Biały t-shirt
Rzecz tak oczywista i tak trudna jednocześnie. Bo niby jest wszędzie, ale czy na pewno nie zmieni kształtu i koloru po pierwszym praniu? Albo w jakich warunkach powstał? Wiemy to? O ile nas oczywiście taki temat interesuje. A w dobie świadomej mody zdecydowanie powinien. Poszukiwania najlepiej rozpocząć wokół siebie, zwłaszcza że t-shirtów lokalnej produkcji jest w Polsce coraz więcej.
Sama zaczęłam szukać wiele lat temu, zainspirowana pewnym zdjęciem na blogu Garance Dore. Jego bohaterka stała w futrynie gustownych drewnianych drzwi, mając na sobie prosty czarny żakiet, zamszowe botki, modne wówczas dresowe spodnie od Isabel Marant, a pod spodem białą koszulkę z dekoltem w serek. Nic szczególnego, ale dekadę temu znalezienie podobnej graniczyło z cudem. Tym bardziej, że nawet na zdjęciu było widać jakość. Smętne odpowiedniki z sieciówek z powykręcanymi szwami wydawały się przy tym słabym żartem. A kolejne zdjęcia mody ulicznej nęciły i nęcą do dziś.
Biały t-shirt to naprawdę podstawa garderoby, nawet gdy nie wierzymy w kapsułową organizację szafy czy uniwersalną modę. Bo nosić go można naprawdę do wszystkiego. Francuzki opanowały do perfekcji zestawianie do z dżinsami i marynarką. Skandynawki łączą go z kwiecistymi spódnicami albo wkładają pod sukienki. Nie ma sezonu, w którym nie pojawiłby się choć przelotnie na wybiegach. Obecnie swoje wersje prezentowali m.in. Dries van Noten – przepasany czarną szarfą; Stella McCartney – do beżowego garnituru; a Alessandro Michele z Gucci sam pokazał się w zwykłej białej koszulce i dżinsach na koniec spektakularnego wiosenno letniego pokazu.
Gdy piszę ten tekst, mam na sobie t-shirt z organicznej bawełny gdyńskiej marki GAU. Nie zliczę, ile razy prany, natomiast wciąż wygląda jak nowy. Produkcja? Lokalna i etyczna. Skąd to wiem? Bo GAU jest jedną z najbardziej transparentnych marek na naszym rynku. Jej założyciele dbają także o źródło stosowanych surowców. Dlatego zdecydowali się na certyfikowaną bawełnę dzianą w polskich dziewiarniach. Kolekcje odszywają w niedużych ilościach, a materiał kroją w taki sposób, by jak najmniej się go marnowało. Nie zależy im na bombardowaniu klienta nowościami, trzymają się sprawdzonych fasonów, które przetrwają niejeden sezon. Zarówno pod względem formy, jak i jakości.
Możemy sięgnąć też po t-shirt fonetyczny, czyli… Tyszert. „Robimy ubrania bo wierzymy, że określają tożsamość i wyrażają osobowość. Wpływają na nastrój i emocje. Że są dni, kiedy trzeba założyć czerwoną sukienkę, żeby poczuć się seksownie, a czasem – by być pięknością dnia – wystarczy bawełniany tiszert z ulubionymi jeansami” – czytamy na stronie marki. Pośród szerokiego asortymentu elementów bazowych znajdziemy aż sześć fasonów białej koszulki: głębsze lub płytsze dekolty, różny stopień dopasowania, dodatkowe kieszonki lub podwijane rękawy. Na składzie czy sposobie pielęgnacji opis się nie kończy. Tyszert jest wspaniałą opcją dla osób, które potrzebują stylizacyjnych wskazówek. Przy każdym modelu znajdziemy sugestie, jak i z czym będzie wyglądał najlepiej.
W Hibou zaczęło się od tzw. „lounge wear”, czyli ubrań zaprojektowanych z myślą o czasie wolnym. Bez względu na to, czy spędzamy go w domu, czy na wakacjach, w łóżku czy w kawiarni, ma być nam wygodnie, ale jednocześnie wyglądamy wspaniale. Marka dzieli się na dwie linie: Sleepwear i Essentials. Zarówno w jednej, jak i drugiej znajdziemy spory wybór białych bawełnianych koszulek, które dopasowane do spodni piżamowych przyczynią się do wyśmienitego odpoczynku, ale zestawione z bardziej eleganckim strojem, swoją jakością nie będą od niego w żaden sposób odbiegać.
Pionierką mody na porządne t-shirty bez wątpienia jest Iza Keyes z Bynamesakke. To ona dziesięć lat temu edukowała klientki, dlaczego dobra bawełna musi kosztować więcej i dlaczego tak ważne jest pochodzenie każdego surowca. Z początku ceny dziwiły, obecnie koszulki z dużą prostokątną metką zapełnioną krótkimi opowieściami, to kanon polskiego basicu. Od bawełny supima, którą Iza praktycznie wprowadziła do polskiej mody, po lniane dzianiny – w asortymencie marki znajdziemy dużo więcej niż elementy bazowe. Ale one na szczęście wciąż obecne, stanowią wspaniałe uzupełnienie każdej kolekcji.
Jeśli t-shirt, to The Odder Side. Koniecznie z dużym dekoltem w serek, noszonym z przodu lub z tyłu. Marka pozostawia interpretację swoim klientkom, podpowiadając tylko, że nic nie musi nas ograniczać. Jeszcze kilka lat temu dziarsko weszła na rynek właśnie dzięki tym koszulkom. Prezentowane zawsze w letniej atmosferze, przypominają o wakacjach nawet w środku zimy. Uwielbiane przez polską branżę mody, ale nie tylko. The Odder Side widać na ulicach wielu miast, a od kilku miesięcy również Paryża, gdzie marka otworzyła swój własny butik.
Bez względu na to, na którą markę się zdecydujemy, jedno jest pewne: będzie to wybór etyczny, bo przy produkcji tych rzeczy nie ucierpiała żadna osoba, a warunki powstawania są sprawdzone. Niezależne polskie marki nie mogą sobie pozwolić na ignorancję w tej kwestii. Warto o tym pamiętać, gdy będziemy spoglądać niechętnie na metkę z ceną. Coś za coś.