Ciemna, nieco offowa sala warszawskiego teatru IMKA i mocne uderzenie eksperymentalnego techno przywitały gości premiery kolekcji Michała Szulca. Trzeba przyznać, że trochę zaskakująca, bo dość mroczna oprawa doskonale wpisała się w jej klimat.
Pokaz w rytmie noise (o muzykę zadbała Zamilska) otworzyła smolista czerń, która płynnie przeszła w srebrny grafit i finalnie w czystą biel. Po drodze zobaczyliśmy bardzo mocny srebrny akcent i dość ciekawy, malarski print. Zaskoczeniem okazała się być tzw. pepitka, jeden z najbardziej pamiętanych w historii mody wzorów.
Core prezentacji stanowiły z pewnością okrycia wierzchnie – projektant i wykładowca MSKPU niejednokrotnie udowodnił, że na konstrukcji zna się jak mało kto. Niezwykle przemyślane, przestrzenne formy znalazły swoje miejsce również w „Hold the rivers”. Pomysły Michała Szulca na klasyczne, militarne płaszcze to strzał w dziesiątkę – zaznaczona talia, mocniej zarysowane ramiona, symetryczne rozcięcia są niezwykle kobiece i zaskakująco zmysłowe. Kożuchom z kolei nadano błysk i pozwolono luźno okrywać sylwetkę.
Obecne w kilku projektach baskinki i niewiele ukrywające przeźroczyste tkaniny to równie kobiece i bliskie ciału detale. Najjaśniejszy punkt kolekcji? Sylwetki finałowe. Biel w wersji boho w postaci sukienek i kamizelek z frędzlami plus fantastyczna, geometryczna kamizelka.
Lubimy!