W latach 60. kochano nosić zapach przy sobie, a dziś ma być jak rozchodzące się na wodzie kręgi i dosłownie zapowiadać nasze przybycie. Co zmieniło się w preferencjach zapachowych na przestrzeni kilku pokoleń i dlaczego – mimo że jesteśmy otoczeni mnogością zapachów – coraz częściej wolimy odciąć się od woni drugiej osoby? Na te pytania odpowiada Marta Siembab, jedyny w Polsce senselier.
Fashion Magazine: Dlaczego zapach jest tak ważny w naszym życiu?
Marta Siembab: Węch jest ewolucyjnie najstarszym zmysłem. Jesteśmy w stanie odczuwać zapachy już w trzecim miesiącu życia płodowego, mimo że nie mamy jeszcze kontaktu z powietrzem. Zmysł węchu informuje nas o tym, czy w po- bliżu jest coś do zjedzenia, czy gdzieś nie czai się drapieżnik, lub czy w okolicy znajduje się przedstawiciel naszego gatunku, ale odrębnej płci, z którym chcemy mieć potomstwo. Preferencje zapachowe powstają na zasadzie warunkowania. Możemy założyć, że każdy zapach jest z definicji neutralny. O tym, jak będziemy go odbierać, zależy częstotliwość, z jaką stykamy się z danym zapachem. Nasz mózg uważa zapach nowo poznany za nieprzyjemny. Im częściej jednak będziemy się z tym zapachem stykać i o ile nie pojawi się żadna negatywna emocja z nim związana, ten zapach będzie się stawał dla nas chociażby neutralny. A możliwe, że nawet przyjemny.
W jak dużym stopniu zapach wiąże się z emocjami?
Emocja i pamięć tej emocji działa automatycznie i nie jesteśmy w stanie się przed tym obronić. Dlatego lubimy zapachy wiosny, kiedy ziemia zaczyna rodzić, rośliny pączkują, kwitną. To atawistyczna reakcja na czas wschodzących plonów i sygnał dla mózgu, że będzie co jeść. Lubimy zapach po deszczu, gdy w powietrze wzbijają się zarodniki roślin. Niesie on za sobą ogromny ładunek emocjonalny! Najczęściej najsilniejsza re- lacja emocjonalna, która została zakodowana w naszym mózgu razem z zapachem, jest niewymazywalna, chyba że pojawi się intensywniejszy i silniejszy bodziec emocjonalny, który to wspomnienie zmieni. Stąd bardzo mocny związek zapachu z konkretnymi pokoleniami. Ludzie z pokolenia X kojarzą święta Bożego Narodzenia z pomarańczami. Ja jadłam pomarańcze raz w roku, właśnie na Gwiazdkę, natomiast dla kolejnych pokoleń pomarańcze to zwykły element śniadania i nikt nie kojarzy tego ze świętami.
Istnieje więc międzypokoleniowa zmiana upodobań zapachowych?
Zdecydowanie. Najsłabiej widać to na przełomie pokoleń baby boomers i pokolenia X. Ja (lat 40) i moja mama (lat 60) mamy wspólne wspomnienia zapachowe, ponieważ rzeczywistość na- szego dzieciństwa była równie uboga. Młode Y-ki mają o wiele szerszy wewnętrzny krajobraz zapachowy, ponieważ z otwarciem rynku pojawiły się nowe kosmetyki i rzeczy do jedzenia czy picia.
Czy młode pokolenie jest przestymulowane zapachami, a przez to mniej na nie wrażliwe?
Nie, osoby z pokolenia Z (czyli dzisiejsze dzieci i młode nastolatki) mają większą szansę uświadomić sobie istnienie zapachu, dowiedzieć się czegoś o nim i odkryć w sobie pasję do niego. Woń staje się dla tego pokolenia czymś tak naturalnym, jak Internet czy media społecznościowe. Moje pokolenie wychowywało się w otoczeniu ubogim w zapachy, więc każdą woń można było łatwiej zauważyć. Młodym osobom jest dziś trudniej znaleźć zapachy, które mają znaczenie, ponieważ obecnie pachnie większość rzeczy. A dwadzieścia lat temu były dwa pachnące mydła! To paradoks. Ostatnio w Mediolanie kupiłam pastę do zębów o zapachu jaśminu i znalazłam w tej samej drogerii aromatyzowane tampony. Zastanawiam się, kto miał taki pomysł, żeby substancjami zapachowymi nasączyć coś, co wkłada się do ciała.
