Kreatywność tego duetu zdecydowanie sięga górnych rejestrów. Aleksandra Ozimek, działająca pod marką Odio Tees, jest mistrzynią nadruków i wie o nich dosłownie (!) wszystko. Jakub Pieczarkowski ma dla odmiany niezwykłe oko do stylizacji i tworzenia wyjątkowo oryginalnych kierunków estetycznych. Wspólnie, od czterech sezonów, porywają publiczność swoimi szalonymi kolekcjami, które daleko wykraczają poza tradycyjnie rozumiany ubiór, stawiając wyraźny nacisk na awangardę. I oczywiście bogatą dekoratywność, kryjącą w sobie zamiłowanie projektantów do symboli graficznych, emblematów i piktogramów. Nie zapominając o potężnym ładunku dowcipu.
To jest moda inna niż wszystkie. Ozimek i Pieczarkowski doskonale rozumieją, jaka moc drzemie w wybujałych kolekcjach wybiegowych. Balansując na pograniczu podejścia „sztuka dla sztuki”, potrafią jednak z sukcesami przekuć swoje wybiegowe wizje, na prostsze i zdecydowanie bardziej codzienne fasony, które cieszą się nieustającą popularnością, również wśród samej „branży”. Dla nich wybieg jest tym samym miejscem, co dla krytyka mody. Przestrzenią w której można opowiedzieć wciągającą historię, przedstawić swoją wizję, polemizować na temat trendów i zaprezentować widzom modę z krwi i kości, która ucieka od wszechobecnej sztampy i źle rozumianego „minimalizmu”. Modę, która nie kryje się pod niepotrzebnymi kompleksami i nie próbuje na siłę przypodobać się publice. Było to zresztą najlepiej widoczne podczas samego pokazu, który miał miejsce ostatniego dnia pierwszej edycji Mercedes Benz Fashion Weeeken Warsaw, gdzie Odio i Pieczarkowski zgromadzili zdecydowanie najciekawszą i najlepiej, jakkolwiek płytko to nie zabrzmi, ubraną publiczność. To bardzo krzepiący fakt, który podpowiada, że wśród odbiorców zaczyna wyrastać nowa generacja koneserów unikalnego wzornictwa i kolekcjonerów mody wybiegowej. A w tym przypadku jest co kolekcjonować, bo każda sztuka odzieży przedstawiona przez tych projektantów, to prawdziwy unikat.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, w jesienno-zimowej kolekcji, to chaotyczno-metodyczne połączenie niezwykle wyrazistych nadruków. Tu liczy się efekt wizualny. Kolejne warstwy zdobień, wykonanych różnymi technikami, tworzą niezwykłe siatki detali, których odkrywanie, to zajęcie na długie godziny. Nie inaczej jest z piękną, szaro-różową autorską dzianiną, zaprojektowaną piksel po pikselu na archiwalnej maszynie dziewiarskiej, wpisującą się w nieoczywisty sposób w klimat retro-futuryzmu. Odio i Pieczarkowski traktują swoje projekty rzeźbiarsko. Budują kolejne warstwy, łączą pozornie niepasujące do siebie materiały, a całość wykańczają stylizacjami, które nie mają na polskich wybiegach najmniejszej konkurencji. Jak się okazuje jedynym limitem w tej kwestii jest posiadanie mieszanki odwagi (być może nawet brawury) i fantazji. Doskonałym pomysłem okazały się ozdoby zbudowane z mobilnych troków i frędzli (na przykład różowy płaszcz), które dodały zabudowanym stylizacjom odrobiny potrzebnej lekkości. Fasony w tej kolekcji są jednak dalekie od schlebiania ciału. Skrywają je od czubka głowy, aż po podeszwy butów, tworząc efekt „poza płcią”. Owszem, w damskich sylwetkach znajdziemy sztampowe koronki, a w męskich równie sztampowe spodnie, ale projektanci Odio i Pieczarkowski szybko ukrócają podobne zapędy do kategoryzacji płci, płynnie żonglując tym co „męskie” i „żeńskie”. Dlatego właśnie nakrycia głowy, czyli czapki pilotki noszone przez modeli i modelki, zostały ozdobione warkoczykami, a charakteryzacja płynnie usunęła z ich twarzy wszelkie charakterystyczne cechy wyglądu, zastępując je dwiema płynnimi liniami, dzielącymi usta na pół, niczym u niezadowolonych marionetek, czy robotów. Nie jest to jednak klimat „unisex”. W tym przypadku o wiele trafniejsze będzie określenie „beyond-sex”, poza seksualnością, poza stereotypem. Niezależnie od tego, czy za tym działaniem kryje się większa idea, czy zwykła potrzeba eksperymentu, miło jest obserwować tak silny nacisk na autoekspresję ubioru, która została potraktowana w tej kolekcji priorytetowo. Ciało staje się sztalugą dla mody, a sama moda sztuką.
Nie sposób też nie zauważyć, że Odio i Pieczarkowski z sezonu na sezon prezentują coraz większe wyrafinowanie w kwestiach technicznych. Ich projekty stopniowo tracą naleciałości wątpliwego uroku rękodzielnictwa (przymykając oko na szelki spodni-ogrodniczek z tej kolekcji), a zyskują coraz więcej prawdziwego kunsztu rzemieślniczego i jest to niewątpliwy plus. Jeśli dodamy do tego, jak zawsze zresztą, bardzo wyrazistą koncepcję chorografii, która zaczynała się i kończyła od „finału” i idealnie dopasowaną industrialną niepokojącą muzykę, a raczej zestaw dźwięków skomponowanych przez Aleksandrę Ozimek, to maluje nam się jeden z najciekawszych pokazów, które mogliśmy zobaczyć na wyżej wspomnianym wydarzeniu. Czwarty sezon w wykonaniu Aleksandry Ozimek i Jakuba Pieczarkowskiego udowadnia, że moda powstająca w Polsce może mieć iście światowy poziom. A tak szybkie tempo rozwoju zwiastuje, że ten duet może w niedługim czasie stać się jednym z najgorętszych, polskich towarów eksportowych z półki opatrzonej etykietą „moda”.