Mimo że w mojej walizce znaleźć można dziesiątki pędzli, które mniej lub bardziej mi się przydają, jestem zwolenniczką nakładania makijażu palcami. Czy w przypadku „amatorskiego” makeupu na co dzień korzystanie z akcesoriów ma sens? Zdecydowanie tak! Pędzle pomagają w precyzyjnym i równomiernym nałożeniu kolorowych kosmetyków i zapobiegają zużywaniu zbyt dużej ilości produktu. Zanim wyposażycie się w cały zestaw akcesoriów, mam dla was kilka wskazówek.
- Pędzle do podkładu i do pudru to podstawa.
Moim zdaniem najważniejszy jest pędzel do podkładu, który równomiernie rozprowadza kosmetyk na twarzy i uczy gestu dociskającego, dzięki któremu nie zużywamy za dużo produktu. Drugi must-have to gruby pędzel do pudru – najlepiej jest „dociskać” go punktowo do twarzy, gdy podkład jest wciąż świeży. Dzięki temu pierwsza warstwa makijażu absorbuje tylko tyle pudru, ile potrzebuje, by się zafiksować. Twarz omiatam nim dopiero na koniec, by wykorzystać ewentualny nadmiar produktu na pędzlu. Warto też przemyśleć zakup pędzla do różu, o ściętym włosiu, które idealnie pasuje do kształtu policzka.
- To, czy potrzebujesz innych pędzli, zależy od tego, co lubisz sobie robić na twarzy.
Jeśli malujesz oczy, przyda ci się jeden mniejszy, twardszy pędzelek, którym będziesz mogła nabrać i nałożyć cień, choć równie dobrze można to zrobić palcem albo standardowym aplikatorem z gąbeczką. Pędzel do blendowania, który pomaga perfekcyjnie rozetrzeć cień, to wyższa szkoła jazdy, ale jeśli jesteś zwolenniczką idealnego makijażu, to może być dobry pomysł. W końcu cała sztuka makeupu polega na tym, żeby cień stopniowo przechodził od największej intensywności do najmniejszej.
Co z ustami? Kredki do ust często są wyposażone w pędzelki, które w większości przypadków są totalnie w porządku, nie trzeba więc kombinować. Teraz o pomadkach: jeśli tylko ty używasz swoich szminek, nie potrzebujesz pędzelka. Wyjątkiem są mocne, matowe pomadki – w ich przypadku dobrze ścięty pędzelek z precyzyjnym konturem sprawi, że nie będziesz musiała używać kredki. Takie kolory fajnie się rozprowadzają i z reguły nie potrzebują konturówek.
Do podkreślania brwi polecam mały, ścięty pędzelek – on się w ogóle bardzo przydaje. Jest tak wyprofilowany, że przy jego pomocy nałożysz też precyzyjnie kolor u nasady rzęs.
- Nie musisz myć swoich pędzli codziennie.
Jako że po internecie krążą ostatnio sensacyjne doniesienia o przenoszonych na pędzlach do makijażu infekcjach przykuwających ludzi do wózków inwalidzkich, poruszę kwestię mycia akcesoriów. Jeśli danego pędzla używasz tylko ty, nie pożyczasz go koleżankom i nie kładziesz go na zakurzonych powierzchniach, mycie raz w miesiącu zdecydowanie wystarcza. Ta zasada nie dotyczy akcesoriów, z których korzystasz przy nakładaniu tłustych substancji – podkładu lub pomadki – bo w ich przypadku faktycznie może dojść do rozwoju bakterii. Nie popadajmy jednak w skrajności i nie marnujmy czasu na coś, co jest po prostu niepotrzebne.
- Specjalny płyn do mycia pędzli możesz zastąpić czymś, co już masz.
Na rynku dostępne są różne produkty, które usuwają pozostałości makijażu i zanieczyszczenia, ale też dbają o włosie. Zamaczamy pędzel w takim płynie albo spryskujemy nim włosie, po czym wycieramy je w coś miękkiego – ręczniczek lub szmatkę – i zostawiamy do wyschnięcia, co zajmuje chwilę. Takie wynalazki dobrze sprawdzają się za kulisami pokazów, gdzie maluje się wiele twarzy i po każdej trzeba zdezynfekować pędzel. W domu jednak woda ze zwykłym mydłem, np. Bambino, powinna wystarczyć, bo nawet to rozpuści tłuszcz – ja z tego sposobu korzystam od lat. Niektórzy eksperymentują z szamponem do włosów jako detergentem, ale ja mam poczucie, że po takim myciu pędzle nie są do końca czyste.