MODA, STYL ŻYCIA

Nie suknia zdobi człowieka…

22.02.2015 Redakcja Fashion Magazine

Nie suknia zdobi człowieka…

Jestem na balu. Pierwszym od bardzo dawna. Nie daję zbyt dobrego przykładu. Jak zwykle, z braku  czasu, występuję w czarnej sukience przyozdobionej naszyjnikiem Giampiero Alcozera zwanym przeze mnie „Smutną historią miłosną”, o którym napiszę następnym razem. Ustawiam się z lampką wina musującego za kolumną, celem prowadzenia obserwacji naszyjników. Wolałabym przyglądać się pierścionkom, ale jeszcze ktoś pomyśli, że mi odbiło… albo że mam zamiar coś ukraść. Suknie są imponujące. Purpurowe, czerwone, srebrne, złote, czarne, turkusowe, koronkowe, błyszczące, tiulowe, z dużymi dekoltami, z małymi dekoltami, stójkami, łezką czy odkrytymi plecami. Do tego dorzucona garść diamentów – delikatny naszyjnik lub stroik na głowie. A czasem po prostu coś dużego, ale bez „duszy”. Nie jest to żadne modowe kryterium, ale po prostu omiatam te wielkie cosie nie-wiadomo-czego wzrokiem i czekam na cud. Spumante robi się jakby bardziej kwaśne. Gdzie szukać inspiracji? Błyskotki z Zary mieszają się z delikatnymi ozdobami ze sklepów z Mokotowskiej. Piękne same w sobie, ale na bal karnawałowy? Już mam zamiar odpuścić. Nie chce mi się. Przyjaciele machają na mnie zniecierpliwieni. Wtedy wydarza się cud. Na czerwonym dywanie pojawia się kobieta, której wiek sprawia, że paparazzi nie wyrażają nią zainteresowania. Ma na sobie prostą, ołówkową suknię w kolorze brązowym (!), która delikatnie przylega do jej szczupłej sylwetki. Ciemnokasztanowe włosy ma upięte w prosty kok. Żadnego tapira czy loków. Wygląda trochę jak bohaterka francuskich filmów. A może tak ją sobie wyobrażam… Trochę nietutejsza. Ale to nie o suknię chodzi.

Dries Van Noten SS 2009

Jej szyję oplata zjawiskowy naszyjnik. Jest niewiarygodnym, niezapomnianym wytworem ludzkiej wyobraźni. Mnóstwem złotych kul, kuleczek i obręczy nanizanych gęsto na wstążkę. Nabrzmiałych, bogatych, tworzących zbitą sieć wokół jej szczupłej szyi, które w końcu przekształcają się w pięć czy sześć ogromnych, ułożonych asymetrycznie kul. Hipnotyzujący, dominujący, zdobny i olśniewający. Stoję jak wryta. Jest rok 2008 – rok, w którym po raz pierwszy ujrzałam naszyjnik projektu Driesa Van Notena, niezwykłego Belga,  członka Antwerpskiej Szóstki. I zakochałam się w nim. Zarówno w wersji złotej, srebrnej, jak i mieszanej. Na zawsze, choć na razie bez wzajemności.