Monika Kmita opowiedziała nam o swoich początkach, pracy, gatunkach i stylach fotograficznych, marzeniach:
Fotografia – początki
Jeśli nie liczyć biegania z małpką Kodaka 35mm podczas pierwszej komunii świętej w drugiej klasie podstawówki, i, nieco później, biegania po krzakach z koleżankami i Zenitem po lesie już w liceum, to bardziej świadomie, choć wciąż po omacku zaczęłam wracać do fotografowania w połowie studiów. Najpierw przy okazji kolejnych podróży do USA. Początkowo wiec fotografia interesowała mnie w swym wymiarze dokumentalnym, wręcz rejestracyjnym. Potem wrócił motyw fotografowania koleżanek, całych tych przebieranek, wyszukiwania miejsc do zdjęć a więc kreacji. Studiowałam filozofię i fotografia była dla mnie odskocznią od praktyki abstrakcyjnego dyskursu.
Zaliczyłam dwuletni kurs fotografii w nieistniejącej już Europejskiej Akademii Fotografii. Robienia zdjęć uczyłam się zatem w praktyce, także oglądając setki wystaw, publikacji, albumów, oraz w rozmowach z wieloma inspirującymi osobami, także ze środowiska Chłodnej 25, co niektórych może zaskoczyć.
Paulina Gałązka w sesji dla magazynu „Malemen”
Pierwsza profesjonalna sesja
Jedna z pierwszych publikacji to chyba była sesja z właścicielką nieistniejącej już marki Jusitn I Love You w roli głównej, Mickey Wyrozebski do magazynu Hiro na zamówienie JB Whiskey.
Fotografka lifestylowa?
Szczerze mówiąc wielokrotnie zdarzyło mi się słyszeć, że jestem fotografką lifestylową właśnie i raczej zaskakuje mnie to określenie, gdyż fotografią lifestylową zwykło się określać fotografię bliższą fotografii reportażowej, a mnie interesuje kreacja. Kiedyś rzeczywiście zawsze nosiłam przy sobie aparat yashica t2 i robiłam tysiące zdjęć swoim przyjaciołom, czy obcym ludziom, ale fotografia, nazwijmy ją pozowaną, jest mi zdecydowanie bliższa. Zresztą nieraz dyskutowałam ze znajomymi fotografami o tym czym jest fotografia lifestylowa i chyba wszyscy mamy problem z określeniem czym ona właściwie jest. To prawda, że robiąc np. sesje modowe częściej fotografuję klimat, niż same ubrania… I w tym sensie mogłabym nazwać się fotografką lifestylową. Z tym problemem wiąże się bardzo interesujące zjawisko we współczesnej modzie – wielu projektantów decyduje się sprzedać lifestyle, czy klimat – a nie konkretne produkty. Zdjęcia z głównych kampanii to coraz częściej pejzaże, abstrakcyjne przedmioty czy vintygowe fotografie, a nie zdjęcia ubrań z danej kolekcji. Ta technika służy oczywiście do tworzenia więzi z klientem na poziomie emocjonalnym. Takie podejście reprerezentuje choćby J.W.Anderson. Uważam, że jest to bardzo interesujący nurt i powstało w nim wiele pięknych kampanii.
sesja „Arabasque” dla magazynu „Kikimora”
Tematy fotograficzne
To się zmienia. Na pewno uwielbiam fotografować przestrzeń, ciekawe miejsca, czyli, w języku komercyjnym tzw. lokacje fotograficzne. To zdecydowanie moja specjalność: okiełznywanie przestrzeni przy pomocy kadru. Stale przewijającym się motywem czy zabiegiem jest geometryzacja – coraz częściej wracam do prostych, niemal idealnie geometrycznych kadrów, które buduję czasem przy pomocy stylizacji, czasem scenografii czy przestrzeni, lub wszystkich tych elementów na raz. Interesują mnie nieoczywiste sytuacje. Lubię budować napięcie przy pomocy drobnych gestów. Ostatnio bardzo interesuje mnie także motyw silnej kobiety, lubię wydobywać z fotografowanych kobiet dziewczęcość z jednej strony, ale i siłę i seksualność z drugiej. Kolejnym motywem jest swoista nostalgia, szeroko zresztą eksplorowana ostatnio, zwłaszcza na Instagramie. Ponadto, jako że sama namiętnie uprawiam różne sporty, temat ten, w bardzo szerokim ujęciu, jest mi szczególnie bliski. Przykładem tego może być niedawno opublikowana sesja dla magazynu „Kikimora” – „Arabasque”. Składają się na nią zarówno zbiorowe portrety małych gimnastyczek wykonujących przeróżne figury gimnastyczne, jak i proste portrety w przepięknych brokatowych make-upach czy strojach startowych.
