WYWIAD POCHODZI Z WIOSENNEGO WYDANIA FASHION MAGAZINE (2020)
Poznały się i zaiskrzyło. Wytworzyła się tak fajna energia, że postanowiły dzielić ją z innymi kobietami Najpierw przygotowały wydarzenie #byćkobietą, a po jego sukcesie konferencje w całej Polsce #byćkobietaontour. Jak się tworzy spotkania, po których chce się żyć, opowiadają ich twórczynie: Marta Klepka i Dorota Wellman.
„Petarda”, „Burza energetyczna”, „Ile wzruszeń!”, „Najbardziej niezwykły dzień w moim życiu”. To tylko niektóre z ochów na temat waszych konferencji. Macie pełne sale.
M.K.: Miało być jedno spotkanie, a od dwóch lat odbywają się cyklicznie. Raz w miesiącu gdzieś jesteśmy. W Poznaniu i na Mazurach byłyśmy trzeci raz, w Kaliszu też trzeci… Jeździmy po całej Polsce, już odwiedziłyśmy siedemnaście miejscowości.
D.W.: Mamy nawet groupies! Kobiety, które pojawiają się na każdym spotkaniu, jeżdżą za nami. Rozrastamy się. Jesteśmy jak pajęczyce, które rozciągają kobiecą sieć po Polsce. I to jest fajne. Dziewczyny dowiadują się jedna od drugiej, działa poczta pantoflowa, media społecznościowe. W mniejszych miejscowościach, w których się pojawiamy, jest bardzo duża potrzeba spotykania się, poznawania, rozmawiania. Ten projekt łączy ludzi.
M.K.: Tworzymy grupę wsparcia.
Jak ona powstała, skąd pomysł?
M.K.: Zawsze to będę mówiła: ja mam zobowiązanie w stosunku do życia – spotkałam na drodze życia Dorotę Wellman, wykleiłam ją sobie na tablicy marzeń! Dorota kiedyś przyjechała do mojego hotelu. Przez wiele miesięcy dawałyśmy sobie kwiaty, nie wręczając ich osobiście. Dorota znajdowała bukiety ode mnie w pokoju, ja od niej dostawałam po jej wyjeździe. Aż się poznałyśmy.
D.W.: Coś mnie użarło w stopę i chciało zabić. A Marta – mimo że jest dyrektorem hotelu, prezeską – zajęła się mną. Wiedziała, że w Poznaniu nikogo nie znam. Zaczęłyśmy rozmawiać i poszło. Okazało się, że lubimy inne kobiety, chcemy, żeby się rozwijały. Jak w miłości: pojawiła się chemia. I pasja do robienia czegoś poza pracą. M.K.: Szukałam pomysłu, jak innym kobietom dać zaznać, co mnie jest dane. Mam przyjemność pracować z Grażyną Kulczyk, z wieloma świetnymi kobietami, które z niewytłumaczalnych powodów przy mnie są (a ja przy nich). Pomyślałam: chcę tym dobrem, które mnie spotyka, dzielić się z innymi. Dać szansę zwykłym ludziom poznać niezwykłych. Takich, którzy mają wartości, kręgosłup moralny…
D.W.: …wiedzę, są specjalistami. I są fantastyczni.
M.K.: Tak narodził się pomysł pierwszej konferencji. Nazwałyśmy ją „Być kobietą” od piosenki Ali Majewskiej, którą obie lubimy. Dorota powiedziała: „Fajnie brzmi: #być kobietą. Wszystko się w tym mieści”. A jeszcze nie wiedziałyśmy, w którym kierunku to pójdzie. Ogłosiłyście, że robicie kobiecą konferencję w Poznaniu…
M.K.: Bilety wyprzedały się w godzinę i piętnaście minut! Aż na 300 miejsc. Te dziewczyny przyszły i stały w kolejce, bo napisałam, że która będzie pierwsza, ta dostanie identyfikator. Nagle cały hotel wypełnił się kobietami. To było szaleństwo.
Jakie one są? Kto do was przychodzi?
