Najpierw przypomnimy portfolio dotychczasowych testów reprezentantki działu kultury Fashion Post: Marta sprawdzała już aplikację tuningującą selfies, maskę błotną i spraye do włosów zapewniające połysk lub matowe wykończenie. Gdy do naszej redakcji dotarły nowości marki Catrice – wśród nich sztuczne rzęsy z limitowanej linii Doll’s Collection – wiedzieliśmy, że musimy przygotować Martę na misję trudniejszą niż jej dotychczasowe wyzwania.
Nigdy wcześniej nie przyklejałam sobie sztucznych rzęs. Mam wiele obaw – boję się, że klej dostanie się do oka, co spowoduje podrażnienie spojówki albo utratę wzroku. Czy rzęsy nie będą wyglądać zbyt sztucznie? Czy będzie mnie bolało, jak będę je odklejać? Czy moje prawdziwe rzęsy na tym nie ucierpią? – pytała Marta przed rozpoczęciem testu.
Marta bez sztucznych rzęs
Opis producenta brzmiał zachęcająco: „Sztuczne rzęsy to niezbędny atrybut looku w stylu Twiggy. Bądź gotowa na wywołanie efektu wow!” Czy Marta była gotowa na taki efekt?
Sprawa przebiegła zaskakująco sprawnie. Nałożenie kleju na sztuczne rzęsy zajmuje kilka sekund – produkt, który jest dołączony do zestawu, w zetknięciu z powietrzem zmienia kolor na jasnoniebieski, dzięki czemu widać, czy równomiernie pokrywa całą krawędź paska. Potem wystarczy przyłożyć go tuż nad (w przypadku górnej powieki) lub pod (w przypadku dolnej powieki) linią rzęs i po sprawie! Nawet w przypadku totalnych amatorów jak my cała akcja zajęła maksymalnie 5 minut.
Marta ze sztucznymi rzęsami
Jak wrażenia Marty? Gdy otworzyłam oczy, przez chwilę miałam bardzo dziwne uczucie ciała obcego na powiece. Po kilku minutach się jednak przyzwyczaiłam i zaczęłam doceniać powłóczystość mojego spojrzenia. Czy nosiłabym sztuczne rzęsy na co dzień? Raczej nie, bo nie lubię zbyt wyrazistego makijażu, ale wypróbuję podkreślenie w ten sposób jednego oka, gdy na Halloween będę się przebierać za tego typa z „Mechanicznej pomarańczy”. Przemyślę też przyklejanie ich na wielkie wyjście – na pewno ograniczę się jednak tylko do górnych rzęs, bo dolne wyglądają trochę teatralnie.
Potwierdzamy, że efekt wow nie jest ściemą! Aha, co do obaw Marty sprzed testu: klej nie dostał się do oka; jej naturalne rzęsy nie ucierpiały; efekt, jaki był, każdy widzi (całkiem naturalny!), a „demakijaż” był tylko minimalnie bolesny. Tak więc nie ma się czego bać!