Minęło pół roku odkąd zmienił pan stację. Jak ocenia pan tę rewolucyjną zmianę w swoim życiu?
Fantastycznie. Te dwie telewizje to jest inny świat. Jestem naprawdę cały czas bardzo, bardzo zaskoczony jak zorganizowana jest produkcja w TVN, jak funkcjonuje cała firma, jak niesamowicie sprawnie, szybko, bezszmerowo działa. Jak widziałem rozkład zajęć, ilość planów, ilość sekwencji, ujęć potrzebnych do tego, żeby powstała czołówka „Dzień Dobry TVN” moja i Kingi (Rusin – przyp. red.) to byłem pod wrażeniem. Część ujęć była robiona używając dronów, jestem pełen podziwu.
Z jednej strony jest pan w DDTVN, który ma charakter trochę rozrywkowo-poradnikow-informacyjny, z drugiej strony w poważnym, publicystycznym programie w TVN24 BiŚ. Czy trudno to pogodzić? Mam wrażenie, że to są mimo wszystko inne światy.
Sprawia mi to ogromną frajdę, to jest genialne połączenie. Oczywiście, że zdarza mi się, kiedy wrócę do domu po pracy, rozmawiać z żoną o Trybunale Konstytucyjnym, czy o Trumpie, czy o Obamie. Częściej rozmawiamy jednak o szkole dzieci, jak 6-latek poradzi sobie w pierwszej klasie, o wakacjach, co ze szpitalem, czy już teraz jechać, badać, a co ze szczepieniami itd. Przy trójce dzieci dużo jest takich pytań. Tymczasem w DDTVN z jednej strony rozmawiamy o tragediach, a z drugiej o gotowaniu, o szkole, o gimnazjum i jak my wspominamy naszą podstawówkę. Dokładnie te wszystkie tematy, o których rozmawiamy w domu. Tymczasem w TVN24 BiS mam frajdę, że od rana do wieczora rozmawiamy o wyborach amerykańskich, o polityce amerykańskiej. Cudowne połączenie, takie autentyczne.
Jak pan ocenia batalię amerykańską? Jej poziom chyba odbiega od poprzednich wyborów. Mam wrażenie, że kultura polityczna w Stanach Zjednoczonych spadła.
Bardzo. W tej kampanii przekroczono granice, które wcześniej wydawały się nieprzekraczalne. Już nie mówię o tym, że Donald Trump mówił wcześniej, że wyrzuci 11 milionów nielegalnych imigrantów, nie wpuści żadnego muzułmanina do Stanów Zjednoczonych i wybuduje mur na granicy z Meksykiem. O tym mówił od ponad roku, a pół roku temu obrażał senatora Johna McCaina, który nie chciał go poprzeć od razu. Tymczasem to bohater wojenny. Człowiek, który kiedy wsadzono go do wietnamskiego obozu koncentracyjnego, kiedy Wietnamczycy zorientowali się, że jest synem amerykańskiego admirała, proponowali mu zwolnienie, on odmówił. Powiedział, że albo zwolnią wszystkich ludzi z jego oddziału i wtedy wyjdzie, albo zostaje do końca razem z nimi wszystkimi. To naprawdę bohater. On nie jest w stanie podnieść lewej ręki do góry, bo był przez parę miesięcy przypięty kajdankami do swojej celi. Jeżeli można obrazić Johna McCain w ten sposób, i to jeszcze przez człowieka z Partii Republikańskiej, dla której wartości związane z wojskiem amerykańskim były zawsze ważne, to już wszystko można. Potem zwolennicy Trumpa mówią, naprawdę są takie transparenty na jego wiecach, „Hilary jest bezpłodna”, „Chelsea nie jest dzieckiem Billa”, a znowu druga strona się odwija i mówi „Melania Trump była w agencji towarzyskiej”. Coś naprawdę nie do pomyślenia. Oczywiście, że zawsze ze sobą brutalnie walczono, ale to raczej dotyczyło tego czy ktoś zapłacił wszystkie podatki, a pięć lat temu na temat wojny w Iraku mówił coś innego niż teraz. Na tym oni się łapali zawsze, ale to nie był taki poziom, jak teraz – momentami walki rynsztokowej.
Zapytałem się o atmosferę polityczną w Stanach, ponieważ mam wrażenie, że w Polsce często pokazywaliśmy tamtą politykę jako profesjonalną, na wysokim poziomie. Teraz, jak pan sam przyznał, ten poziom się obniżył diametralnie.
