KULTURA

Mark Fast: w modzie szukam silnych emocji

08.01.2017 Justyna Majka

Mark Fast: w modzie szukam silnych emocji

Jak czujesz się w roli nauczyciela oraz mentora?
Świetnie. Nareszcie mogę dzielić się wiedzą, którą zdobyłem przez wszystkie lata nauki i pracy. Uczyłem się na Central Saint Martins w Londynie, u najlepszych wykładowców, takich jak Louise Wilson i to zmieniło moje życie. Dlatego teraz chcę zmienić coś w życiu innych i już w tym momencie widzę, jak wiele daje mi to satysfakcji. Moja rodzina zajmowała się też nauczaniem, więc mam to chyba we krwi.

Doszukałam się informacji, że masz polskie korzenie. To prawda?
Tak. Moja babcia była Niemką, ale mieszkała w małej wiosce w Polsce. Gdy wybuchła wojna, musiała z niej uciekać. Wczoraj nawet chciałem tam pojechać, żeby zobaczyć jej farmę, która wciąż istnieje. Nie udało się, ale obiecałem sobie, że wrócę do Polski na dłużej, żeby odnaleźć ludzi, którzy znali moją babcię.

A więc to jest twoja pierwsza wizyta w Polsce?
Tak, zgadza się.

Wróćmy do edukacji. Co najbardziej chcesz przekazać swoim uczniom, którzy przybyli na warsztaty Art & Fashion Forum?
Żyjemy w świecie, w którym jest bardzo wiele ograniczeń odnośnie tego, co możemy robić w życiu, a czego nie powinniśmy. Chcę przekazać moim uczniom, że wszystko jest możliwe i że warto szukać swojej ścieżki rozwoju. Jesteśmy stworzeni, aby komunikować się z innymi i nigdy nie jest tak, że robimy coś, bo ludzie nam każą, ale dlatego, że sami tego chcemy. Niestety wydaje mi się, że przebłyski kreatywności gubią się obecnie w hałasie współczesnego świata.

Co konkretnie masz na myśli?
Współczesne społeczeństwo żyje w bardzo szybkim tempie. Wszystko zmienia się bardzo szybko, a my nawet nie mamy czasu, żeby poznać samego siebie. Nauczenie się czegoś lub zdobycie nowych umiejętności, szczególnie w branży mody, zajmuje trochę czasu i wysiłku, a wielu osobom wydaje się, że mogą dojść do celu w mgnieniu oka.

Co powoduje taki stan rzeczy?
Przede wszystkim nowe technologie. Wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje i idzie z tym „prądem”, podczas gdy inni próbują wrócić do korzeni, żeby na nowo odkryć to, co kiedyś czyniło modę ekscytującą, tak jak miało to miejsce w latach 80. i 90. Projektanci mają nadzieję, że dzięki zwrotowi ku właśnie tym dziesięcioleciom, ubrania znowu staną się elektryzujące. Doszliśmy do momentu, kiedy wszystko idzie w zawrotnym tempie, z Instagramem i Twitterem na czele. Trendy pojawiają się tylko po to, żeby chwilę później zniknąć i nikt już o nich nie pamięta.

A jaki jest twój stosunek do mediów społecznościowych?
Lubię je. Wszyscy się w nie angażują, ja i ty szczególnie, ale jednocześnie przyznaję, że czegoś brakuje mi w tym technologicznym świecie. Ten stan potęgują ludzie, którzy mówią, że jeśli nie ma cię na Instagramie, to nie istniejesz.


Jak osoby, które są introwertykami powinny promować swoje marki w mediach społecznościowych? Czasami jest naprawdę ciężko pokazać prawdziwego siebie, a co dopiero wykreować spójny wizerunek.
W takich sytuacjach można mieć tylko nadzieję, że talent oraz bycie sobą okażą się najważniejsze. W dodatku, jeśli wierzysz w siebie, swoje umiejętności oraz pewne przeznaczenie, to nie masz się o co martwić. Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy. Naprawdę jestem co do tego przekonany.

Jaka jest największa różnica między polską a brytyjską edukacją modową?
Podczas Art & Fashion zauważyłem, że polscy studenci są niezwykle skupieni, ambitni, tak samo jak ludzie w czasie studiów magisterskich w Wielkiej Brytanii. A ambicja jest tym, czego potrzebuje projektant na początku swojej kariery zawodowej. Jednocześnie zauważyłem, że obecnie w Polsce trwa dyskusja na temat edukacji modowej. Wkładacie dużo energii w samą sztukę, ale niewiele w biznes. Dlatego ludzie po studiach są bardzo pogubieni, szukają jakiegoś pierwiastka, który połączy świat mody z biznesem, bo wcześniej czy później będą musieli jakoś ten biznes poprowadzić.