M.K.: Dziewczyny świadome, lubiące się uczyć, rozwijać, ale też skore do zabawy. Wrażliwe na drugiego człowieka.
D.W.: Są w każdym wieku. Dziewczynki i dojrzałe panie, i to takie, że nam kapcie spadają. Nie babcie na emeryturze, których nic nie czeka, ale takie, które pełnymi garściami czerpią z życia. Z energią! Ciekawe świata i ludzi. Chcą kogoś poznać, rozwijać się, mają pomysły. Na własną firmę, na siebie. Przychodzą tu, żeby dostać kopa. I dostają go centralnie. Czasem ode mnie. (śmiech)
M.K.: Tak było! W Mortęgach. Prowadzimy rozmowę z Dorotą i nagle wstaje dziewczyna. Płacze. Mówi, że przyjechała z końca Polski po kopa od Doroty Wellman. Na nową drogę życia, bo jest na zakręcie. My patrzymy zdezorientowane. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, te spotkania to żywy organizm. A Dorota mówi: „Dawaj!”. No to dziewczyna wchodzi na scenę i Dorota, zgodnie z prośbą… (śmiech) Emocji jest mnóstwo. Kiedyś inna pani, fanka Doroty, prezeska wielkiej firmy, podczas naszej konferencji zaczyna płakać. Że chce powiedzieć, że ona kocha Dorotę, że ona jest zgodna z jej DNA, z jej kręgosłupem, że tak chce wychować córkę… Ja nie wiem, co robić, nie można kobiety tak zostawić, Dorota ją przytula. Ta pani też teraz z nami podróżuje. Świetna osoba. Założyła fundację przeciwko hejtowi. Dorota dodaje takim kobietom siły także przez to, że one mogą na spotkaniach podejść do niej i porozmawiać.
Fot. Dawid Klepadło
Macie świetną publiczność, ale też kapitalnych prelegentów. Na liście gości Owsiak, Nosowska, Prokop, Depko, prezydentowa Kwaśniewska, Małgorzata Foremniak, Agnieszka Maciąg…
M.K.: Zapraszamy osoby otwarte, szczere, które nie kombinują, nie udają, że są lepsze, niż są. I wiemy, że dla nich to też przeżycie. Chcą brać udział. Kasia Nosowska sama nam to zaproponowała, powiedziała: „Słuchaj, kurde, fajne te wasze spotkania. Przyjadę na kolejne. Jak nie będziesz mogła dodzwonić się do menedżerki, dzwoń do mnie, masz tu moją komórkę”. Zresztą do nas dużo ludzi się zgłasza, chcą u nas występować. Ale my nie bierzemy nikogo w ciemno, musimy czuć chemię. U nas nie może być gwiazdorstwa.
D.W.: I staramy się, by wśród wykładowców byli i mężczyźni, i kobiety.
M.K.: Na jednej konferencji byli sami panowie. Dziewczyny sobie zażyczyły. Marcin Prokop wykładem o męskim punkcie widzenia rozwalił system!
D.W.: Był hitem.
M.K.: Po jego wykładzie była niespodzianka. Nie wiedział, że Dorota jest na tyłach sali i go słucha. Wsiadła o piątej rano do samochodu i przyjechała. Wyszła na scenę, wręczyła mu różę. Uciekł za kulisy, tak się wzruszył! Był Jurek Owsiak. Rozmawialiśmy, jakie ma obowiązki jako mąż. Jaką rolę pełni jako ojciec i dziadek. Na ostatniej konferencji pojawiły się nawet jego wnuczki, Maja i Zuzia. Zuzia, młodsza, miała ochotę wystąpić na scenie. Zauważyłam to i zaprosiłam ją do rozmowy. Ona zadawała pytania, a Jurek odpowiadał. To było niezwykłe. Takie sytuacje już się nie powtórzą. Są jedyne.
D.W.: Fajnie, gdy ktoś taki mówi, dlaczego warto działać nie tylko na skalę Wielkiej Orkiestry. Cały czas szukamy osób, które mogą nasze dziewczyny zaskoczyć, zainteresować. W odróżnieniu od innych grup wsparcia dla kobiet wasza jest merytoryczna.