Jakbyśmy wszystko chcieli przykryć zapachem…
Często tak jest. Unikamy kontaktu z naturalnością. Nie chodzi tu jednak o brak higieny. Nikt nie lubi czuć w oddechu swojego współpracownika menu z całego zeszłego tygodnia ani siedzieć obok osoby, która właśnie przebiegła 10 km i nie wzięła prysznica, ale faktycznie się odwaniamy. Jednak dotyczy to tylko pewnych stref, grup społecznych, konkretnych miejsc i środowisk. Mam wrażenie, że młodzi ludzie próbują się odwaniać najczęściej w dużych miastach. Dla nich np. zapach oddechu czy potu innej osoby budzi wręcz reakcje lękowe, stres. W amerykańskim angielskim jest takie pojęcie „BO”, czyli Body Odour. Oczywiście higiena to podstawa, ale z drugiej strony pewne rzeczy na ciele pachną i te zapachy tworzą więzi między ludźmi. Nie wszyscy uciekamy od naturalnych zapachów. Na pewno każda matka pamięta, jak pachniała główka jej dziecka. Ale od obcych nam osób nie chcemy czuć zapachu.
Czy to wpływa na wybory konsumentów?
Młode pokolenie preferuje pewien rodzaj zapachów, pewne kombinacje, inne niż po- kolenie X. Czy nastąpiła radykalna zmiana upodobań?
Radykalna nie, ale są pewne rzeczy, które te pokolenia różnią. Przede wszystkim pokolenie Y (dzisiejsi 30-latkowie) jest bardziej otwarte na wonie, które pochodzą od tzw. synthetic smells, czyli zapachów sztucznych. Jeśli mówimy o zapachach owocowych, myślę, że bardzo trudno byłoby znaleźć 60-latkę, która lubi owocowe zapachy. I nie dlatego, że owocowe zapachy nie przystoją dojrzałej kobiecie, tylko dlatego, że w czasach swojej młodości nie miała możliwości ich poznać. W latach 60. pachniało się głównie Orientem, więc kobiety w wieku 60 lat pachną głównie nim. Kolejnymi przykładami są zapachy morskie, które pojawiały się w latach 90. Nie wyobrażam sobie mężczyzny urodzonego w latach 50., który będzie się lubował w perfumach o zapachu melonowo-ogórkowym. Wybierze raczej klasykę ziołowo-kumarynową (słodko-gorzką) albo nuty drzewne, jakimi pachniał jego ojciec. Pokolenie baby boomers i pokolenie X nauczono lubić zapachy pochodzące z natury. Zioła, kwiaty, żywica, piżmo czy cyber, ambra to dla nich wonie przyjemne.
Pokolenie Y woli te bardziej przemysłowe/syntetyczne, szybkie, śliskie, przestrzenne, morskie, owocowe. Takie zapachy cyfrowe szybko roznoszą się w powietrzu. Wcześniejsze pokolenia preferowały raczej te cięższe, które były bliżej. Pokolenie Z wraca znowu do preferencji własnych dziadków, czyli prostych, naturalnych zapachów. Nie są to do końca perfumy botaniczne, bo nie składają się w pełni z naturalnych składników, ale część marek bardzo upraszcza swoje receptury. Ich kompozycje pachną raczej jak ziołowo-kwiatowe mgiełki do twarzy i ma się wrażenie, że jest to coś, co także pielęgnuje skórę. Młode pokolenia wolą zapachy, które idą jak kręgi po wodzie, czyli rozprzestrzeniają się dookoła i wszyscy je czują. Dla starszych pokoleń ważniejsza jest trwałość, a dla Y – projekcja, czyli w jakiej odległości odczują zapach.
Jakie tendencje panują w tym sezonie? Co jest w modzie?
