brak kategorii
Lady Gaga, czyli Joanne, wkracza na salony. Czy świat ją pokocha?
24.10.2016 Redakcja Fashion Magazine
Przyznam na wstępie, że przez wiele lat uwierała mi Gaga. Nie podobały mi się jej tanie próby zwrócenia na siebie uwagi sukienką z mięsa czy wyznaniami na poziomie trzecioligowej celebrytki. Z czasem jednak Germanotta zaczęła dojrzewać i przechodzić transformację z hałaśliwej i niewydarzonej gówniary w kobietę mającą ambicję stać się głosem pokolenia i nową królową popu – choć w wywiadach zapewnia, że wcale nie to jest jej celem.
„Joanne”, bo tak nazywa się nowa płyta Lady Gagi, to znów nie jest sam krążek, a cały projekt. Artystka wokół wydawnictwa jak zwykle stara się dorobić atmosferę i to zawsze było jej mocną stroną. Piosenkarka na przekór wielu śpiewającym produktom pokazywała, że jej muzyka jest dla niej tylko jedną z form ekspresji, a obok jest wachlarz innych dziedzin, w których realizuje swój przekaz. Przypomina w tym oczywiście Madonnę, która od dawna traktuje w ten sposób swoją twórczość, wydając wokół niej książki, filmy, organizując akcje społeczne. Nie dziwi więc informacja, że niebawem ma się pojawić dokument traktujący o krążku „Joanne”.
Nowy album zdecydowanie odbiega od tego, co Gaga prezentowała do tej pory. To zdecydowanie jej najspokojniejsze wcielenie. Zdarzają się mocniejsze uderzenia, jak pierwszy singiel „Perfect Illusion”, ale to wyjątki. Taką delikatniejszą Germanottę kojarzyliśmy dotąd z kilku pojedynczych utworów, jak „You And I” czy „Brown Eyes”, lecz jej muzyka to była przede wszystkim potężna dawka energii – kochało się ją lub nie, lecz momentalnie wpadała w ucho i sprawiała, że chciało się skakać, krzyczeć, tańczyć.
Wraz z uspokojeniem tembru głosu – co na dobre jej wyszło, bo w balladowych kawałkach wypada naprawdę świetnie – nadeszła zmiana wizerunku. Kolejna już zmiana, bo przecież Gaga przyzwyczaiła nas do tego, że jej peruki, stylówki czy makijaż zmieniają się częściej niż pogoda. Teraz nadszedł okres spokoju, a wokalistka zaczęła pojawiać się w pudrowym różu będącym motywem przewodnim okładki „Joanne”, który przełamuje rockowymi dodatkami czy ramoneskami. Zdarzają jej się oczywiście mocniejsze momenty, lecz patrząc na historię jej stylizacji, są one naprawdę bardzo grzeczne.
Czy świat pokocha taką wersję Lady Gagi? Jest spora szansa, że tak. Germanotta w pewnym momencie zagubiła się i była idealnym przykładem na to, jak bardzo forma może przerosnąć treść. Chciała być jednocześnie diwą, przyjaciółką swoich fanów, największą gwiazdą, wrażliwą artystką, obiektem pożądania, walczącą o prawa mniejszości aktywistką i bogowie wiedzą kim jeszcze. Odbiorcy mogli łatwo pogubić się w tysiącach twarzy, jakie jednocześnie prezentowała Gaga. Być może teraz – gdy wyraźnie dojrzała artystycznie i uspokoiła się – nadszedł czas na przemyślenie z czym tak naprawdę chce komunikować się ze słuchaczami. Prawdziwi fani bowiem będą przy niej pewnie na zawsze, lecz mając ambicję trafiania do szerokiej publiki, trzeba jednak przemyśleć strategię, a nie działać – jakkolwiek okrutnie to brzmi – za pomocą odruchów serca. Gaga to serce ma, talent też. Oby w końcu odnalazła także spójną osobowość.