D.W.: Taka jest zasada: ma być o czymś. O rodzinie, sytuacji zawodowej, roli prezydentowej w tym kraju, istotnej, a jak widać, nie zawsze dobrze wypełnianej. O wszystkim, co dla nas ważne. Zawsze jest temat psychologiczny, coś o rozwoju, biznesie, temat medyczny i obyczajowy.
Tworzycie trochę taki magazyn kobiecy, nie drukowany, tylko przeżywany.
D.W.: Raz były zakonnice – siostry „pingwinki”, z którymi rozmawiałyśmy o ich kobiecości. One też mogą być matkami – mają pod opieką dzieci, których nikt nie chce! Myślę, że wielu osobom otworzyły się oczy, gdy usłyszały, co one robią, co potrafią, jakie są dzielne, gdy opiekują się dziećmi niepełnosprawnymi. Czasem warto uświadomić sobie, że inni miewają trudniej. I dają radę.
Fot. Dawid Klepadło
Nie boicie się też kontrowersyjnych tematów. Otwarcie rozmawiacie o seksie, chyba że dziś to nie jest już trudny temat?
D.W.: Skąd! Dalej jest, i to bardzo.
M.K.: O seksie mówił u nas Andrzej Depko. Jego ostatni slajd – że kobieta składa się z kilku przycisków, a mężczyzna ma jeden – uwieczniła telefonami chyba cała publiczność. Kobiety prosiły potem w mailach, żeby następnym razem był dłużej, że jego wykład zmienił ich życie erotyczne. Na kolejnym spotkaniu dostanie więc godzinę. Będzie mówił o tajemnicach kobiecego orgazmu.
D.M.: Nie sądzę, żeby o łóżku rozmawiało się w wielu miejscach, i to przy trzystuosobowej publiczności. Tak otwarcie. Że każda z nas ma jakieś problemy seksualne, że do seksu trzeba dwojga, na czym ten orgazm polega. To są rozmowy, które nie toczą się w domach.
M.K.: Nie boimy się żadnego tematu. Mówimy o seksie, badaniu piersi, ale też mamy menedżerki, które mówią o tym, że szczyty są samotne. Bo tak jest! Odkąd Dorota jest w moim życiu, przestałam czuć się samotna, ale znam to. Ludzie na wysokich stanowiskach, gdy zamykają się drzwi biura, często nie mają się komu wyżalić. Nasze uczestniczki wstają i mówią to.
D.W.: Dlatego Marta wymyśliła, żeby rozmawiać nie tylko ze znanymi ludźmi, ale też z kobietami z widowni. One również są bohaterkami spotkań.
Zapraszacie je na scenę?
M.K.: Tak. I to jest świetne, w rozmowie z Dorotą Wellman czują się jak na kanapie w „Dzień dobry TVN”. Bywa to dla nich sporym przeżyciem.
D.W.: Czego dotąd nie było! Pani Joanna, polonistka na emeryturze, która organizuje świetlicę dla starszych ludzi, pisze bloga i jest cudowna. Była dziewczyna, która miała poważne zaburzenia odżywiania, dziś jest na prostej i pomaga innym…
M.K.: A pamiętasz dziewczynę z Poczdamu? Urodziła niedowidzące bliźniaki… Dzielna Magda.
D.W.: …nikt nie dawał nadziei tym dzieciom, tylko ich matka się uparła: ja wam pokażę. I wyprowadziła te dzieci tak, że dziś są niemal sprawne. To są niewiarygodne, świetne historie, którym towarzyszy przekaz: możesz wszystko. Możesz zmienić swoje życie, możesz zawalczyć o siebie. Nie ma granicy.
Co wy robicie po dniu takiej energii? Góry przenosicie?
