Minął miesiąc od premiery Ivy Park – nowego, modowego dziecka Beyoncé, a już wybuchł skandal, który może przyćmić szeroką, również w Polsce, promocję tej linii. Jak donosi „The Telegraph” mieszkańcy Sri Lanki, którzy pracują przy produkcji ubrań Bey, zarabiają 6,17 dolarów dziennie. Ta dniówka jest podwójną minimalną płacą w kraju, lecz trzeba przyznać, że jest to żenująco mało. Dziennik donosi także o tragicznych warunkach pracy, w jakich rzekomo mają pracować szwaczki. Pada nawet określenie „współczesne niewolnictwo”.
Z kolei „The Sun” dotarł do 22-letniej kobiety, która pracuje nad kolekcją Ivy Park pięć dni w tygodniu po dziewięć godzin plus nadgodziny i zarabia… 125 dolarów miesięcznie. Szwaczki mają mieszkać w specjalnych pensjonatach blisko fabryk. – Nasze życie to ciągła praca i sen na zmianę – powiedziała anonimowo jedna z nich.
Te informacje robią tym większe wrażenie, że kolekcja Ivy Park jest dedykowana kobietom, które pragną odkryć swoją wewnętrzną siłę i emancypować się w społeczeństwie, w którym żyją. Słowa Beyoncé o niezależności i kobiecej energii w połączeniu z powyższymi faktami brzmią jednak jak ponury żart.
Ani Topshop, z którym Bey współtworzyła kolekcję, ani sama gwiazda nie zaprzeczyli tym zarzutom. Rzecznik Beyoncé wydał jedynie oświadczenie. „Ivy Park jest poddany rygorystycznemu programowi etycznego handlu. Jesteśmy dumni z naszych szeroko zakrojonych kontroli i audytów” – możemy w nim przeczytać.
Być może powyższe publikacje wymogą na osobach kompetentnych prawdziwą kontrolę, a życie szwaczek nie będzie kończyło się jedynie na pracy. One pewnie też, choćby przez chwilę, chciałyby poczuć siłę i energię, o której tyle mówiła Beyoncé.