimi nazwiskami czy tytułami niewiele się zarabia. Ale dzięki takim zleceniom otrzymuje się później propozycje z wysokimi honorariami. Najwięcej płacą modelkom katalogi zwykłej mody, którą można kupić w centrach handlowych, czy producenci perfum i kosmetyków. Ale wracając do zarobków: to dla mnie rzecz drugorzędna, dzięki tej pracy poznałam fantastycznych ludzi i miejsca, dzięki nim z pewnością mogę być lepszą wersją siebie.

Rzadko widać cię na wybiegach czy sesjach w Polsce. Branża cię nie zauważa, czy to twój wybór?

Mój wybór. Nie mam potrzeby pracy w Polsce. Stawki nie są zbyt wysokie, a pracując tu, muszę zrezygnować ze swojego kalendarza w ośmiu innych miejscach. Ale godzę się brać udział w wyjątkowych projektach, takich jak zdjęcia z Tadeuszem Rolke.

Ulubiona polska modelka?

Małgosia Bela. Bezdyskusyjnie. Najpiękniejsza osoba na świecie.

Twój mąż Borys Starosz jest również modelem. Praca w tej samej branży szkodzi, czy wzmacnia związek?

Borys coraz rzadziej pracuje jako model. Zajmuje się nieruchomościami i zaczyna przygodę z programowaniem. Poza tym ten modeling był zawsze dla niego kłopotliwy, ponieważ nienawidzi latać samolotem. Jego doświadczenie w tej samej pracy jest wielką zaletą, bo rozumie jej plusy i minusy, wie, jak to działa. Mam wsparcie, akceptację, zrozumienie i zaufanie.

Wzięliście ślub, mówiłaś, że chcecie mieć dziecko. Jesteś tradycjonalistką?

Coś ty! W ogóle. Decyzja dotycząca ślubu była spontaniczna. Na dziecko nie jestem na razie gotowa, choć na studiach wydawało mi się, że do 25. roku życia na pewno będę mamą. Ale nie chcę niczego planować. Będzie, co będzie.

DAWID KLEPADŁO

Współpraca z Tadeuszem Rolke to była prawdziwa przyjemność i ogromne wyróżnienie. Nie tylko z tego powodu, że doskonale znam jego prace i cenię twórczość, ale przede wszystkim dlatego, że to ciepły, bezpretensjonalny człowiek dzielący się swoim doświadczeniem. Zawsze chciałem go poznać. Zobaczyć, jak pracuje. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym z nim zrobić projekt wspólnie. Sesja „Rewers” skonfrontowała dwie wizje fotografii, nie tylko fotografów młodszego i starszego pokolenia, ale również innego spojrzenia na rzeczywistość. Wniosek jest jeden – fotografia jest ponadczasowa, ponad podziałami. Jest szacunkiem do światła, poszukiwaniem, kreacją. Pani Helena zaskoczyła mnie swoją świadomością ciała. Fotografia jest trochę teatrem, odtwarzaniem pewnych zachowań. I pani Helena jest doskonała w tej roli. To fantastyczne, że współcześnie moda otwiera się na starsze modelki czy modelki plus size. Nie ma żadnych określonych reguł. To sprawia, że ten świat, mimo iż ciągle jest w pewnym stopniu wykreowany, jest bliżej rzeczywistości.

HELENA NOROWICZ

Kiedy kilkanaście lat temu przechodziła Pani na emeryturę miała Pani poczucie, że to już koniec przygody ze sceną?

Z pewnością. Miałam 68 lat, któregoś dnia wezwał mnie dyrektor teatru i oświadczył:„ Pani Heleno są absolwenci, ja muszę ich zatrudniać. Pani już przepracowała swoje, sama pani rozumie”. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Być niechcianym jest okropne

To z pewnością było bardzo bolesne doświadczenie

Czułam się, jakby mi skrzydła obcięli. Coś się skończyło, nic dalej się nie wydarzy – uważałam. Wyjechałam na wieś.

Był to rodzaj ucieczki?

Wręcz przeciwnie.  Miałam poczucie, że choć inni niczego ode mnie nie chcą, ja muszę wymagać od siebie, usiąść za sterami własnego życia. Jeszcze kiedy pracowałam w teatrze, mąż namówił mnie na kupno działki. Na początku nie byłam nią zainteresowana, działka była zarośnięta i zaniedbana, miałam wyrzuty sumienia, że o nią nie dbam. Ale kiedy przyszła emerytura okazała się wybawieniem.  Koszami znosiłam ziemię z lasu, ze stawu przynosiłam wodę wiadrami. Pamiętam jak przyjechała do mnie mama załamywała ręce. A dla mnie to było niezwykle cenne doświadczenie.

Taka aktywność na pewno pozwala zachować dobrą formę.

Niedawno złamałam nogę, szybko się zrosła, mam problemy z nadciśnieniem, ale też nie zaburzają mojego życia. Byłam ostatnio u lekarza. Mój bilans wskazuje, że mam 65 lat, a przecież jestem po osiemdziesiątce. No i w dalszym ciągu jestem w stanie zrobić szpagat (śmiech)

Jakim cudem trafiła Pani z działki do kampanii modnych polskich projektantów?