D.W.: Jesteśmy zmęczone. Potwornie. Nie tylko my. Dlatego planuje planujemy
regenerować siebie i nasze dziewczyny. Teraz mamy spotkanie 4 kwietnia w Poznaniu i organizujemy dyskotekę. Żeby wyładować napięcie. Bo jednak tam są i płacze, i stresy. Ja będę DJ-em. Zrobiłyśmy już taki eksperyment w Gorzowie. Była muzyka i nagle powiedziałyśmy do dziewczyn: „Tańczymy!”. Wszystkie ruszyły. Bo ludzie potrzebują szaleństwa. I trzeba im na nie pozwolić, podpalić te kobiety, być ich lontem.
Kiedy do was dotarło, że pomagacie ludziom?
M.K.: Ja się za każdym razem szczypię: czy ta Dorota jest naprawdę? (śmiech) Rzeczywiście, jedna z naszych pań zmieniła pracę, inna założyła bloga, kolejna odeszła od męża. Była taka, której szef zagroził, że wyrzuci ją z pracy, jeśli weźmie udział w naszych metamorfozach i zmieni image. I ona mu podziękowała, przeszła metamorfozę dla samej siebie. Jest z nami w kontakcie. Raz wstała dziewczyna, powiedziała, że mąż źle ją traktuje, a ona pierwszy raz ma odwagę wyznać to głośno. Dziewczyny zaczęły bić jej brawo…
D.W.: Takich historii jest mnóstwo. My jednak podchodzimy do nich z uwagą. Nie idziemy na ilość, ale na jakość. Nie planujemy zlotów grupowych, stadionów, gdzie wciska się kity, że „jesteśmy razeeeem”.
M.K.: Ja najbardziej przeżywam małe miejscowości, a jeździmy po całej Polsce.
D.W.: W jednej z nich, w Pakosławiu, to było po strajku w szkołach, nauczycielki były rozgoryczone, że nic nie wywalczyły, że nic nie są warte. Że nic strajk im nie przyniósł, a one nie walczyły o pieniądze, ale o edukację. I nagle cała sala okazała im wsparcie, mur dobrej energii.
M.K.: Przed wyborami rozwinęłyśmy flagę na znak, że muszą iść głosować… Bo tak czujemy. Takie jesteśmy. Chodzimy w dżinsach, lubimy płaskie buty. Niczego nie udajemy.
Fot. Dawid Klepadło
Nie korci was do uprawiania polityki?
D.W.: Nie i nie będzie!
Ale macie misję zmieniania świata.
M.K.: Raczej otwierania oczu. Jeśli choć jedna kobieta wyjdzie z jednym zdaniem, które zmieni jej życie na lepsze, mamy sukces. Zacznie jeść zdrowo albo zacznie uprawiać seks, o jakim zawsze marzyła.
Bywają sytuacje nieprzyjemne?
D.W.: Nie. Choć się różnimy. Ale podkreślamy, że różnorodność poglądów jest ważna. Każdy może wygłosić swoje zdanie. Jesteście potem w kontakcie z tymi dziewczynami?
M.K.: Tak, cały czas piszą do nas. I co cenne, zaprzyjaźniają się między sobą.
D.W.: Takie było założenie Marty, że my mamy łączyć. Poza tym prosimy panie o informacje zwrotne, czego chcą, jakie tematy nie zostały wyczerpane. Poznajemy ich potrzeby i staramy się je realizować. Po dwóch latach spotkań chyba sporo wiecie o polskich kobietach. Czego nam brakuje?
M.K.: Mam wrażenie, że wiemy, czego chcemy, potrzebujemy tylko narzędzi, inspiracji. I zaczynamy siebie kochać, choć jeszcze potrzebujemy inpiracji. I bardzo lubimy usłyszeć: nie musisz być hero, nie musisz być idealna. Patrz, Dorota nie ma rozmiaru 34, i co? Mówi się, że brak nam solidarności, zwłaszcza w pracy.
M.K.: Staramy się uczyć kobiety akceptacji siebie nawzajem, ale w życiu jest miejsce i na stres. Jednodniowa konferencja tego nie zmieni. Daje jednak narzędzia, by sobie pomagać. Dodaje otuchy i radości.
