MODA, STYL ŻYCIA

Pokaz Chanel Resort na Kubie

04.05.2016 Michalina Murawska

Pokaz Chanel Resort na Kubie

Gala MET, która odbyła się w Nowym Jorku wieczorem, 2. maja skutecznie zdominowała przekazy medialne i przyćmiła trochę inne imprezy, także związane z branżą mody. Jednym z wydarzeń, które musiało niejako „konkurować” z paradą futurystycznych sukien przed Metropolitan Museum of Art był pokaz Chanel, jaki francuska marka zorganizowała w stolicy Kuby, Hawanie. To tylko potwierdza bezkompromisowość w działaniu Karla Lagerfelda, dla którego najwytrwalsi (czyt. Kendall Jenner), przemieścili się niezwłocznie po zakończeniu afterparty MET, a inni bez wahania zamienili czerwony dywan i wykwintnego szampana na gorące ulice Hawany i orzeźwiające cuba libre.

Pokaz kolekcji Resort był jednak tylko kulminacją długiego weekendu, podczas którego na gości (m.in Gisele Bundchen, Tildę Swinton czy Vanessę Paradis) czekało mnóstwo atrakcji, począwszy od przejażdżek kolorowymi kabrioletami, a na wizycie w domu Ernesta Hemingwaya i wystawie zdjęć Lagerfelda kończąc. Sam pokaz odbył się na Paseo del Prado, bulwarze łączącym centrum Hawany ze starą częścią miasta. Jest to też miejsce, w którym najwyraźniej łączą się wpływy kubańskie i francuskie, a wszystko to za sprawą francuskiego architekta Jeana-Claude’a Nicolasa Forrestier, który w 1928 roku zrekonstruował Prado wzbogacając go między innymi o posągi lwów – ulubionych zwierząt Gabrielle „Coco” Chanel.

Lagerfeld zaangażował do pokazu grono swoich ulubieńców. Kolekcję Resort prezentowali między innymi Kendall Jenner, Mica Arganzaraz, Lindsey Wixon, Babtiste Giabiconi i kilkuletni chrześniak projektanta, Hudson Kroenig, który towarzyszył mu także podczas finałowego wyjścia. Podstawowym motywem kolekcji została zinterpretowana na nowo quayabera, czyli tradycyjna kubańska koszula z kieszeniami, patkami na ramionach i płaskimi plisami biegnącymi wzdłuż materiału. Koszulę, którą Lagerfeld żartobliwie określił mianem „kubańskiego smokingu” pokazano w dwóch wersjach – codziennej i wieczorowej. W pierwszym przypadku towarzyszyły jej nonszalancko podwinięte spodnie typu „chinos”, w drugim wystąpiła jako zmysłowa, transparentna bluzka z ciasno podkreśloną talią i noszona z rozszerzaną spódnicą. Nie zabrakło dżinsowych i tweedowych garniturów z krótkimi spodenkami, elementów militarnych, kipiących od młodzieńczej energii krótkich kolarskich szortów, topów pokrytych motywem palm i kolorowych samochodów. To niezwykle kobieca kolekcja, w której niebagatelną rolę odgrywają dopasowane żakiety, falbaniaste sukienki i ołówkowe spódnice, które z jednej strony odzwierciedlają kubańską nonszalancję, a z drugiej idealnie dopasowują się do zmysłowych ruchów hipnotyzującej rumby.

Zastosowana przez Lagerfelda paleta barw oscyluje wokół odcieni kojarzonych ze starą, historyczną częścią Hawany. To barokowe żółcie i pomarańcze przetykane żywym turkusem i zielenią, to mieniące się cekiny i bogato wyszywany tweed, napompowane rękawy, frędzle i pióra. Bazowa czerń i biel jest lekko przydymiona i zgaszona, nie zabrakło także mętnych brązów przywodzących na myśl tradycyjne, kubańskie cygara. W kwestii dodatków postawiono na niezawodne kapelusze typu panama, które co jakiś czas na wybiegu ustępowały miejsca wyszywanym perłami beretom, które wielu osobom przypominały te, jakie zwykł nosić Che Guevara.

Zamiast tradycyjnego finału, pokaz zakończył żywy pochód i tańce w rytm kongi, podczas którym modelkom towarzyszyli kubańscy tancerze. To był jednak tylko początek after-party, podczas którego na rozpalonym do czerwoności parkiecie pląsał sam Karl Lagerfeld. Dyrektor kreatywny Chanel tym samym zgasił wszelkie pogłoski o modowej emeryturze i pokazał, że absolutnie nigdzie się nie wybiera. Oczywiście nie licząc Paryża, w którym chyba mimo wszystko czuje się najlepiej.