Pamiętajmy jednak, że to jest etap kampanii wyborczej. W kampanii wyborczej, wszędzie na świecie opowiada się różne rzeczy. George Bush ojciec mówił „czytajcie z moich ust, żadnych nowych podatków”. Po czym musiał je podnieść. Wolelibyśmy, żeby ktoś nas nie robił w trąbę w czasie kampanii, ale przyzwyczailiśmy się, że trochę tę prawdę naciągamy, a potem jest etap prawdziwego życia. I oczywiście, że Amerykanie mogą bardzo długo się spierać i kłócić kto powinien się znaleźć w Sądzie Najwyższym, ale kiedy ktoś już się znajdzie w tym Sądzie Najwyższym, to naprawdę jest niewyobrażalne, żeby nazywać sędziów Sądu Najwyższego „bandą kolesi”. To są granice nieprzekraczalne. Można różne rzeczy sądzić, bo oczywiście część sędziów będzie wybrana przez republikańskich prezydentów, część przez demokratycznych, ale wyroki się publikuje i po prostu wykonuje. To są dwie różne sprawy. Czasem to co możemy powiedzieć, chociaż też pewnych granic nie powinniśmy przekraczać, ale szanować pewną niezależność instytucji w państwie demokratycznym, bo od tego wszyscy zależymy.
Czuje się pan mimo wszystko od niej uzależniony?
Jeżeli nam się wydaje, że nie oddychamy polityką, to nam się to tylko wydaje. Czy nasze dzieci pójdą do pierwszej klasy jako 6- czy 7-latki, a to ma znaczenie i zależy od polityków. Czy pójdą potem do gimnazjum – zależy od polityków. To jest masa decyzji, na które świat polityki ma wpływ. Jak zorganizowane jest nasze życie – to zależy od polityków.
Myśli pan, że sytuacja, że przykłady, o których pan przed chwilą wspomniał, są kwestią tego, że demokracja w Polsce jest mało dojrzała? Czy to po prostu jest trudny, bolesny etap, który musimy przejść i później rzeczywiście nasza klasa polityczna będzie na wyższym poziomie? Czy może z kolei to jest kwestia naszych polskich strachów, kompleksów, które widzimy na scenie politycznej?
Amerykanie mają ten komfort, że generalnie żadna wojna, poza wojną secesyjną, nie dopadła ich na całego. My mieliśmy zabory, wojny, PRL, wojska radzieckie stacjonowały w Polsce. Trudno porównywać ciągłość, spokój rozwoju. Trudno w ogóle porównywać swobodę debaty politycznej na temat przeróżnych wymiarów życia. Tak jak teraz sprawa reprywatyzacji, która przeradza się w debatę o stosunku do własności: czy ważniejszy jest interes społeczny, czy ważniejsze jest prawo własności. Moja była szkoła podstawowa była prywatną własnością przed wojną, nie było tam szkoły. Który interes jest ważniejszy? Teoretycznie święte prawo własności czy jednak to, że dzieciaki mają szkołę? W pewnym momencie uznaliśmy, że prawo własności. Tymczasem to nie jest takie proste. Łatwiej, kiedy mówimy o jednym domu pod Warszawą, znaleźć właścicieli, oddać im ten dom. Dużo trudniej, kiedy mówimy o placu, który kiedyś był skwerem przed wojną, a teraz tam stoi szpital. Co teraz mamy zrobić? Zaczynamy rozmawiać o sprawach, o których nie mówiliśmy przez kilka dekad, a musimy.
A jak się panu prowadzi DDTVN z Kingą? Znacie się od lat, to są relacje totalnie przyjacielskie, wręcz rodzinne.
Czasem trudno przewidzieć czy to, że ludzie się świetnie znają pomoże im w pracy, czy ją utrudni. W tym wypadku dla mnie to jest rozkosz. To jakieś fantastyczne uniesienie i niebywała frajda. Mam niebywałą przyjemność przychodząc tutaj do DDTVN w soboty i niedziele rano i w jakiś sposób wiem, że miło będziemy spędzać czas z Kingą, po prostu dobrze razem bawić. Mam nadzieję, że widzowie też. Ta relacja jest fantastyczna.
Jest pan osobą rozpoznawalną, a ta przekłada na dużo różnych artykułów prasowych, mniej lub bardziej prawdziwych. Pan raczej trzyma się na uboczu celebryckiego życia. Niektórych śmieszą artykuły, innych drażnią, jeszcze inni wchodzą na drogę sądową. A pan? Czyta pan nowiny dotyczące swojego życia?
Czasem czytam, ale na pewno nie wszystkie. Uważam, że to wynika z wykonywania tego zawodu. Jak ktoś za bardzo narzeka, to jest wiele innych, pięknych zawodów, które można wykonywać. Można być architektem, można uprawiać ziemię. Nic mnie tak nie bawi, jak słyszę, jak początkująca aktorka, która zagrała w dwóch odcinkach jakiegoś serialu mówi, że spokojnie na zakupy nie może wyjść. No to jak wolisz spokojnie wychodzić na zakupy, to proszę: zorganizuj swoje życie tak, żeby robić to spokojnie. Jak jednak podoba ci się ten serial, to tak nie narzekaj, bez przesady. Moim zdaniem naprawdę kiedyś bardzo ciężkie życie z powodu swojej popularności miały dwie osoby – Edyta Górniak w latach 90., bo to była nieprawdopodobna eksplozja miłości i uwielbienia dla niej i Bogusław Linda w czasie po „Psach”. Oboje są oczywiście do dzisiaj gwiazdami i są popularni, ale bez przesady z tym, że życie jest takie ciężkie. Jak za ciężkie, to zmień sobie zawód.