lookbook Mamapiki „Urban flora”
O fotografii modowej
Przede wszystkim fotografia modowa, jak i moda jest doskonałym narzędziem do opowiadania historii. Przy okazji fotografowania ubrań mogłam zrealizować wiele ciekawych projektów, wykorzystać motywy, które od dawna chodziły mi po głowie, także dostać się do miejsc, które chciałam sfotografować. Coraz bardziej interesują mnie również same ubrania, ich faktura, forma oraz to, jak pracują ze światłem. Granica między sztuką i komercją jest umowna i często bardzo cienka. Poza tym fotografia modowa to zawsze efekt pracy całej ekipy, od stylistów, fryzjerów, art. make up’istow, scenografów, modeli, po asystentów, także art directorów czy grafików. Cenię sobie pracę z twórczymi osobami z branży, także z projektantami, wszystkie te niekiedy szalenie inspirujące dyskusje na etapie kształtowania pomysłów na kampanie czy edytoriale. Wśród osób, z którymi współpracuję słynę z tego, że lubię wymyślać koncepcje i dość konkretnie wiem, czego szukam, często wykonuję pracę art directora, także przy tworzeniu kampanii. Mam to szczęście, że wielokrotnie zdarzyło mi się współpracować z projektantami, którzy obdarzali mnie całkowitym zaufaniem i dawali dużą swobodę twórczą. Czasem ta współpraca bywa także trudna, jestem perfekcjonistką i zdarzało mi się twardo obstawać przy konieczności ściągnięcia na sesję np. butów w konkretnym kolorze… Często tworzę totalne wizje, wiem, jak mają wyglądać ubrania, dodatki czy fryzury, ale cały czas uczę się otwierać na pomysły innych kreatywnych osób.
sesja „the Grown-ups” dla magazynu „K-Mag”
Ulubione, najciekawsze sesje modowe
Trzy bardzo ciekawe materiały są jeszcze przed publikacją – jeden dla „Wild Magazine”, z przepięknymi ubraniami londyńskiej projektantki Marty Poznański, projekt o wiele mówiącym tytule „Panopticum”, na który składają się czarno-białe, oszczędne zdjęcia modelki (Ewelina z As Management była strzałem w dziesiątkę) oraz pejzaże z podróży m.in. po Bałkanach – całość ma bardzo tajemniczy klimat. Drugi projekt to „Small Town Boy”, z bardzo intrygującym modelem Emilem, dla którego była to pierwsza sesja. Inspiracją była piosenka Bronski Beat, z której zresztą zaczerpnięty został tytuł sesji, oraz londyńska ulica. Przy obu sesjach współpracowałam z bardzo zdolną stylistką Gabi Gnat. Last but not least – kampania dla nowo powstałej polskiej marki, więc niewiele mogę jeszcze zdradzić, poza tym, że w sesji pojawią się m.in. białe charty rosyjskie… Z już opublikowanych lubię „Matching games” dla „KALTBLUT Magazine” – to była czysta zabawa, ze stylistą, Pawłem Kędzierskim, machowaliśmy ubrania i modeli w pary… No i na pewno „the Grown-ups” opublikowaną w „K-Magu” – w jakimś sensie jest to esencja mojego stylu, łączą się tu dwa motywy: modelki w pięknych pejzażach, piękne światło, szerokie kadry oraz oszczędne studio, klasyczne stylizacje, duże męskie marynarki itp.
sesja „Matching games” dla „KALTBLUT Magazine”
O zainteresowaniu modą
Najpierw trzeba by odpowiedzieć na pytanie czym jest moda, tak wiem, odzywa się we mnie metodolog… Interesuje mnie zjawisko rozprzestrzeniania się trendów, co teraz dzieje się bardzo szybko. Cieszy mnie także rozwój polskiej mody, dużo się dzieje na naszym podwórku, pozbywamy się kompleksów. Poszczególni projektanci szukają i znajdują odbiorców na całym świecie. Powstają nowe świetne marki odzieżowe, a ich twórcy są działają coraz bardziej świadomie, oprócz ubrań kreują całe światy wokół sowich marek, sprzedają lifestyle. Także moda jako narzędzie, tworzywo do budowania własnego stylu, a więc jako środek wyrazu.
Marzenia i plany
Chciałabym dużo podróżować i mieć swobodę w tworzeniu projektów, w budowaniu obrazów zarówno fotograficznych jak i filmowych, a przy ich pomocy wizualnych opowieści. Chciałabym móc swobodnie wybierać lokacje do zdjęć na całym świecie, móc ściągać na sesje inspirujące kolekcje, także interesujących, ciekawych bohaterów, modeli, którzy pasują do poszczególnych projektów nad którymi pracuję. Kręci mnie reżyserowanie, także na pewno będę się rozwijać w tym kierunku. W zeszłym roku napisałam ciekawy scenariusz do teledysku i chcę go w końcu zrealizować!
Więcej zdjęć Moniki i informacja na temat jej pracy można znaleźć na Facebooku i na stronie.
Monika Kmita