MODA, STYL ŻYCIA

Nie boję się tylko działam – rozmowa z Andrzejem Bargielem

26.02.2023 Katarzyna Montgomery

Nie boję się tylko działam – rozmowa z Andrzejem Bargielem

W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z Andrzejem Bargielem. 

Fashion Magazine nr. 74

Bałaganiarz w życiu prywatnym, perfekcjonista na stoku. Wie, że góry nie wybaczają nieprzygotowania, bo się w nich wychował. Z Andrzejem Bargielem, narciarzem wysokogórskim, himalaistą i ratownikiem TOPR, rozmawiamy o odwadze i strachu, radości ze wspinaczki i o tym, dlaczego kilka tysięcy razy wchodził na Kasprowy.

Jakie to uczucie, kiedy stoisz w górach, w otwartej wielkiej przestrzeni i w jednej chwili zasypuje cię śnieg z lawiny?

Zatrzymuje się wszystko. Nagle robi się cisza. Odpływasz po chwili, bo nie masz tlenu. Kiedy śnieg jest ciężki, czujesz się jakbyś był w betonie, nie możesz ruszyć nawet małym palcem. Ciśnienie jest tak ogromne, że zrywa z ciebie ubranie. Na szczęście wtedy, gdy znalazłem się na minutę pod lawiną, którą wywołał śmigłowiec, trwały zawody i pomoc przyszła szybko. To było w Alpach.

W górach trzeba się bać, żeby zachować ostrożność, a o tobie mówią, że się nie boisz.

Każdy się boi, ja też i ten mój strach powstrzymuje mnie przed popełnieniem szaleństwa. Zawsze dobrze się przygotowuję, a kiedy mam plan i poczucie, że wszystko mam pod kontrolą – nie boję się, tylko działam. Realizuję to, co zamierzyłem, ale najpierw odpowiadam sobie na wszystkie pytania związane z bezpieczeństwem. Jeśli nie znam odpowiedzi, nie podejmuję ryzyka.

Zjeżdżając ze szczytu, chyba nie da się wszystkiego przewidzieć. Co może zaskoczyć cię po drodze?

Zanim zjadę z góry, najpierw na nią wchodzę. Podczas podejścia sprawdzam teren, poznaję go jak najdokładniej i dzięki temu wiem, czego się spodziewać. Gdyby warunki podejścia były zbyt trudne, to bym nie zjechał. Muszę cały czas obserwować przyrodę, opady śniegu, siłę wiatru i jego kierunek, zmiany temperatury – to wszystko ma wpływ na warunki zjazdu i trzeba umieć się w tym odnaleźć, żeby podjąć właściwą decyzję.

Musisz być totalnie skoncentrowany.

Wychowałem się w górach i naturalnie, niemal intuicyjnie wyczuwam panujące w nich warunki.

W wywiadach jesteś przedstawiany jako bałaganiarz w życiu codziennym, ale gdy pokonujesz na nartach najwyższe szczyty, stajesz się innym człowiekiem i dbasz o najmniejsze szczegóły.

Potrzebuję wyzwań, bo wtedy mam motywację do działania. Moje bałaganiarstwo i spóźnialstwo wynikają z tego, że staram się załatwić jak najwięcej spraw naraz i nie zawsze mi się udaje to spiąć. Zawsze za to jestem w niedoczasie. Żartowałem ostatnio ze znajomą, która też wychowała się w górach, że to efekt dzieciństwa, w którym rytmu dnia nie wyznaczał zegarek, ale obowiązki, które płynnie przechodziły jedne w drugie. Poczucie czasu dla nas nie istniało. Co nie oznacza, że teraz go marnuję, po prostu dużo rzeczy się dzieje, a jeśli każda sprawa się przeciągnie o 10 minut, to nagle robi się półtorej godziny. Wciąż staram się nauczyć umiaru w tej kwestii, chociaż gdybym tak nie funkcjonował, pewnie połowy rzeczy nie zrobiłbym w życiu. A tak upycham je jak się da i sporo udaje mi się zrealizować.

Po co ci te wyzwania?

Jestem leniwy i jeśli nie mam misji, nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mam poczucie straconego czasu, kiedy leżę na przykład na plaży. Od rana muszę mieć cel, bo inaczej szybko zrobi się południe.

Trzy lata temu jako pierwszy człowiek na świecie zjechałeś z K2 (8611 m n.p.m.) na nartach. Skąd taki pomysł?

To naturalny rozwój mojej pasji. Kiedy zobaczyłem tę górę, pojawiła się inspiracja, ale jednocześnie bałem się nawet myśleć o tym, że chcę z niej zjechać. Skala tej ściany sugerowała, żebym tego nie robił, ale doświadczenie podpowiadało, że to jest fizycznie możliwe. Zająłem się innymi projektami, ale w pewnym momencie poczułem, że trzeba spróbować, bo czułem, że wystarczająco rozwinąłem się w narciarstwie wysokogórskim. Wiele osób było przerażonych, ale ja wiedziałem, że to nie jest szaleństwo, tylko racjonalna decyzja. Nie rozmawiałem o tym z innymi, nawet z najbliższymi, tylko z osobami, które miały mi towarzyszyć w wyprawie.

Brałeś pod uwagę możliwość wycofania się ze zjazdu z K2 czy Broad Peak?

Oczywiście lubię to, co robię, ale jestem szczęśliwym człowiekiem i dobrze mi się żyje na tym świecie. Dla mnie wartością jest możliwość przebywania w górach – już to daje mi sporo satysfakcji.