A jak się ma twoje biznesowe podejście?
Nigdy go nie miałem (śmiech).

Ale przecież powiedziałeś, że jest ono niezwykle potrzebne?
Kiedyś na pewno, ale jeśli będąc projektantem skupiasz się na samym biznesie od początku działalności, to musisz wziąć pod uwagę, że nie stworzysz kolekcji, o której skrycie marzysz, jaka siedzi w twojej głowie. Wydaje mi się, że studia licencjackie i magisterskie dają studentom 2-3 lata na odkrycie swojego stylu oraz odpowiedzenie na pytanie „kim jestem?”. O robieniu biznesu można pomyśleć potem.

Myślisz, że może ono poczekać?
Oczywiście, że tak. Uczenie się prowadzenia biznesu już na pierwszym roku studiów, według mnie, wcale nie jest takim dobrym pomysłem. Podobno Francis Bacon nigdy nie studiował na uczelni artystycznej, bo nie chciał, żeby ktoś mówił mu jak ma tworzyć sztukę. Ja sam nigdy nie poznałbym Louise Wilson i nie uczył się na jej zajęciach, gdybym myślał inaczej. Moja kariera mogłaby potoczyć się wtedy w zupełnie innym kierunku. Właśnie dlatego edukacja jest niezwykle ważna.

Zapewne sporo nauczyłeś się współpracując z markami takimi jak Topshop, Pinko oraz Christian Louboutin. Który z projektów najbardziej zapadł ci w pamięć i dlaczego?
Jedną z nich była Pinko. To bardzo duża firma, która w bardzo szybkim tempie przekłada trendy na modę pojawiającą się na ulicy. Dochodzi do tego polityka cenowa oraz marketing, które także mają ogromny wpływ na projektanta – w pewien sposób nakładają na niego jakieś ograniczenia, ale jednocześnie dyscyplinują go. To bardzo otwiera oczy na sposób, w jaki działa biznes modowy. Trzeba nauczyć się zachowywać balans pomiędzy kreatywnością a komercją.

Z  kim chciałbyś współpracować w przyszłości?
To bardzo trudne pytanie. Jeszcze nie wiem.

Pytam, ponieważ chciałabym się dowiedzieć jak obecnie chcesz wykorzystywać zdobyte doświadczenie. Zasłynąłeś jako specjalista tworzący stroje z dzianiny i wełny.
Każdy sezon był dla mnie bardzo różny, ponieważ starałem się nieustannie eksperymentować z bawełną i wełną. Cały czas myślę o innych technikach pracy nad tymi tekstyliami, tak aby się rozwijać i nie nudzić. Obecnie myślę nad kolekcją, która mogłaby silnie oddziaływać na emocje, bo inaczej to zawsze będzie tylko nowy kawałek materiału czy ubranie.

Kiedyś twoje stroje były bardzo sexy, potem „uspokoiłeś” swoje kolekcje. Czy myślisz, że ludzie są już znudzeni nagością? Obecnie wydają się być bardziej zainteresowani modą konceptualną, powrotem do poprzednich dekad?
Sam jestem znudzony tym, co widzę na wybiegach. I nie wiem, czy to wynika ze mnie osobiście czy ze stanu biznesu mody. Chodzi chyba o to, że ubrania nie mają żadnego podłoża emocjonalnego, jakiejś głębi, być może są pokazywane w zły sposób. Czy tobie także brakuje czegoś w modzie?

Uważam, że wcale nie potrzebujemy tylu ubrań, które są nam oferowane. Obecnie nie kupuję aż tyle nowych, a bardziej wracam do moich starych ubrań ze szkoły średniej.
I dlatego wkrótce może się zaraz okazać, że człowiek potrzebuje jedynie 10 sztuk odzieży. Nie sądzisz?

Myślę, że im bardziej wiesz jak chcesz wyglądać, tym mniej ubrań potrzebujesz. Ale wróćmy do twojej pracy. Odkryłam, że ostatnio zajmujesz się video i instalacjami. Co zatem z modą?
Postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę, aby przemyśleć swoje dalsze projektowanie. Mieszkałem w tym czasie w Kanadzie, robiłem mniejsze, bardziej niszowe projekty. Czasami trzeba oderwać się od mody, aby później powrócić z czymś nowym i świeżym. W lutym pokażę efekty mojej pracy.

Czy to będzie kolekcja ubrań czy coś innego?
Nie mogę zdradzić za wiele, ale z pewnością będę miksował modę z filmem.  Jest tak wiele pomysłów, które chcę zrealizować i które niekoniecznie są związane z modą, że mam nadzieję, że wszystkie dojdą do skutku.

