MODA

Nowy w branży

28.02.2023 Michał Zaczyński

Nowy w branży

W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z niezwykłym mężczyzną, który o szpilkach wie więcej niż niejedna kobieta. 

Inżynier, w wolnych chwilach trener amatorskiego futbolu. Uwielbia porsche, jak to facet. Amerykanin, od ponad dekady żyje w Niemczech. 62-letni mąż, ojciec trójki dzieci i dziadek czwórki wnucząt. I wschodząca twarz (czy raczej nogi) modelingu z racji umiłowania do noszenia szpilek. Pierwszy raz założył je dzięki swojej dziewczynie, 40 lat temu. Zaledwie od pięciu nosi je na co dzień. Za to z jakim efektem! O tym, co mu dają emocjonalnie i finansowo, o tolerancji, wygodzie i pogaduszkach z Rihanną z Markiem Bryanem rozmawia Michał Zaczyński.

Wygodnie Ci w szpilkach?

Jeśli się w nich męczę, to zmieniam na buty sportowe. Nie możesz przecież nosić szpilek 24 godziny na dobę. Ale dziś dałem radę. Wytrzymałem na obcasach cały dzień.

Bywa, że chodzisz w nich po boisku ?

Skąd! Nie da się chodzić w nich po murawie. Nie wiem, czemu ludzie tak często mnie o to pytają.

Bo na Instagramie widzą cię zawsze w szpilkach, a nigdy w trampkach?

Kiedyś jednak te szpilki trzeba zdjąć.

Kiedy?

Ja swoje zdejmuję zwykle po ośmiu, może dziesięciu godzinach, gdy wracam z pracy. To w tygodniu. W weekendy zaś zakładam je tylko wtedy, gdy dokądś wychodzę.

Głównie zatem nosisz je w biurze. Inżynieria to stereotypowo męska dziedzina. Opowiadałeś w wywiadach, że koledzy do twoich stylizacji się przyzwyczaili. Pracujesz też z kobietami?

Z kilkoma. Kobiet jest może piętnaście w całym moim departamencie.

Noszą szpilki?

Jedna lub dwie. Reszta wybiera buty płaskie.

Zatem jesteś bardziej tradycyjny od kobiet, które w pewnym momencie uznały, że dosyć mają obcasów i wywalczyły sobie poluzowanie rygorów korporacyjnego dress code’u. Jak one reagują na twoje szpilki?

Zasadniczo są nimi zaciekawione, zawsze czekają na nowy model, pytają, skąd je mam, jaka to marka. A co do dress code’u, dostosowuję się do niego. Nasza firma ma tylko jeden istotny wymóg: by spódnica lub sukienka kończyły się co najmniej osiem centymetrów przed kolanem. Nie może być krótsza. I ja go spełniam. Stosuję zasadę, że to co obowiązuje kobiety, obowiązuje i mnie.

Koleżanki wiedzą, jak drogie potrafią być twoje szpilki?

Wiedzą, że większość z nich dostaję. Gdybym im powiedział, że kosztują fortunę i kupuję z własnej pensji, mogłyby się skrzywić.

A często dostajesz?

Dosyć, choć nie traktuję ich jako prezentów. Raczej jako sample, wzory. Robię sobie w nich zdjęcia, wrzucam do serwisów społecznościowych, pochodzę przez kilka tygodni i odsyłam, by otrzymać nowy model. To dobra praktyka, bo dzięki temu zawsze noszę wzory na czasie. Zostawiam sobie tylko te najładniejsze. Teraz na przykład dostaję cyklicznie louboutiny.

Ile masz par?

Wcześniej koło czterdziestu, teraz, gdy bliżej współpracuję z markami, może drugie tyle. Głównie tych drogich.

Które cenisz najbardziej?

Model z moim nazwiskiem, który wyprodukowała pewna firma z Bostonu. Oraz parę szpilek Christiana Louboutina, którą dostałem od fanki. Napisała: „Wysyłam ci je jako dowód, że kobieta także może kupić facetowi szpilki”. Cudowna historia!

Przeprowadzałem kiedyś wywiad z Louboutinem. Przyznał mi, że jego szpilki zwykle są po prostu niewygodne. Twoim zdaniem to prawda czy kokieteria?

Wszystkie te, które zakładasz po raz pierwszy, są niewygodne, ale dobrze wyprawiona skóra wysokiej jakości się rozciąga i po kilkukrotnym założeniu stają się wygodne. Mowa o szpilkach do noszenia w biurze, na 8,5- lub 10-centymetrowym obcasie. Bo te o wysokości 11 czy 13 centymetrów zawsze będą koszmarem, bez względu na markę. Po prostu budowa stopy, kostki, łydki uniemożliwia komfort noszenia takich butów. Można się w nich zabić.

Zdarzyło ci się to?

Prawie. W moich pierwszych szpikach. Były naprawdę niedrogie i pękł jeden z pasków. Akurat schodziłem ze schodów. Miałem szczęście, że byłem na ostatnim stopniu, bo mogłoby być źle.