Aleksandra Popławska, aktorka i reżyserka i poprosiła o pozowanie do zdjęć. Portrety opublikowała na swojej stronie internetowej. Po niej zgłosiła się z tą samą prośbą Kasia Ładczuk, która również udostępniła moje portrety na swojej stronie. Te zdjęcia bardzo się wszystkim podobały. Aż wkrótce pojawiły się propozycję od Bohoboco i Nenukko.

Przyjęła je Pani bez zastanowienia?

A skąd! Bałam się reakcji ludzi, nie wiedziałam czy bycie modelką to jest zajęcie dla kobiety w moim wieku. Ale szybko powiedziałam sobie: wzdychasz, jęczysz, że nie masz propozycji aktorskich. Potraktuj to jak aktorskie wyzwanie. I spróbowałam. Poza tym zawsze miałam plan awaryjny: jak nic z tego nie wyjdzie, spotka mnie rozczarowanie wracam na działkę i pójdę sobie na grzyby.

Gdy pojawiły się zdjęcia stała się Pani sławna. Spotkała się Pani z krytycznymi komentarzami pod swoim adresem?

Nigdy. Raz tylko ktoś napisał, że z pewnością swój wygląd zawdzięczam operacjom plastycznym. Co nie jest prawdą, więc traktuje to jako komplement.

Uważa Pani, że starsze modelki będą pojawiać się na wybiegach?

Chciałabym w to wierzyć. Uważam, że starsze kobiety powinny być obecne w świecie mody. Nie tylko te młode i śliczne, które wyglądają dobrze we wszystkim, co się na nie założy. Moda powinna być praktyczna.

W jednej z sesji widać Panią niemal nago. Akt jest również swego rodzaju wyzwaniem aktorskim?

Dla mnie akt jest piękną fotografią. I tyle. Ciało dla aktora jest instrumentem, wiele razy zdarzało mi się stać na scenie prawie nago, w jednym z przedstawień grana przeze mnie bohaterka robiła nawet streaptiz.  

Wraz z sukcesem w świecie mody pojawiły się także propozycje aktorskie?

Z pewnością zainteresowanie moją osobą pomogło w powrocie na scenę. Gram teraz na deskach dwóch warszawskich teatrów, pojawiam się w telewizji, staram się być aktywna.

Skąd czerpie Pani na to wszystko energię?

Słyszałam kiedyś słowa rosyjskiego lekarza: Biegaj. Jeśli nie możesz biegać, spaceruj. Jeżeli nie możesz spacerować, czołgaj się. Ale się ruszaj. Słowa te można moim zdaniem przełożyć na wszelką aktywność: fizyczną i umysłową.

I to wystarczy?

Nie mam jakiegoś specjalnego przepisu na dobrą formę i zdrowy wygląd. Staram się nie jeść słodyczy, gdy nie muszę to się nie maluje, na moje włosy najlepiej działa spacer w deszczu. No i kontakt z ludźmi. Bez tego ani rusz.

Pani mąż Marian Pysznik, którego poznała Pani jeszcze w szkole aktorskiej kibicował Pani w debiucie w świecie mody?

Był do tego pomysłu sceptyczny. Pamiętam, że gdy pojawiła się propozycja kampanii wziął mnie za rękę i powiedział, że bardzo nie chciałby żeby ktokolwiek mnie skrzywdził, że boi się drwin, które mogą być dla mnie bardzo bolesne. Powiedziałam mu, że jak nie spróbuje to będą żałować. Doskonale to zrozumiał.

Jesteście Państwo parą ponad 60 lat. Jaka jest recepta na udany związek?

Tolerancja. Gdy widzę, że coś dla Mariana jest ważne, mówię: „Możesz to zrobić, ja ci nie będę w tym przeszkadzać. Tylko nie każ mi w tym uczestniczyć, bo mnie to nie interesuje”. Myśmy zawsze bardzo dbali o swoją odrębność zdarzało się, że nie mieliśmy czasu spędzać razem urlopów, pielęgnowaliśmy swoje zainteresowania.

I nigdy nie było konfliktów?

Oczywiście, że były i są. Jak to w każdym związku: zawahania, zmęczenie i kłótnie. Ale nie ma sensu wtedy wariować, na siłę łagodzić sytuacji. Wszystko potrzebuje czasu.

 Nie zdecydowaliście się Państwo na dzieci, czy kiedykolwiek żałowała Pani tej decyzji?

Tak ułożyło się nam życie. Praca, kariera. Poza tym jestem melancholijna i długo byłam nieszczęśliwa tylko i wyłącznie dlatego, że żyję. Miałam pretensje do rodziców i Boga, że zostałam stworzona i powołana na ten świat. Bałam się, że moje dziecko mogłoby mieć podobne odczucia. Rodzinę powinny zakładać osoby, które mają pewność, że są w stanie zagwarantować swojemu potomstwu szczęśliwe dorastanie, a ja takiej pewności nie miałam. I Marian to zrozumiał.

Jakie ma plany na najbliższy czas?

Żadnych planów! Życie toczy się samo.