brak kategorii

Kinga Rusin: przeznaczenie? W ogóle się nad tym nie zastanawiam! [WYWIAD]

20.09.2016 Redakcja Fashion Magazine

Kinga Rusin: przeznaczenie? W ogóle się nad tym nie zastanawiam! [WYWIAD]

Patryk Chilewicz: Od 2005 jest pani prowadzącą „Dzień Dobry TVN”. Po pewnym czasie następuje jakieś znużenie formatem programu?
Kinga Rusin: Przez te 11 lat przychodzą do programu różni goście, zmieniają się tematy, zmienia się nawet język, tu nie ma miejsca na utarte formułki, program się zmienia, jak rzeczywistość dokoła. Inni bohaterowie reportaży, inne społeczne problemy. Myślę, że to spełnienie marzeń każdego, kto długo pracuje w telewizji. Cały czas coś się dzieje, więc co się może znudzić? Jeżeli ktoś jest ciekaw ludzi, codziennych i niecodziennych zjawisk czy tematów to dostaje to właśnie tu w pigułce.

Co jest najtrudniejsze w porannym programie na żywo? Oczywiście poza wczesnym wstawaniem.
Wstawanie nie jest najtrudniejsze. Rodzice wiedzą, co to znaczy wstawać wcześniej niż o szóstej rano. Nie przesadzajmy.

Pamięta pani chwilę, gdzie coś nie do końca się udało albo poszło nie po pani myśli?
Parę ładnych lat temu, kiedy jeszcze TVN realizował festiwal w Sopocie, mieliśmy tam wydanie programu na plaży. Zbudowano scenę, ale zaczął padać deszcz i to była ulewa niemalże tropikalna. Taką ścianę deszczu widziałam tylko dwa razy – drugi raz w Botswanie. Po prostu spadały na nas kubły wody przez dwie godziny, zawalił się dach, który nas nakrywał, zamokły mikroporty, kable.

Miałam wrażenie, kiedy odgłos bębniących kropli wody nas zagłuszał, że nas w ogóle nie słychać. staliśmy z Marcinem Mellerem na scenie i widzieliśmy dźwiękowca, który biegnie mokrą ścieżką z zapasowymi mikrofonami, bo naszych już nie było słychać przez zamoknięte baterie. On się na naszych oczach, w czasie kiedy mówiliśmy do kamery, przewrócił i uderzył. Przyjechało pogotowie. Trudno jest mówić do kamery, kiedy kolegę z planu zabiera karetka I nie wiadomo, co mu jest, jak się czuje… Na szczęście okazało się, że wszystko w porządku, ale był potworny stres…

Niewątpliwie jest pani profesjonalistką. W telewizji, zwłaszcza tej na żywo, zdarzają się jednak wpadki, niedociągnięcia czy śmieszne sytuacje. Wydaje mi się to wpisane w charakterystykę pracy.
W „Dzień Dobry TVN” działamy spontanicznie, bez prompterów, chociaż mamy bardzo precyzyjny scenariusz, nad którym długo pracujemy. Oczywiście jest jeszcze kwestia techniki: z kimś się można nie połączyć, kogoś można nie usłyszeć. Widzowie przecież lubią najbardziej, kiedy coś się nie uda, ktoś się pomyli… Wiadomo wtedy, że to telewizja na żywo.

Oczywiście pierwsze wydanie było bardzo stresujące. A dzisiaj? To nie jest rutyna, to jest olbrzymie zaufanie do całego zespołu produkcyjnego. Dobra robota zgranego teamu.