Nie zniechęciło cię to do szpilek?

Zniechęciło do tych tanich. Postanowiłem nigdy więcej takich nie kupować. Poza tym nigdy nie upadłem, nawet zimą, na śniegu i lodzie. Czasem tylko trochę się ślizgam, ale ogólnie mam dobre wyczucie równowagi.

Czy pasja do szpilek przełożyła się na twoje zainteresowanie tym, jak wygląda ich produkcja, jakie są obuwnicze trendy?

Najpierw tylko je nosiłem i czerpałem z nich radość. Owszem, marzyłem, że pewnego dnia przejdę się – powiedzmy – w modelu od Jimmy’ego Choo, ale wystarczało mi to, że chodzę na obcasach. Kiedy jednak zacząłem nosić buty od projektantów, zrozumiałem, czemu są drogie. Zobaczyłem i poczułem różnicę wykonania, jakość, skórę, jakiej używają, wyważenie, kopyto. Tego wszystkiego nie da się porównać z butami lichymi.

Osiągasz zatem porozumienie dusz z bohaterkami „Seksu w wielkim mieście” uganiającymi się przez pół Nowego Jorku za parą luksusowych szpilek?

Serialu nie oglądałem, dopiero niedawno zobaczyłem dwa czy trzy odcinki i dowiedziałem się, kto to Carrie Bradshaw. Podczas mojej pierwszej sesji zdjęciowej, towarzyszącej rozmowie w magazynie „Interview” (z marca tego roku, zrealizowanej w Berlinie – Bryan pozował m.in. w limonkowej mini od Ioannes i spódnicy z halką od Marni; w sesji użyto także ubrań i dodatków od Diora, Givenchy i Lanvin – przyp. MZ), ludzie wykrzykiwali, że wyglądam jak ona. Musiałem więc sprawdzić, kim jest i jak się nosiła.

Nie jesteś więc też fashion victim.

Jeszcze nie. Ale zaczynam rozumieć, co muszę zrobić, by osiągnąć większy sukces i wyżej się pozycjonować – nosić bardziej urozmaicone buty i ubrania. Przykład: zwykle trzymałem się ołówkowych spódnic. Gdy pięć lat temu zobaczyłem Meghan Markle w serialu „W garniturach”, gdzie grała Rachel, olśniło mnie. Pomyślałem, że dokładnie tak samo chcę wyglądać w biurze. W spódnicach i szpilkach pokazała swoją kobiecość przez pryzmat siły. Spódnica sprawia też, że szpilki okazalej się prezentują. Zwłaszcza gdy masz zgrabne nogi! Dziś jednak wiem już, że muszę też pokazywać się w czymś ciekawszym – może plisy, sukienki trapezowe? Zależy mi, by marki, z którymi mógłbym współpracować, widziały, że wyglądam dobrze we wszystkim, co założę.

To na pewno! Jesteś twarzą kampanii marek odzieżowych, udzielasz wywiadów w prestiżowych magazynach, jak choćby założone przez Carine Roitfeld „CR Fashion Book”, stałeś się poniekąd człowiekiem mody. Zostawisz swoją obecną pracę inżyniera?

Jeśli zacznę zarabiać jako influencer, to czemu nie? Jestem inżynierem od 35 lat, zostało mi jeszcze kilka do emerytury. Jeśli moda okaże się moją nową pełnoprawną karierą, odejdę. Moda to zupełne przeciwieństwo mojego środowiska i tego, co robię zawodowo. A zajmuję się wszystkim, co wiąże się ze zautomatyzowanym pakowaniem: towar do pudełka, pudełka do kartonu, kartony do palet i tak dalej. Dzięki modzie tymczasem poznaję wiele fascynujących osób, których inaczej nigdy bym nie poznał. Fotografowie, makijażyści, styliści, przedstawiciele marek odzieżowych. Poznałem na przykład Marka Jacobsa.

Na razie na modzie nie zarabiasz?

Zarabiam, ale niewiele. Nie zbliżam się do kwoty, jaką wyciągam w swoim zawodzie. Ale spokojnie, wszystko to dzieje się ledwie od dziesięciu miesięcy. Rok temu o tej porze miałem tylko dwustu followersów na Instagramie, a dziś pół miliona! Dużo marek nawet o mnie jeszcze nie wie. Jestem nowy w tej branży. Pewnie patrzą, jak długo będę robił to, co robię, czy się nie zniechęcę, czy warto we mnie inwestować. A ja się nie zniechęcę i zostanę na dłużej, nawet jeśli nic z tych współprac nie wyjdzie. Wierzę bowiem, że oswajam wiele osób z ich lękami i skrępowaniem. Dodaję im odwagi, że mogą nosić, co chcą, i wyglądać, jak chcą.

Często dziękują ci za wsparcie i inspirację. To zatem twoja misja?