Czy to stanie się już podczas najbliższego londyńskiego tygodnia mody?
Dam ci znać, ponieważ nie znoszę pracy pod presją czasu. Jak tylko skończę, z pewnością się o tym dowiesz. Moda już nie raz pokazała, że praca od fashion weeku do fashion weeku, od lutego do września, wcale nie wpływa dobrze na projektantów i ich kreatywność. To problem wielu dyrektorów kreatywnych, co doskonale wiesz. Oni cały czas zmieniają miejsca pracy, nie są w stanie zagrzać dłużej miejsca w jakimkolwiek domu mody. Nie mogą sprostać narzucanym im terminom.

Może przydałaby im się jakaś rewolucja systemowa?
Szczerze marzę o tym, abyśmy wrócili do lat 90., kiedy modę tworzyli kreatorzy, a na wybiegach rządziły supermodelki, które uosabiały ideały kobiecego piękna, a do tego miały charyzmę.

Zatem która z gwiazd noszących Twoje projekty miała najwięcej charyzmy? Lady Gaga, Kylie Minogue, Tilda Swinton, Nicki Minaj, Rita Ora, Kylie Minogue, Julia Restoin-Roitfeld a może Rihanna albo Ciara? Która z nich była Twoją idealną klientką?
One wszystkie były jak kameleon w moich ubraniach. Najbardziej jednak nadawała im charakteru Tilda Swinton. Wybrałem ją ponieważ jest osobą, która łączy modę, film, sztukę, a przy tym ma silna osobowość. Chyba nie ma innej klientki idealnej.

Lubisz niestandardowe piękno. Teraz sporo się mówi o rozmiarach modelek. Byłeś pierwszym projektantem, który zatrudniał modelki plus size do pracy na wybiegu. Czy pamiętasz jak ludzie na to zareagowali?
Tak zgadza się. Uważałem i nieustannie uważam, że skoro na ulicach są dziewczyny o różnych rozmiarach, tak samo na wybiegu powinno być dla nich miejsce. One są, nie znikną i nie ma sensu udawać, ze ich nie ma. Dlatego postanowiłem, że pojawią się u mnie na wybiegu. Wynikło z tego niezłe szaleństwo i medialny szum.

Zastanawiam się, czy moda powinna promować nieuchwytne ideały o których marzmy, czy coś, co jest blisko nas?
Jestem ostatnią osobą, która chce mówić jak inni projektanci powinni promować własne marki. To jest ich wizja, ich sposób ekspresji, ich muzy. Coś, co działa u jednych, wcale nie musi u drugich. Nie ma czegoś takiego jak standardowa modelka, figura czy twarz. Powinniśmy wyglądać naturalnie, po swojemu. Kultura nie powinna wpędzać nas w kompleksy.

Zatem czym obecnie się inspirujesz? Wiem, że kiedyś słuchałeś Eminema, potem elektroniki i indie rocka, a co jest teraz na twojej playliście?
Staram się jak najczęściej odwiedzać wystawy i galerie, ale lubię także wąskie ciemne uliczki mniejszych miast, murale oraz rysunki graffiti. Jest coś pięknego w takich opuszczonych, mrocznych miejscach. Jako nastolatek byłem gotem, dlatego w pierwszej mojej kolekcji było sporo referencji do tej subkultury. Pewnie zawsze będę miał do niej sentyment – to stan umysłu, który zostaje. Teraz ta stylistyka jest mocno eksplorowana przez wiele marek. Gotycki krój pisma jest wszędzie, tyle, że kiedyś była za tym ukryta pewna wiadomość, teraz jest to tylko trend. Jeżeli chodzi o muzykę to lubię słuchać bardzo różnorodnych wykonawców: od Alice Boman aż po Carly Rae Jepsen. Każdy ma swoje „guilty pleasures”.

Czy zdradzić jakie masz plany zawodowe?
Poważnie rozważam otwarcie swojego studio w Warszawie. Chciałbym pokazywać dwie kolekcje rocznie – jedną autorską, a jedną wynikającą ze współpracy.

Twoja postawa jest skrajnie odmienna od nazwiska Fast?
Dokładnie, nie wolno oceniać mnie poprzez nazwisko (śmiech). Moje priorytety zmieniły się na przestrzeni lat, ewaluowały, doprowadzając mnie tu, do Poznania. Uważam, że dla mnie i dla innych nadchodzi bardzo ciekawy czas, w którym projektanci będą musieli niejako „stworzyć się” na nowo, aby z powodzeniem pracować w branży mody i sztuki.

Zatem powodzenia i czekam na wieści od Ciebie. Najlepiej z Warszawy.
Dziękuję i do zobaczenia.