Jak się pani prowadzi program z Piotrem Kraśko? Nie dość, że państwo się znają z pracy, to państwa rodziny od lat są zaprzyjaźnione.
Przez wiele lat pracowaliśmy w stacjach, które ze sobą konkurowały. Bez wpływu na naszą przyjaźń.  Niedawno śmialiśmy się  z Piotrem, że w zeszłym roku było pierwsze Boże Narodzenie, którego nie spędziliśmy razem. Piotrek mówił, że jego dziecipytały gdzie jest ciocia Kinga, a ja akurat wyjechałam ze swoimi dziećmi. Spędzamy razem i Boże Narodzenie, i Wielkanoc. Lubimy ze sobą przebywać, lubimy się rodzinnie.  Mamy wspólne tematy, wspólne pasje, wspólną przeszłość, gdzieś tam się rozumiemy, ale też potrafimy dyskutować, wymieniać poglądami. Myślę, że wielu rzeczy uczymy się nawzajem, kochamy te same sporty, w ten sam sposób spędzamy czas, chodzimy na tę samą siłownię. W sumie tak naprawdę to spotkanie w „Dzień Dobry TVN” jest naturalną konsekwencją tego, co się w naszych życiach dzieje. A przecież już w latach ’90 pracowaliśmy razem. Piotrek był moim wydawcą, ja prowadziłam program. Dzisiaj lubimy te same miejsca, te same restauracje, wpadamy na siebie o różnych porach dnia…

Nawet w takich sytuacjach?
Na przykład kiedy rano kupuję ciastko owsiane. Patrzę, Kraśko. W poniedziałek po pracy też na niego wpadłam i aż zapytałam czy mnie śledzi. Później mija pół dnia, zamiast na lunch pójdę na siłownię, wchodzę, a tam Piotrek. Nie umawiamy się, tak się po prostu dzieje. Inny przykład: miałam niedawno dwa bardzo ważne spotkania biznesowe, w dwóch różnych miejscach w Warszawie. Wchodzę, patrzę, Malina (żona Piotra)! Dzień wcześniej się widziałyśmy w Gałkowie. Następnego dnia rano, w innym miejscu, wchodzę, a tam znów Malina. Gdzieś te energie się muszą przyciągać. Albo, po prostu, mamy podobny styl życia, lubimy podobne rzeczy…

Pewnie niektórzy powiedzieliby, że to jakaś forma przeznaczenia. Pani wierzy w coś takiego jak przeznaczenie?
W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Przyjmuję to, co dostaję, zawsze z wdzięcznością. Staram się nawet w złych rzeczach widzieć dobre. Cieszę się, że tak się to nasze życie ułożyło. Myślę, że to  marzenie każdego, żeby wstawał rano i szedł do pracy z uśmiechem na ustach i mi się to marzenie spełnia. Pewnie, że są takie sytuacje, kiedy jesteśmy zmęczeni. Piotrek prowadzi program do nocy, ja mam swój biznes. Praca połączona ze spełnianiem się i z przyjemnością to jest najlepsza rzecz na świecie.

Jest pani osobą rozpoznawalną, co czasami rodzi też różne plotki i domysły. Podchodzi pani do nich emocjonalnie?
Denerwuję się tylko wtedy, kiedy w jakąś historię jest wciągana moja rodzina albo moi najbliżsi. A w innych – co ja mogę zrobić?. Po prostu, dopóki można robić swoje, to tak robię.

Ostatnio pojawiały się kontrowersje czy niesnaski w związku z pani firmą – Pat&Rub. O co tak naprawdę chodzi?
Nie ma niesnasek. Tak się w biznesie zdarza, że niestety czasami wiążemy się z nieodpowiednimi partnerami. Sprawa jest w sądzie, złożyłam cztery pozwy przeciwko tej firmie dotyczące naruszeń różnego rodzaju. I niech sąd się tym dalej zajmuje. Ja skupiam się na pracy. Jestem prezesem spółki, która produkuje moją markę, moje kosmetyki. Za chwilę, jeszcze we wrześniu, mamy nową odsłonę, która kosztuje mnie dużo pracy, energii i emocji, bo strasznie mi zależy na tym, żeby wyszło tak, jak zawsze marzyłam. To też duża inwestycja, ale fajnie to wygląda. Po drodze trafiłam na cudownych ludzi, z którymi pracuję, tworzę nowy biznes. Są ulepszone formuły kosmetyków, zgodne z najlepszymi ekotrendami, przepiękne opakowania, w końcu bez żadnych kompromisów z mojej strony. Pomimo zmęczenia czuję wielką satysfakcję.