Miałeś kiedyś chwilę zwątpienia w trakcie zjazdu, myśl, że szkoda, że nie można zawrócić?

Nie dopuszczam takiej możliwości, dlatego trasę i warunki wcześniej dokładnie sprawdzam. W wysokich górach nie można eksperymentować.

Idąc pod górę, wydeptujesz sobie ścieżkę w dół?

Podchodzę trzy godziny, a zjeżdżam najwyżej trzy minuty, dlatego na ile to możliwe, poznaję krok po kroku miejsce zjazdu, oceniam bezpieczeństwo. Planuję czas przejazdu kolejnych etapów, dobieram go do wysokości, nasłonecznienia stoku, pory dnia i temperatury.

Zjechałeś i co czujesz?

Satysfakcję zależną od skali trudności zadania. W kilkuminutowy zjazd wkładam mnóstwo czasu i serca, wiele mnie to kosztuje, więc cieszę się, kiedy wszystko się uda. Schodzi ze mnie stres po tym, gdy w ułamkach sekund muszę podejmować ważne decyzje. Czuję ulgę, że już jest po wszystkim, że jestem w bezpiecznym miejscu i mogę wracać do domu. To olbrzymia dawka szczęścia. Wiem wtedy, że po raz kolejny zrobiłem coś, w co nawet sam powątpiewałem, ale dzięki mojej pracy zrealizowałem. Wbrew niedowiarkom wierzę, że to ma sens.

Góry są piękne, bo…

Można znaleźć w nich spokój i harmonię, cenię te olbrzymie przestrzenie i to, że mogę tyle czasu w nich spędzać.

Masz też misję z nimi związaną. W projekcie Hic Sunt Leones (łac. tu są lwy) chcesz odczarować stereotyp himalaisty męczennika.

Czuję się dobrze w górach, nie męczę się w nich i nie walczę o przetrwanie, dlatego narciarstwo wysokogórskie uważam za radosną dyscyplinę sportu, kolejną formę aktywności górskiej. A zjazd jest dla mnie nagrodą i zawsze dostarcza mi dużo pozytywnej energii.

Nie masz wrażenia, że niektórzy odczuwają dziką satysfakcję, kiedy właśnie umęczą się sportem, choć uprawiają go amatorsko?

Przez lata w polskich domach na co dzień nie było zwykłej aktywności, takiej, która pozwala czuć się lepiej, trzymać formę. A kiedy uprawianie sportu stało się powszechne, podeszliśmy do niego w korporacyjnym stylu. Ludzie od razu muszą mieć trenera, biorą udział w zawodach, liczy się tylko najlepszy sprzęt. Zupełnie jakby chcieli zostać profesjonalistami, jakby ważne były tylko wyniki. To odbiera radość z uprawiania sportu i jest niezdrowe. I w amatorskim, i zawodowym sporcie ważny jest entuzjazm.

W ramach projektu, w którym tę radość i entuzjazm przywracasz, zabierasz innych na wyprawy. To duża odpowiedzialność.

Kluczowe jest zaufanie. Poza tym wszystkich uczestników dobrze znam, jestem w stanie ocenić ich formę i na co ich stać fizycznie. Spędzamy razem dużo czasu, nie robimy tego za karę, tylko dla przygody, ważne więc jest też to, że się lubimy. Jednym z towarzyszy moich wypraw jest Piotr, który jest blisko siedemdziesiątki. Jest dobrą duszą naszych wyjazdów, dlatego zawsze znajduję dla niego miejsce w ekipie.

Uświadomił ci, że ty też możesz uprawiać swój ukochany zawód do późnych lat?

Wiem, że w pewnym momencie będę musiał pewnie trochę odpuścić, jeśli chodzi o poziom trudności przedsięwzięć, ale nie muszę wchodzić na szczyty, żeby cieszyć się tym, co robię. Na razie tak organizuję życie, żeby móc uprawiać ten sport jak najdłużej, zapewniając sobie też zaplecze finansowe, np. dzięki produkcji limitowanej edycji nart drewnianych.

W wieku 70 lat już pewnie zjedziesz ze wszystkich szczytów.

Mam wiele planów. Chciałbym w ramach wypraw Hic Sunt Leones poznawać nowe kultury, kontynenty. Pojechać do Ameryki Południowej, do Patagonii, na Grenlandię i Alaskę. Chodzi mi nie tylko o zjeżdżanie z najwyższych gór, ale też o poznawanie świata w połączeniu z narciarstwem.

Twoje życie jest w górach.

Mieszkam w Tatrzańskim Parku Krajobrazowym. Zamiast pójść na bieżnię na siłowni, mogę wbiec na Kasprowy i zjechać na nartach.

Ile już razy wszedłeś na Kasprowy?

Kilka tysięcy razy na pewno. Mam tę górę koło domu, mieszkam pod szczytem. To dla mnie wyjątkowe miejsce, jest z nim związana cała społeczność. Wieczorem mogę wbiec na nią w godzinę i patrzeć na piękny zachód słońca.

Jedziesz zaraz na wakacje. Gdzie wypoczywa człowiek gór?

W Grecji. Roma, moja dziewczyna, lubi ciepłe miejsca, więc zapomnę na trochę o wzywaniach i poleżę na plaży.

I tak znajdziesz pewnie jakieś skały pod albo nad wodą…

Rozmawiała: Katarzyna Mongomery

Zdjęcia: SINIOR

Stylizacja: Marcin Kuberna