Działałaś już jako Lil’Sista, Pinnawela i Rita Pax, każde z tych muzycznych wcieleń jest nieco inne. Kim tak naprawdę jest Paulina Przybysz?
Sama bym chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. Myślę, iż coś takiego jest w moim charakterze, osobowości, że kocham robić nowe projekty od zera i nigdy się tego nie boję. Nie lubię być oceniana względem przeszłości – jestem takim „naczyniem”, do którego wlewa się muzyka, filtruje przez obecny stan ducha i kooperacji międzyludzkich, a wylewa się zawsze coś innego. Sama czasami słucham efektów finalnych i jestem zadziwiona…
Co było dla Ciebie impulsem do rozpoczęcia solowej kariery?
Zawieszenie działalności Sistars było mocnym przyczynkiem. Miałam już pomysły na nowe utwory, które zgromadzone były na komputerowym dysku. Cały czas dużo piszę.
Zaangażowałaś się ostatnio w artystyczny projekt muzyczny Informal Sounds, którego patronem jest marka Levi’s®. Co dał Ci udział w tym projekcie?
Mieliśmy okazję zrobić klip do utworu zespołu Rita Pax (moje nowe ja) na łonie natury. Rejestracją zajęła się super ekipa Otwartej sceny, zdjęcia do video też zrealizowano na wysokim poziomie. Było to dla nas zupełnie nowe wyzwanie i doświadczenie. Już widzę, że słuchacze odbierają ten projekt bardzo dobrze.
Informal Sounds to pierwszy tak profesjonalny projekt muzyczny w sieci. Udział w nim był okazją do zaprezentowania fanom zupełnie nowego, nieformalnego oblicza Twojego utworu. Jaka była inspiracja do tej muzycznej stylizacji?
Niewątpliwie ikoniczne modele ubrań Levi’s®, które są, niezależnie od sezonu, bardzo klasyczne. W naszej aranżacji wszystko też jest bardzo proste i naturalne, trochę jak z amerykańskiego filmu osadzonego w jakiejś sielankowej scenerii.
Jakie są Twoje muzyczne inspiracje?
To jest pytanie bardzo szerokie i każdego dnia mogłabym odpowiedzieć na nie inaczej. Najchętniej zaprosiłabym Cię na herbatę i puściła parę numerów, które odkryłam jeszcze dziś. Ostatnio, będąc w długiej trasie, słuchałam albumu „Tink Tank” zespołu Blur. Potem tańczyłam do „Jump Hi Lion Babe”, czytałam do „Suites for my dukes” i zasnę pewnie z Chatem Bakerem w uchu…