Tak. Początkowo chciałem tylko dokumentować na Instagramie, co nosiłem danego dnia, ale szybko zauważyłem, że pomagam innym. Daję im siłę i motywację. To szalenie satysfakcjonujące.

Gdy zacząłeś nosić szpilki, była to jeszcze relatywnie nowość, dziś wpisuje się w ogólny klimat równouprawnienia, rezygnacji z podziałów. Czujesz się pionierem?

Zawsze myślałem, że ubrania i dodatki nie powinny mieć płci. Pamiętam, że w latach 70. ubiegłego wieku chodziłem do szkoły w baggy pants i butach na platformach, w stylu tych, jakie nosili chłopaki z zespołu Kiss. Dlatego, gdy po raz pierwszy założyłem klasyczne szpilki, nie poczułem się nieswojo. Przeciwnie, uważałem, że nie ma nic złego w tym, co robię.

Inni mogli być (i pewnie sporo nadal jest) innego zdania.

Nie obchodzi mnie, co myślą inni. To jest mój fashion statement. Bywają mężczyźni, którzy noszą damskie ubrania, by podkreślić jakiś swój aspekt kobiecości; mają taką potrzebę i świetnie, proszę bardzo. Ja go nie mam. Nie pokazuję kobiecości, tylko to, że można nosić szpilki i spódnice i być męskim. Tak samo sporo kobiet zwierza mi się, że chciałyby nosić męskie ubrania, ale nie chcą być postrzegane jako chłopczyce. Mówię im, by się tym nie martwiły. Możecie nosić choćby smokingi i nadal wyglądać kobieco. To nie ma nic wspólnego z seksualnością ani z tym, czy jesteś homo, hetero czy bi. To naprawdę tylko ubrania, tylko buty.

Albo aż buty. Kobiety mówią, że wysokie obcasy dają im poczucie władzy. Tobie też?

Tak, w tym sensie, że szpilki dają trudne do zdefiniowania duże poczucie pewności siebie. A to już jest blisko poczucia władzy. Stojąc w nich, myślę sobie: skoro mogę nosić szpilki, to mogę wszystko.

Ale nietolerancji jest dużo. Doświadczyłeś jej?

Niczego strasznego. Ale też większość czasu spędzam w Europie, do USA przyjeżdżam kilka razy i tam bardziej uważam. Wiem, w które rejony lepiej nie zapuszczać się w szpilkach, jeśli życie mi miłe. Amerykanie jako społeczeństwo nadal są poddani rozmaitej segregacji, są mniej tolerancyjni, podczas gdy w zachodniej Europie różne kultury i rasy mieszają się i żyją razem. Mało kto się dziwi inności, bo do niej przywykł. Owszem, zdarzały się w Niemczech jakieś zaczepki pijanych facetów, ale nie zwracam na to uwagę. Nie zamierzam reagować ani dyskutować, bo nie ma o czym.

Nie każdy, kto się wyróżnia, ma takiego farta.

Może to dlatego, że jestem bardzo pewny siebie. To pomaga. Jeśli nie bije z ciebie pewność, pokazujesz lęk, możesz mieć przechlapane. Ludzie atakują, gdy czują słabość. To predatorzy. Dlatego często są atakowane osoby homo- i transseksualne. Za orientację, czyli za to, że są mniejszością, a nie za ubranie. Tymczasem człowiek to człowiek. Czarny, muzułmanin, gej, żyd, chrześcijanin – nie ma to znaczenia. Każdy zasługuje na szacunek.

To smutne, że nadal musimy o takich oczywistościach mówić.

Musimy, bo ludzie nie mogą mieć dość rozmów o tolerancji. Tyle jest na świecie nienawiści, tyle form opresji i osób, które chcą zmusić nas do określonych zachowań, ról i wyglądu. Potrafi przyjąć to przerażającą formę, popatrz na to, co się dzieje w Afganistanie. Jeśli ja mogę otworzyć umysł choćby jednej osobie, która pomyśli: „OK, on po prostu nosi spódnice i szpilki”, to może ona zmieni w podobny sposób kolejną.

Rodzina cię wspiera?

Bardzo! Córki są moimi największymi fankami, najmłodsza zawsze mi raportuje, kto ze znanych osób zaczął mnie obserwować na Instagramie, co bardzo ją cieszy. Ostatnio przybiegła przejęta, że zaczęła mnie śledzić Rihanna.

Też bym się przejął.

Nie miałem o tym pojęcia! Niestety nie poznałem Rihanny osobiście, ale pisaliśmy kilka razy do siebie. Starsza córka doradza mi w kwestiach stroju, pożycza szpilki, syn komplementuje. Jest wesoło.

A najzabawniejsza reakcja na twoje kiecki i szpilki?

Bywa, że czuję czyjś wzrok na plecach, odwracam się i w oczach faceta, który patrzył na mnie, myśląc, że jestem kobietą, widzę bolesne wręcz rozczarowanie. Mnie to bawi, ich pewnie nie. Biedni!