W tym roku jest inaczej niż zwykle. Do tej pory komunikowało się konkretne składniki albo konkretne grupy składników – konkretne akordy. Teraz nie mówi się o składnikach czy akordach, ale raczej podkreśla się samą filozofię zapachu. Myśl przewodnią, którą kierował się perfumiarz, kreując dany zapach. Tutaj wyłaniają się trzy główne trendy. Pierwszym są tzw. niespodziewane połączenia – komponujemy ze sobą składniki z rodzin, których się wcześniej nie łączyło w pary, np. sorbet ananasowy i różowy pieprz albo lawendę (zapach typowo męski) i piwonię (zapach typowo damski) czy porzeczkę i rozmaryn. Szuka się zaskakujących połączeń po to, by przyciągnąć klientów. Drugi trend to nowoczesne klasyki. Tutaj wracamy do sprawdzonych rozwiązań, które działają od wieków. Opieramy się na historii perfumiarstwa, wracamy do tradycyjnych metod pozyskiwania składników, odtwarza się wielkie dzieła. Było to widać na ostatnich targach w Mediolanie. Marka Jacques Fath wskrzesiła zapach irysa, który był ich sztandarowym produktem. To wielka premiera kompozycji sprzed lat. Jest skórzano-ziemista, srebrzysta, zamszowo-gorzka, pudrowa. Wyprodukowano zaledwie 150 sztuk zapachu, a jeden flakon kosztuje 1500 euro. Często wychładza się klasyczne zapachy. Czyli do tych bardzo treściwych, kwiatowych, kobiecych dodaje się bardzo chłodną nutę, np. ozonu, albo lodu. Trzeci trend to celowe zakłócenia, wrzucanie składnika nie z tej bajki. Te zakłócenia mają nas wybić z rytmu. Bardzo ciekawym przykładem jest zapach Muglera, Aura. Drzewny, z akordem… pasty do podłogi. Pojawia się więc zgrzyt. O ile w pierwszym trendzie chodzi o zaskakujące połączenia, gdzie wykorzystujemy zapachy wcześniej niewystępujące razem, o tyle w ostatnim, czyli celowych zakłóceniach, chodzi o to, żeby w harmonijnie zbudowanej całości raptem pojawiła się jakaś inna, bardzo intensywna nuta. Na przykład espresso w bardzo kwiatowym zapachu.
W jakim kierunku zmierza kreowanie zapachów? Czy ciebie coś jeszcze potrafi zaskoczyć?
Ostatnio odwiedziłam targi perfumiarstwa niszowego w Medio- lanie. Zaznaczyła się tam wyraźna tendencja zapożyczania z rynku spożywczego. Firma "Perfume Sucks" z Zurychu zaprezentowała pierwsze na rynku jadalne perfumy – cukierki nasączone akordem pojawiającym się w jednym z zapachów tej linii. Zostawiają perfumowany posmak na ustach i języku, tzw. Flavor Kiss, który już stał się hasztagiem.
Jak my w Polsce będziemy pachniały w tym roku? Jakie będą dominujące nuty?
Myślę, że wszystkich uspokoi wiadomość, że będzie tak, jak zawsze: zrobi się bardziej świeżo, bardziej kwiatowo-owocowo, bardziej morsko i kolorowo. Gdy na zewnątrz jest ciepło, często szukamy zapachów chłodu, i odwrotnie, gdy robi się duszno, szukamy czegoś, co nas orzeźwi. To są nasze naturalne sensoryczne potrzeby. Chcemy, żeby było jaśniej, lżej i bardziej rześko.
Czyli z zapachami jest jak z piosenkami?
Zdecydowanie. Lubimy te piosenki, które znamy. Wszystko się będzie zmieniać, ale i tak wrócimy do naszych zapachów. Michael Edwards, autor klasyfikacji zapachu, powiedział, że nawet osoby, które są bardzo otwarte na wonie, pasjonują się nimi i twierdzą, że lubią różnorodność, mają w swojej kolekcji w większości kompozycje, które pochodzą z jednej albo maksymalnie dwóch rodzin zapachowych.
Artykuł pochodzi z Fashion Magazine (wydanie 2018 rok)