D.W.: Namawiamy kobiety do inicjatyw, na przykład wewnątrzfirmowych. Żeby się skrzykiwały, organizowały wspólne wyjścia na kurs samoobrony czy jogę. Namawiamy szefów firm, żeby byli przychylni takim inicjatywom. I do nas czasem przychodzą całe grupy, pół firmy. Myślę też, że dobrze działa nasz przykład. My się z Martą przyjaźnimy i dziewczyny widzą, że to jest prawdziwe. Grup kobiecego wsparcia powstaje coraz więcej. Są konkurencją dla was?
D.W.: Nie, miejsce jest dla wszystkich. Właściwie to ciągle ich mało. A kobiety szybko weryfikują jakość oferowanych inicjatyw. Myślę, że nie chcą już tylko – żeby nikogo nie urazić – takich spotkań „paniuńciów”. Takich, że jest miło, sympatycznie, ale nic z tego nie wynika. Chcą konkretów. Ale my wspieramy każdą inicjatywę, która pomaga się rozwijać.
Zagospodarowujecie pustkę w wielu życiach.
D.W.: Bo nam się rozciągnęły relacje. Nie znasz sąsiada, bo mieszkasz w bloku, do którego wjeżdżasz przez garaż, potem windą prosto do mieszkania. Kiedyś ludzie robili wiele rzeczy wspólnie. Towarzyskie życie było intensywne. Dziś ludzie się nie spotykają, a człowiek jest przecież stadny.
M.K.: My staramy się inspirować, pokazujemy możliwości. I mówimy, że nie ma co się na rzeczywistość obrażać. Trzeba za nią podążać i próbować nowych rzeczy. Namawiamy, żeby jadły krewetki, szły same do kina, podróżowały po świecie i po okolicy. Żeby nie zamykały się w pracy ani w domu. Żeby uświadomiły partnerów, że potrzebują czasu dla siebie. I że trzeba o to walczyć, nie poddawać się, nie być na usługach rodziny. Trochę podburzacie kobiety.
M.K.: Mężczyźni też do nas przychodzą! Niedawno tata jednej z uczestniczek napisał do mnie e-mail na dwie strony A4. Że nie chciał przyjść, ale że dzięki temu w końcu zrozumiał, o co chodzi w kobiecości. Mój tata, lat 72, stale z nami jeździ. Wielbi Dorotę i wielbi projekt. My namawiamy, aby ludzie dbali o siebie w związkach.Mówimy głośno o partnerstwie i szacunku.
Co jest dla was największym zaskoczeniem?
M.K.: Że to się tak rozkręciło. Już raz w miesiącu ruszamy w trasę.
D.W.: Że nam się cały czas chce, coraz bardziej. Mamy nowe pomysły. Robimy tym dziewczynom niespodzianki, zaskakujemy je gośćmi. Ale moje największe zdumienie budzi to, że z tak przypadkowego spotkania – mojego z Martą – mogła narodzić się taka inicjatywa. Która do tego zlepiła nasze rodziny. Coraz więcej nas łączy, wyjeżdżamy razem na wakacje, dbamy o siebie.
Co dalej? Snujecie wizje, co będzie za dziesięć lat?
M.K.: Nie, cieszymy się chwilą. Nie stawiamy sobie celów – na przykład, że za dwa lata ma być 20 tys. uczestników. Chcemy przeprowadzić jak najwięcej rozmów, bo każda jest interesująca.
D.W.: Najważniejsze, że jeździmy do ludzi, którzy nas chcą. I dopóki będziemy miały siły, dopóty będziemy w trasie. Jak Cyganie.
Dziewczyny, tak szczerze… co wam to daje?
M.K.: Mnóstwo energii. To nie slogan, że gdy się dobro daje, to ono wraca. A my dużo dostałyśmy. Jesteśmy z Dorotą wdzięczne za to, co dostałyśmy od życia i szanujemy to.
D.W.: Jeśli ma się możliwości, to trzeba się dzielić. To, co robimy, to kobieca sieć dobrej energii.
Stylizacja: Jan Catapano
Makijaż: Kinga Kowalska, wizażystka NEO Make Up
Włosy: Paulina Krynicka, stylistka KEVIN.MURPHY